Jeszcze kilkanaście lat temu rzecznik prasowy stołecznego zarządu dróg tłumaczył, że „Warszawa to nie wieś, żeby po niej rowerem jeździć”. Teraz jego słowa budzą już tylko śmiech.
Na wyremontowanym właśnie placu przed Urzędem Marszałkowskim pojawiły się drabinki do ćwiczeń i sportów ulicznych. To pierwsza taka inwestycja w jednej z najbardziej ruchliwych ulic w Łodzi.
Strefa sportu przy trasie WZ dziwi niektórych przechodniów. Jednak mnie nie dziwi wcale. Coraz więcej kojarzonych z naturą i wsią rzeczy robimy przecież w centrum miasta.
Jako pierwsze zaatakowały wielkie miasta rowery. Jeszcze kilkanaście lat temu rzecznik prasowy stołecznego zarządu dróg tłumaczył, że „Warszawa to nie wieś, żeby po niej rowerem jeździć”. Teraz jego słowa budzą już tylko śmiech.
Potem przyszła moda na miejskie ogrodnictwo. Kto może, sadzi sobie na balkonie truskawki lub szczypiorek, a co bardziej odważni penetrują opuszczone działki, by rwać do koszyka zdziczałe gruszki, mlecze czy świeżo wyrosłe miejskie pokrzywy.
Inni w mieście biegają. Liczba maratonów i biegów ulicznych rośnie z roku na rok, ćwiczących jest też coraz więcej. Zamiast wdychać świeże powietrze z podmiejskich lasów i łąk, wolą rzeźbić sylwetkę na miejskich chodnikach.
Szał zamiany miasta w zieloną oazę dotyka też samochodów. Ulice są zwężane, zazieleniane, zamykane dla samochodów i przebudowywane. Po co mieszczuchy mają jeździć z leżakiem poza miasto, skoro można przysiąść z książką w zieleni i spalinach parkletu przy ruchliwej ul.Struga?
Zestaw do ulicznych ćwiczeń w sercu miasta jest raczej zwiastunem kolejnych zmian niż wypadkiem przy pracy. Z czasem śródmiejskich siłowni i urządzeń do ćwiczeń będzie coraz więcej.
Będzie też w sercu Łodzi jeszcze więcej aktywności, którym kilka lat temu oddawalibyśmy się tylko na łonie przyrody lub zaszyci na głębokiej wsi.
I właściwie wszystko to byłoby nawet sympatyczne, gdyby nie włączające się coraz częściej alarmy smogowe.