Mieszkańcy gminy Nowe Miasteczko sprzeciwiają się budowie biogazowni. Spotkanie z inwestorem przebiegało w nerwowej atmosferze.
Sprawa, związana z budową biogazowni w gminie Nowe Miasteczko toczy się od dwóch lat. Przypomnijmy: inwestor uzyskał już, jeszcze za poprzednich władz i poprzedniego burmistrza, zgodę na realizację tej inwestycji do mocy pół megawata. Później jednak postanowił zmodyfikować nieco swoje plany i zwiększyć moc do jednego megawata.
W związku z rozpoczęciem od nowa całej procedury, nowa burmistrz gminy, Danuta Wojtasik, zdecydowała się zorganizować tzw. rozprawę administracyjną, na której mieszkańcy mogliby spotkać się bezpośrednio z inwestorem, czyli warszawską grupą kapitałową PGB Inwestycje.
Ludzie mówią „nie”
Spotkanie nie było wymagane pod względem prawnym, jednak, jak podkreślała już wcześniej pani burmistrz, w związku z obawami mieszkańców odnośnie budowy biogazowni (warto przypomnieć, że zebrali grubo ponad 400 podpisów sprzeciwiających się tej inwestycji), chciała umożliwić im bezpośrednią rozmowę.
Doszło do niej 26 listopada. Na miejscu stawiły się dziesiątki osób, sala konferencyjna w nowej remizie strażackiej była wypełniona niemal do końca. Nie brakowało oczywiście emocji i bardzo nerwowych słów. Zdenerwowani ludzie przerywali wystąpienia zarówno samej burmistrz, która prezentowała na jakim etapie znajduje się gmina, a także przedstawiciela inwestora, który opowiadał, jak biogazownia ma funkcjonować w praktyce.
Starcie burmistrzów
Osobną kwestią było także „starcie” byłego włodarza, Wiesława Szkondziaka, z obecną burmistrz. Opisaliśmy to w miniony poniedziałek na naszych łamach. W. Szkondziak zmienił bowiem swoje stanowisko w sprawie tej inwestycji o 180 stopni - choć niegdyś sam się na nią zgodził, to teraz był jej przeciwnikiem. - Mówimy temu zdecydowanie nie! Jeżeli podpisze pani decyzję o warunkach budowy tej inwestycji, to my rozpoczynamy proces odwołania pani ze stanowiska! - krzyczał w stronę obecnej burmistrz. Skąd taka zmiana zdania? Jak twierdził były włodarz, za jego czasów w gminie inwestycje były realizowane „jedna za drugą”, w planach była m.in. budowa dużej hali sportowej. Energia z biogazowni miała służyć jej ogrzewaniu, stąd jego ówczesna zgoda.
Atmosfera gęstniała z każdą minutą, napięcie starał się rozładować moderator dyskusji
D. Wojtasik nie dała się ponieść emocjom. - Nie wątpię, że pan rozpocznie proces - ironizowała jedynie z uśmiechem. - Zdziwiona jednak jestem, bo to jakieś rozdwojenie jaźni - dodawała. - Dlaczego sam pan wcześniej nie zrobił w tej sprawie spotkania z mieszkańcami? - dopytywała m.in. - Spotkania nie było, bo inwestycja nie była realizowana - odpowiadał krótko W. Szkondziak.
Będą smrody czy nie?
Atmosfera gęstniała z każdą minutą, napięcie starał się rozładować moderator dyskusji, Andrzej Włodarczak, pracownik urzędu gminy. Niestety, przez dłuższy czas, emocje zdominowały dyskusję.
Tymczasem, jak próbował tłumaczyć przedstawiciel inwestora, wszystko ma być „bezpieczne” i, przede wszystkim, ma „nie wpływać na smród i jakość powietrza”.
- Zapraszam na inne nasze biogazownię na terenie kraju, można osobiście zobaczyć i sprawdzić jak to wygląda - zachęcał Patryk Stasiak, starszy koordynator ds. projektów PGB Inwestycje.
Jak wyliczał podczas swojej prezentacji, dzięki biogazowni można produkować energię cieplną, którą będzie można wykorzystać na terenie gminy. Poza tym zyskać mogą sami rolnicy, od których skupowana byłaby biomasa (m.in. kukurydza czy buraki). - Nie ma możliwości, aby odory wydostawały się ze zbiorników, proces musi przebiegać beztlenowo - opowiadał. Podkreślał jednak przy tym, że „nic nie będzie robione na siłę”.
Z czasem emocje i krzyki opadły, a mieszkańcy zaczęli zadawać merytoryczne pytania.
Co z siarkowodorem?
Pan Antoni zwracał m.in. uwagę na niebezpieczne dla zdrowia i życia ludzkiego związki jak metan i siarkowodór, które są nieodłączne w przypadku takich inwestycji. Inwestor uspokajał jednak, że wszystko przebiega w obiegu zamkniętym, są także specjale filtry, które wyłapują wszelkie siarkowodory.
- A co z silosami, w których składany będzie materiał? To z nich będzie śmierdzieć - dodawał mieszkaniec. - Silosy będą w takich samych warunkach jak w gospodarstwach rolnych, śmierdzieć może jedynie w przypadku, gdy kiszonka jest źle pocięta, wtedy występują pewne procesy gnilne - uspokajał inwestor.
Obecni na sali mieszkańcy zażądali podczas spotkania deklaracji od pani burmistrz i radnych, chcieli wprost usłyszeć, czy są za budową biogazowni czy też przeciw.
Za blisko zabudowań?
- Nie mam zdania w tej kwestii, nie znam technologii, po to jednak jest nasze spotkanie, aby to poznać - odpowiadała D. Wojtasik. Przyznawała jednak, że jej prywatnym zdaniem, planowana inwestycja jest za blisko zabudowań. - Z drugiej strony rozmawiałam kiedyś z pewnym panem, który mieszkał ok. 50 metrów od biogazowni w Niemczech i nie był on w stanie wyczuć żadnych odorów - mówiła. Podkreślała jednak zdecydowanie, że gmina weźmie pod uwagę wszystkie „za” i wszystkie „przeciw”. - Obecnie jesteśmy na etapie zbierania opinii - zaznaczała.
Radna Jadwiga Podgórska apelowała z kolei o wysłuchanie wszystkich uwag. - Sama mam wiele obaw, ale może wynika to z tego, że nie znamy dobrze tematu. Mamy jednak prośbę do inwestora, aby zastanowił się nad wyborem miejsca - dodawała.
Radny Michał Brysik także zaznaczał, że ma pewne wątpliwości. - Nie podoba mi się jednak państwa nastawienie „nie bo nie”. Po to zebraliśmy się, żeby rozmawiać, wyjaśniać wątpliwości. Osobiście dziękuję pani burmistrz, że stara się wyjaśnić sprawę i poinformować ludzi, za poprzedniego włodarza o sprawie budowy biogazowni nie wiedzieli nawet radni - dodawał.
Zdecydowany sprzeciw odnośnie inwestycji wyrażała z kolei radna Irena Gerlip. - Jestem przeciwko, nie w tym miejscu, nie w tym mieście - zaznaczała dobitnie.
To dopiero początek
Co dalej? Jak podkreślała pani burmistrz, a także sam inwestor, to dopiero początek całej procedury administracyjnej. - Na 2016 rok inwestycja ta nie jest nawet ujęta w planach - zaznaczał P. Stasiak.
Do tematu wrócimy.