Co się działo z pieniędzmi Polaków w roku pandemii?
Rekord padł 13 marca 2020 roku. Pod wpływem informacji o ograniczeniach pandemicznych Polacy masowo poszli do banków i bankomatów po gotówkę. Tego dnia wybrano z lokat i rachunków indywidualnych w sumie 6 miliardów złotych.
Tego dnia o godzinie 13:00 rząd ogłosił lockdown, a Polacy masowo ruszyli do banków po pieniądze. Skala operacji jest taka, jakby w ciągu kilku godzin 2 miliony ludzi wypłaciło w gotówce po 3 tysiące złotych. W niektórych miejscach konwojenci nie nadążyli z dostawą gotówki i bankomaty przestały działać, ale były to pojedyncze przypadki.
Druga fala masowych wypłat gotówki pokryła się z informacjami o drugiej fali pandemii w październiku i listopadzie.
Do końca grudnia 2020 roku wartość wszystkich depozytów czyli lokat bankowych zmniejszyła się o 44,4 miliarda złotych (o 24,1 procent), podczas gdy we wcześniejszych latach systematycznie rosła. Gdyby w bankach zabrakło gotówki w takich sytuacjach, to może dojść do niebezpiecznej paniki, która zagrozi bezpieczeństwu całego systemu, bo żaden bank nie ma w gotówce pieniędzy wystarczających na wypłacenie wszystkich lokat. Banki te ruszyły po swoje depozytu w Narodowym Banku Polskim, a NBP zaczął dodrukowywać pieniądze. Wcześniej natomiast systematycznie rósł udział elektronicznych i wirtualnych pieniędzy z naszym obiegu.
NBP zaczął więc dodrukowywać pieniądze na skalę wcześniej nie notowaną.
Łącznie w 2020 roku wydrukowano bądź wybito w Mennicy Polskiej banknoty i bilon wart 83 miliardy złotych. Zasoby gotówki na ryku wzrosły do rekordowej kwoty 322 miliardów złotych w obiegu czyli o 34 procent w stosunku do grudnia 2019. Za wyprodukowanie takiej ilości pieniędzy NBP zapłacił Mennicy Polskiej 321 milionów złotych. Żeby obniżyć koszty produkcji bilonu (do nominału 1 złotego) zmieniono skład stopu na tańszy choć też mniej trwały.
Zacytowane wyżej dane statystyczne przedstawiła 14 lipca na posiedzeniu Sejmowej Komisji Finansów wiceprezes NBP Marta Kightley. Natomiast Jarosław Borowski z Najwyższej Izby Kontroli, który nadzorował kontrole NIK w NBP, wyraził obawy Izby co do przede wszystkim poziomu inflacji w 2021. Poseł KO Dariusz Rosati mówił o narastającej bańce spekulacyjnej na rynku nieruchomości oraz o groźbie utrzymania się inflacji w sposób stały na poziomie 4 – 6 procent.
- Podstawowym parametrem mierzącym stopień rozgrzania rynku nieruchomości jest relacja przeciętnego wynagrodzenia do przeciętnej ceny transakcyjnej jednego metra na rynku – odpowiadał na zarzuty Dariusza Rosatiego Paweł Szałamacha z zarządu NBP. – Ta relacja jest stała, to oznacza, że nie następuje podgrzanie bańki nieruchomościowej.