Co kryje się za paragonami grozy? Mówią przedsiębiorcy znad morza
Najpierw pandemia, teraz wojna na Ukrainie i inflacja. Ci, którzy żyją z letniego sezonu, mają powody do obaw. Pytania się mnożą, a do wakacji zostało mało czasu.
Przez ostatnie trzy lata COVID-19 okresowo zamykał i ograniczał działalność hoteli i restauracji. Kiedy pandemia zelżała, turystyczny biznes powoli zaczął wychodzić z marazmu. Proces ten, niestety, przerwała napaść Rosji na Ukrainę. Jednym ze skutków wojny jest rosnąca inflacja. Dotkliwe dla branży są zwłaszcza podwyżki cen mediów i żywności.
- Cena gazu wzrosła o około 400 procent. To jest największy koszt funkcjonowania. Jeśli w hotelu są grzejniki, a kuchnia pracuje na gazie, to obciążenia są potężne. Jeżeli wysoka cena gazu się utrzyma, to ośrodki i hotele zaczną pracować tylko poza sezonem grzewczym. Będą funkcjonować od wiosny do jesieni, bo nie będzie się opłacało grzać obiektów w okresie zimowym - mówi Ryszard Król, właściciel hotelu Król Plaza w Jarosławcu.
Jak zaznacza, nadmorscy przedsiębiorcy, których hotele przyjmują gości przez cały rok, nieustannie zastanawiają się, co zrobić, żeby utrzymać się w słabszych frekwencyjnie miesiącach, jak np. styczeń. Jednym z pomysłów jest oferowanie pełnego wyżywienia: trzech posiłków w trakcie dnia. Tak, aby goście nie musieli szukać restauracji czy kawiarni w okresie, kiedy wiele z nich jest zamkniętych.
- Liczymy jednak na to, że sezon będzie taki, jak w ubiegłym roku, że ludzie po pandemii zaczną przyjeżdżać. W kolejnych miesiącach będziemy chcieli sprowadzać różne grupy turystów, ze Szwecji czy z Danii - dodaje Ryszard Król, który kończy w czerwcu budowę kolejnego hotelu w Jarosławcu. Dzięki tej inwestycji będzie mógł przyjąć ok. 900 gości w całym kompleksie hotelowym.
- Przeżyliśmy pandemię, przeżywamy wojnę w Ukrainie, ale nie poddajemy się i patrzymy w przyszłość optymistycznie - podsumowuje.
Paragonów grozy będzie coraz więcej
Po majówce w mediach społecznościowych, podobnie jak rok temu, pojawiły się pierwsze tzw. paragony grozy. Jedno jest pewne, na lepsze (czytaj - tańsze) się nie zanosi, aczkolwiek...
- Ceny można podnosić, ale w pewnym momencie można przegiąć. Najważniejsze, żeby oszczędzać i dbać o personel - mówi Paweł Breszka, właściciel restauracji Casa Nostra w Darłówku.
Jego zdaniem niektórzy ludzie nie są świadomi tego, jak drogie są np. ryby nad morzem. Wpływ na ceny potraw mają także takie drożejące produkty, jak olej czy mąka.
Od października ubiegłego roku wzrost cen w restauracji Pawła Breszki wyniósł ponad 30 procent. I, jak zaznacza, jest to i tak poniżej tego, co powinien zrobić.
- Jeśli na przykład główka sałaty kosztuje obecnie 10 złotych, to jest niemożliwe, że potrawa, którą serwujemy, będzie cały czas w tej samej cenie. Do tego dodajmy obsługę, sprzątanie, światło, muzykę, klimat i toaletę. O tych kosztach także należy pamiętać - dodaje. - Koszty stałe są nieprzewidywalne. Jeśli, ogrzewając lokal, dostawałem w grudniu, styczniu i marcu trzy rachunki w różnych stawkach, to o czym my mówimy.
Przedsiębiorca z Darłowa tłumaczy, że rosną nie tylko ceny poszczególnych produktów żywnościowych, ale i utrzymania pracowników, którzy też przecież mają swoje rodziny i zobowiązania.
Nasz rozmówca podkreśla, że wiele zależy też od wzrostu stóp procentowych. Dużo osób spłaca przecież kredyty. Niekoniecznie będzie stać je na wakacje.
- Nie ma takiego spokoju, jak był wcześniej. Gdzieś z tyłu głowy jest myśl, że tych pieniędzy może nie starczyć. Boję się, że to będzie intensywny sezon, ale krótki, czyli w okresach gorących będzie dużo ludzi, a w momencie, kiedy pogoda się pogorszy, masowo wyjadą - mówi darłowski restaurator.
Wzrost kosztów produktów, ale i transportu, spędza sen z powiek także właścicielom darłowskich kawiarni.
- Cena kawy za kilogram wzrosła o osiem złotych. To tylko jeden z produktów, który jest niezbędny do funkcjonowania kawiarni. Z każdymi zakupami w hurtowni jest coraz drożej - mówi Anna Rybińska z Darłowa, właścicielka kawiarni Ani Ani.
Na zagranicznych bogaczy lepiej nie liczyć
Jak sprawę komentują eksperci z Północnej Izby Gospodarczej? Jednoznacznie wskazują, że przedsiębiorcy z pasa nadmorskiego powinni szykować się na wysoki popyt wśród turystów krajowych, ale już nie zagranicznych - na przykład z Niemiec czy Skandynawii. Ma to związek z wojną na Ukrainie.
- Sytuacja przedsiębiorców nie jest łatwa, biorąc pod uwagę, że to właśnie turysta zagraniczny zwykle był turystą hojniejszym i pozwalającym sobie na wypoczynek bardziej luksusowy. Polscy turyści są liczni i ich obecność bardzo cieszy, ale wszyscy jesteśmy zgodni, że w tym roku ich sytuacja finansowa nie jest zbyt dobra - inflacja, wzrost stóp procentowych, niepewność związana z wysokością wynagrodzeń i pracą. Wiele osób musi narzucić sobie wysoki reżim finansowy, a to będzie powodować, że na wakacjach też będziemy oszczędzać - komentuje Hanna Mojsiuk, prezes Północnej Izby Gospodarczej.
Jak tłumaczy, po rozmowach z przedsiębiorcami z województwa zachodniopomorskiego pojawia się wiele sugestii i pomysłów, jak wesprzeć gastronomię i hotelarstwo. Przypomina, że podczas pandemii sukcesem okazał się bon turystyczny. Eksperci z Północnej Izby Gospodarczej tłumaczą, że w obecnej sytuacji dobrym rozwiązaniem byłby np. krótszy termin na wykorzystanie bonu.
- Byłoby to wielkie wsparcie dla sektora turystycznego i dla polskich rodzin zmartwionych galopującą inflacją i wysokimi kosztami. Widzimy bardzo duży wzrost cen w kurortach - niektóre podwyżki są oczywiste ze względu na to, że rosną ceny wszystkiego. Apelujemy jednak także do przedsiębiorców o rozsądek - kolejne „paragony grozy” będą powielane przez media i internautów, a to na pewno nie pomoże nam w budowaniu wizerunku kurortów jako miejsc przyjaznych do wypoczynku - dodaje.
Ten sezon spokojny nie będzie
O czasach sporej niepewności dla przedsiębiorców powiedziała nam także inna ekspert z Północnej Izby Gospodarczej.
- Turystyka lubi planować sezon kilka miesięcy do przodu, a teraz trzeci rok z rzędu należy spodziewać się, że turyści decyzje o wypoczynku będą podejmować w trybie last minute i chodzi nie tylko o wypoczynek zagraniczny, ale także krajowy - mówi Małgorzata Marczulewska, prezes Grupy Averto, windykator i ekspert gospodarczy.
Jak zaznacza - wszystko zależy od sytuacji finansowej, tego, czy wojna będzie dalej postępować i tego, czy pandemia rzeczywiście będzie przeszłością, czy może zagrożenie będzie nadal tkwić w naszych głowach.
Również ona obawia się, że szalejąca inflacja i wzrost rat kredytów wpłynie na wybory turystów.
- Uważam, że dla przedsiębiorców mniejsze znaczenie gospodarcze mają wojna i pandemia, a zdecydowanie większe inflacja i stopy procentowe. Jak ktoś musi płacić dwukrotnie wyższą ratę kredytu mieszkaniowego, to nie w głowie mu wakacje nad Bałtykiem. To najpoważniejsza obawa i generator gospodarczej niepewności - podkreśla i dodaje, że wielu przedsiębiorców wciąż boryka się z zadłużeniem wynikającym z czasu pandemii. - Mamy wiele przypadków windykacji wobec restauratorów, na szczęście trochę mniej ze strony hotelarzy. Życzymy przedsiębiorcom udanego sezonu, ale na pewno nie będzie to jeszcze sezon spokojny.
W związku z obawami turystów, dotyczącymi sytuacji na Ukrainie, Północna Izba Gospodarcza przygotowuje obecnie kampanię pt. „Polska jest bezpieczna. Zapraszamy na wakacje”, której celem jest szerzenie świadomości na temat atrakcyjności turystycznej Pomorza Zachodniego i obalenie stereotypu, że przez wojnę na Ukrainie Polska jest krajem, w którym wyjazd wakacyjny wiąże się z jakimkolwiek dyskomfortem.