Co się dzieje z polską telewizją?
Pierwsza polska telewizja publiczna pojawiła się w 1937 roku, a jej eksperymentalny program był nadawany dzięki antenie umieszczonej na warszawskim wieżowcu Prudential. Była to telewizja naziemna o zasięgu sygnału wizji zaledwie w promieniu 20 km.
Prace nad jej udoskonaleniem przerwała II wojna światowa, a po jej zakończeniu telewizję uruchomiono w 1952 roku, stopniowo poszerzając jej zasięg i dostępność. Dobrze pamiętam, że po raz pierwszy oglądałem jakiś program w 1958 roku w Bielsku-Białej u moich znajomych, którzy posiadali pierwszy telewizor lampowy polskiej produkcji o nazwie „Wisła”.
W okresie Polski Ludowej telewizja była tubą propagandową i wszyscy o tym wiedzieli. Informacji o Polsce i spoza jej granic dostarczały w języku polskim liczne zagraniczne rozgłośnie radiowe, zwłaszcza „Głos Ameryki” i „Wolna Europa”. Dopiero w styczniu 1990 roku dopuszczono oglądanie telewizji radzieckiej ORT 1 w Warszawie i włoskiej Rai Uno w niektórych rejonach Polski. I tak Warszawa otrzymała łączność z Moskwą, a Kraków z Rzymem.
To był prawdziwy zwiastun, że władze nie są już w stanie zablokować dostępu Polaków do wieści z Zachodu. Telewizja polska oferowała programy, zwłaszcza kulturalne, które warto było oglądać i miała też ten atut, że nie emitowała reklam. Znalazłem ostatnio list, wysłany do rodziny ze Stanów Zjednoczonych w 1961 roku, w którym pisałem, że telewizja w Stanach często przerywa normalne programy, emitując rozmaite reklamy, co mi się zupełnie nie podoba.
Telewizja po 1989 roku spełniła wielką rolę, niecała i nie we wszystkim, ale jednak wspierając wolnościowe aspiracje Polaków, mimo że ciągle była na usługach rządzących, przy czym szła zwykle w kierunku wspierania demokracji liberalnej, zgodnie z trendami Zachodu.
Można to było zrozumieć ze względu na politykę, zmierzającą do oderwania się od komunistycznych układów, a wspierającą otwarcie się na Zachód. Niestety, chyba ze względów komercyjnych polska telewizja coraz to głębiej sięgała do płatnych reklam, które mają zaspokoić jej potrzeby finansowe.
Nie byłoby w tym nic złego, gdyby ten kierunek dofinansowania drogiej telewizji mieścił się w granicach rozsądku. Niestety, dzisiaj te granice są przekraczane, a nawet można odnieść wrażenie, że telewizja publiczna skupia się przede wszystkim na zyskach z publikacji reklam, a odbiorcy jej programów są tylko tłem i okazją do zyskiwania pieniędzy. Czy to jest oskarżenie? Tak! Zdecydowanie tak! Od właścicieli telewizji prywatnych można sobie życzyć, by w tej sprawie zachowali umiar, ale od telewizji publicznej mamy prawo tego żądać, bo jest ona opłacana przez podatników, którzy - jak sądzę - nie chcą tracić czasu na wpatrywanie się godzinami w propozycje zakupów, w rodzaju „Kup pan cegłę!”.
Łatwo sprawdzić, jak to wygląda. Wystarczy o jakiejkolwiek godzinie sprawdzić dostępne kanały telewizji. Ręczę, że znajdziecie tam przede wszystkim aptekę z lekami na wszystkie choroby, kosmetyki zdolne przemienić potwora w cud natury, żywność, która zaspokaja najsubtelniejsze smaki, modne ubiory na wszystkie okazje, następnie różne przyjemności życia, jak korzystanie z renomowanych miejsc wypoczynku, a także z dobrej kuchni. Chcecie obejrzeć ciekawy film? Możecie, ale jesteście narażeni na piętnastominutowy ciąg reklam przed jego emisją. Kierowanie się wyłącznie motywami komercyjnymi jest kpiną i oszustwem odbiorców.
To tylko kilka spośród mnóstwa mankamentów polskiej telewizji publicznej. Promocja przemocy, zgniłego moralnie życia niektórych celebrytów sieje zamęt i sprowadza wartość życia ludzkiego do głupiej, nieodpowiedzialnej zabawy.