Co mają do powiedzenia o życiu prezydent, papież i niezależny sąd
Gdy idzie o ratunek dla człowieka umierającego na oczach całego świata, prezydenci USA stają ramię w ramię papieżami. Rzecz jasna, nie każdego człowieka i nie w każdym miejscu, bo przecież odejście z tego świata przytrafia się codziennie dosłownie wszędzie i trudno wymagać, by przewodnicy polityczni i duchowi pochylali się nad czymś tak trywialnym. Ostatnio prezydent Donald Trump i papież Franciszek zabrali razem głos, solidaryzując się z rodzicami niespełna rocznego Anglika - Charliego Garda. Rodzice toczyli przed sądem spór z londyńskim szpitalem, bo lekarze wystąpili o odłączenie chłopczyka od aparatury podtrzymującej życie.
Nieuleczalna genetyczna choroba sprawiła, że na skutek zamierania mózgu i mięśni dziecko nie było w stanie ruszać rękoma ani nogami, nie widziało, nie słyszało i nie oddychało samodzielnie. Prezydent i papież poparli starania rodziców o eksperymentalną terapię w USA, ale w Wielkiej Brytanii sądy są całkowicie niezależne, stanęły po stronie szpitala i w ostatni piątek skończyła się męka Charliego Garda. Dodajmy, że późniejsze badanie potwierdziło, że nie było już najmniejszej szansy, by stan dziecka się poprawił.
Inny prezydent, mianowicie George W. Bush, oraz dostojnicy kościelni zabrali głos 12 lat temu, gdy niezależny amerykański sąd nakazał, by po 15 latach utrzymywania w śpiączce odłączono od aparatury 40-letnią Terri Schiavo. Domagał się tego mąż kobiety, a przeciwni byli jej rodzice. Zdjęcia uśmiechającej się Terri obiegły wówczas media całego globu, ale ten uśmiech nie był w najmniejszym stopniu świadomy. Wykonane po śmierci badanie wykazało, że jej organizm nie miał szansy wyjść poza fazę bezmyślnego wegetowania. Po trzech latach identyczny los spotkał Włoszkę Eluanę Englaro, o co przed niezależnym tamtejszym sądem zabiegał jej ojciec. Akurat w tej sytuacji nie odezwali się żaden prezydent czy kardynał.
Wspomniane przypadki różnią się, oczywiście, od tych, którymi zajmuje się na przykład klinika Budzik, założona przez fundację Ewy Błaszczyk, skąd co jakiś czas nadchodzą wiadomości o wybudzeniach. Rozumiem, że lekarze dają cień nadziei tym pacjentom, więc wieloletnie oczekiwanie nie jest tylko postulatem zrozpaczonej rodziny, która nie potrafi się pogodzić z odejściem. Za szokującymi opinię publiczną przypadkami sądowej ingerencji w kwestie życia i śmierci stoi rzecz jasna niezwykły postęp medycyny, bez którego Charlie, Terri i Eluana opuściliby ten padół łez bez najmniejszych kontrowersji.
W innych dziedzinach nauki też nie zasypiają gruszek w popiele. Mnie zaciekawiła niedawno informacja o tym, że niejaki James Vlahos stworzył tzw. chatbota, dzięki czemu może konwersować z nieżyjącym ojcem. Wyjaśnijmy, że chatbot to informatyczny program, naśladujący głos lub wyrażający na ekranie komputera myśli do złudzenia przypominające żywego człowieka. Kiedy senior Vlahos dowiedział się, że jest nieuleczalnie chory, na prośbę syna zaczął spisywać swoje wspomnienia, dykteryjki i wypowiedzi na przeróżne tematy. Po jego śmierci syn poddał to wszystko umiejętnej obróbce i teraz pisze do ojca, a ten mu odpowiada, jakby wciąż był między nami.