Co można wyczytać z kropelki krwi? Nawet to, że ktoś... właśnie się zakochał [rozmowa]
U jednych krew się burzy, a inni zachowują zimną krew. Czy można mieć we krwi talent do muzyki? Mówi prof. Aleksander Skotnicki, wybitny hematolog z Krakowa.
Uważa się, że krew, tak jak szpik kostny, są dla nas cenniejsze niż złoto. Dlaczego nadaje się im takie znaczenie?
Przede wszystkim dlatego, że bez krwi nie moglibyśmy przeżyć jednego dnia ani jednej minuty. A przygoda z tą substancją zaczyna się dużo wcześniej, właśnie w szpiku kostnym. To znajdująca się najgłębiej w całym organizmie tkanka produkująca krwinki i uwalniająca je na obwód. Szpik ma tak duże znaczenie dla naszego organizmu, że schowany jest w twardych kościach, a dokładniej w jamach szpikowych. Nie bez powodu mówimy przecież, że zmarzliśmy aż do szpiku kości.
Albo że ktoś jest zepsuty do szpiku kości, zdemoralizowany.
O księdzu Stanisławie Musiale, jednym z moich przyjaciół mówiono, że był franciszkaninem do szpiku kości, mimo że był jezuitą. Mówiąc o szpiku kostnym zawsze chodzi nam o to, co jest najgłębiej, schowane i bardzo chronione, aby nie uległo wpływom zewnętrznym.
Dlaczego organizm tak bardzo chroni szpik?
Bo mimo ważnych funkcji jakie pełni, jest bardzo wrażliwy. Cechą szpiku kostnego jest, fachowo mówiąc, możliwość różnicowania wielokierunkowego. Chodzi o to, że z jednej komórki macierzystej szpiku powstają różne komórki potomne, pełniące zupełnie inne funkcje. Dlatego do układu krwionośnego wypuszcza czerwone i białe krwinki, a wśród tych białych m.in. limfocyty czy granulocyty. Każda z nich ma do spełnienia inną rolę w ustroju. Jedne walczą z wirusami i nowotworami, kolejne pożerają bakterie, a jeszcze inne - tak jak czerwone krwinki - przenoszą tlen z płuc do tkanek. Oprócz tego, krew składa się również z osocza, w którym znajdują się elektrolity takie jak potas, magnez, wapń oraz różne białka jak albuminy, przeciwciała, liczne enzymy i hormony.
Niektórzy twierdzą, że we krwi mają też talent do muzyki.
Tak, chociaż ta metafora niewiele ma związku z rzeczywistością. Mimo że krew dziedziczymy po rodzicach, zdolności i predyspozycje przekazywane są na drodze genetycznej. W przeciwnym wypadku, po przeszczepie szpiku lub krwi, moglibyśmy tracić swoją osobowość i talent. Na szczęście, wszystko to dzieje się na znacznie wyższym poziomie ewolucji, w mózgu.
Zostańmy przy tym, co rzeczywiście jest we krwi. Dlaczego w badaniach jednym razem mamy kilka tysięcy białych krwinek, a innym kilkanaście?
Ponieważ szpik posiada jeszcze jedną bardzo ważną cechę - zdolność do reagowania na potrzeby organizmu. Jeśli mamy zapalenie płuc, ustrój wysyła informację do szpiku, aby ten uwolnił dużo więcej białych krwinek - leukocytów, mających walczyć z infekcją. Tak samo jest w przypadku krwawienia. Odpowiedzialne za to białko wyzwala z komórki macierzystej większą liczbę płytek, aby krwawienie ustało, i aby zabezpieczyć organizm przed wykrwawieniem. Są to mechanizmy, które pozwalają nam przeżyć mimo wielu zagrożeń, z którymi na co dzień mamy do czynienia. Więc idziemy przez życie w dobrym zdrowiu, mimo że codziennie tysiące bakterii, drobnoustrojów, wirusów i grzybów może dążyć do dezintegracji naszego organizmu.
Dlatego krew często kojarzymy z symbolem życia.
I nie tylko dlatego. Proszę sobie wyobrazić, że komórki szpiku kostnego mogą się same namnażać. Z matczynej komórki powstaje potomna i jednocześnie siostra, a to oznacza, że szpik kostny nigdy się nie wyczerpuje. Uważa się, że w naszym organizmie mógłby tak pracować 200 lat, gdybyśmy wcześniej nie umierali z powodu chorób sercowo-naczyniowych czy nowotworów.
Szpik kostny nigdy się nie wyczerpuje. Mógłby pracować w organizmie 200 lat gdybyśmy nie umierali z innych powodów
Nie jest też mitem, że krew to niezastąpione lekarstwo.
Oczywiście. Przeciętna osoba ma jej pięć litrów. Jeśli odda 300 ml, to może - pośrednio - uratować komuś życie. W jej szpiku kostnym komórki szybko się zregenerują, a dla kogoś ta ilość może być zbawienna. W tym sensie krew też jest życiodajna - dzięki honorowemu krwiodawstwu mogę leczyć swoich pacjentów. A przyszłym hematologom powtarzam jeszcze jedną rzecz. Że do kropli krwi muszą mieć szacunek, bo ich całe życie zawodowe będzie związane z jej analizą, odnajdywaniem nieprawidłowych zmian i łączeniem tego z objawami pacjenta.
Z jednej kropli tak wiele można wyczytać?
Jeżeli we wspomnianym badaniu krwi okaże się, że mamy 15 tysięcy białych krwinek, mimo że zwykle jest ich trzy razy mniej, to wiemy już, że organizm walczy z infekcją. Jeśli mamy mniej czerwonych krwinek, co nazywamy anemią, to zastanawiamy się, czy przyczyną nie jest przewlekłe krwawienie lub np. nowotwór. To niezastąpione źródło informacji. Z kropli krwi możemy dowiedzieć się, czy ktoś wczoraj się zakochał, bo znajdujące się w niej hormony, beta-endorfiny, będą podwyższone. Albo czy niedawno podróżował. Dlaczego? Bo w wynikach badań znajdziemy przeciwciała na antygeny, które nie występują w Polsce, ale można się z nimi zetknąć np. w Afryce.
Z drugiej strony, sam widok krwi wywołuje emocje. Niektórzy mdleją, innym robi się słabo.
Dzieje się tak, bo krew nie powinna znajdować się poza naczyniami. To widok nienaturalny, do którego nie jesteśmy przyzwyczajeni. Osoby wrażliwsze na cierpienie drugiego człowieka mogą doznać wstrząsu wewnętrznego - wtedy naczynia rozszerzają się, ciśnienie jest mniejsze i mogą nawet zemdleć. A jeśli sami mocno się zranimy i zrobi nam się słabo patrząc na własną krew, jest to najczęściej skutek niedotlenienia mózgu. Nie zapominajmy, że znajdujące się we krwi czerwone krwinki, w tym hemoglobina, są niezbędne, by transportować tlen i uwalniać go w poszczególnych tkankach. Łatwo jest również poznać, że ktoś ma za mało czerwonych krwinek, bo jest blady. Wtedy te krwinki, które pozostały, przenoszą się ze skóry do narządów życiowo ważniejszych, takich jak mózg i serce. To kolejna reakcja obronna naszego organizmu. Co ciekawe, hemoglobina znajdująca się w czerwonych krwinkach - a jest ich tysiąc razy więcej niż białych - nadaje charakterystyczny, bladoróżowy kolor skóry.
O szlachetnie urodzonych mówiono, że płynie w nich krew błękitna?
Powiedzenie to nie miało związku z ukrwieniem ani liczbą komórek we krwi. Eleganckie panie po prostu zawsze nosiły parasolkę, dbając w ten sposób o śnieżnobiałą cerę. Z założenia osobami opalonymi były te, które pracowały fizycznie, w polu, czyli pochodziły z niższych warstw społecznych. U nieopalonych dużo łatwiej było dostrzec żyły, nie inne jak niebieskie, błękitne.
A jeśli chodzi o omdlenia i emocje - nie każdy z nas potrafi zachować zimną krew. U niektórych krew się wręcz burzy.
Można zauważyć, że mówimy o tym wtedy, gdy pojawia się jakieś wydarzenie, stresująca sytuacja albo osoba, która nas drażni, podnosi nam ciśnienie. I słusznie. Burzenie krwi to właściwie nadciśnienie. Kiedy coś nas zdenerwuje, nasze serce bije szybciej, burzy krew. Mówimy, że krew uderza komuś do głowy. W rzeczywistości to niebezpieczne. Skoki ciśnienia mogą uszkodzić naczynie, przez co dojdzie do wylewu. Ale w takiej samej sytuacji inna osoba zachowa zimną krew. Nie zareaguje na stres, nie będzie się tym tak bardzo przejmować. Serce będzie biło jak dotychczas, a krew popłynie spokojnie. Jedni na to samo zareagują gwałtownie, inni przyjmą to spokojnie. Ostatecznie zdrowsi są ci, którzy nie będą się tym przejmować. A czy etycznie tak jest lepiej, to sprawa względna.
No właśnie, krew kojarzy się nie tylko z życiem, przywodzi na myśl chociażby śmierć. Skąd te skrajności?
Jeżeli dojdzie do nagłego urazu, utrata dwóch litrów krwi może być już śmiertelna. Krew widzimy najczęściej w sytuacjach dla nas nieprzyjemnych. Kiedy się skaleczymy, kiedy widzimy, że ktoś upadł i rozbił głowę. Ciągłość tkanek jest przerywana przy wypadkach, a wykrwawienie jest jedną z przyczyn śmierci. Ale to dowód na to, jak bardzo potrzebujemy krwi, żeby żyć.
Autor: Julia Kalęba