Co siedziało w głowie ojca Dawida? Pytamy dr. Szaszkiewicza, psychologa sądowego
Do końca cała Polska żyła nadzieją, że 5-letniego Dawidka uda się odnaleźć żywego. Niestety, znaleziono zwłoki. Wygląda na to, że zabił go własny ojciec. A potem sam popełnił samobójstwo. O tę sprawę pytamy dr. Macieja Szaszkiewicza, profilera, psychologa sądowego.
Spodziewał się pan takiego rezultatu poszukiwań?
Na początku myślałem, że ojciec dał komuś to dziecko, żeby zostało wywiezione. Ta sprawa jest dość zaskakująca i tajemnicza.
Dlaczego?
Przypadki zabójstw własnych dzieci się zdarzają, i to wcale nie tak rzadko. Czasem są to samobójstwa rozszerzone, kiedy dorosła osoba odbiera sobie życie, bo nie może dalej funkcjonować - w jej mniemaniu - w tym złym świecie. Dziecka - znów w jej mniemaniu - nie może skazać na to straszne piekło na ziemi, więc je zabija. Ludzie, którzy popełniają samobójstwo rozszerzone, myślą tak: ratuję moje dziecko od życia w tych okropnych warunkach, a one będą jeszcze gorsze dla niego, jeśli mnie nie będzie. Więc zabierają dzieci ze sobą na tamten świat.
Jak akt łaski.
Bywają też takie przypadki, w których samobójstwo rozszerzone jest podbarwione zemstą, odwetem na matce lub ojcu. Tutaj natomiast mamy zadziwiającą rzecz. Bo ten mężczyzna nie popełnił właściwie samobójstwa rozszerzonego. To było najpierw zabójstwo dziecka, a samobójstwo - później. Dlaczego on nie zrobił czegoś, co jest najprostsze?
To znaczy czego?
Mógł na przykład wziąć dziecko na ręce i rzucić się z nim pod pociąg. Albo rozpędzonym autem wjechać w drzewo - zginęliby obaj na miejscu. Tymczasem ojciec rozdzielił te dwie śmierci. Ile czasu upłynęło od zabójstwa chłopca?
Samochód zatrzymał się po raz pierwszy o godz. 17.28, później o 18.30. A Paweł Ż. zabił się o godz. 20.52.
No właśnie, to dziwne, że tyle czasu minęło od zabójstwa do samobójstwa. Rzadko też jest tak, żeby dziecko przy samobójstwie rozszerzonym było zabijane tak krwawo.
Chyba też nietypowe jest, że ukrył ciało - skoro chciał się zabić, to po co to zrobił?
Nie ukrył sprytnie, raczej dość naiwnie. Ale o tym, że ten przypadek należy rozpatrywać osobno jako zabójstwo chłopca i samobójstwo tego mężczyzny - świadczy właśnie jego plan. On wszystko dobrze przemyślał, działał bardzo racjonalnie. Najpierw wziął dziecko, które później połączył telefonicznie z matką, a zaraz potem je zamordował, po czym wysłał jej SMS-a, że nigdy więcej nie zobaczy syna.
Ale skoro planował zbrodnię, to czemu zadał tyle ciosów, a nie zabił chłopca, np. podając mu truciznę?
Rzeczywiście, dziecko miało wiele ran, a im więcej ciosów, tym większe emocje targają zabójcą. Ale liczba uderzeń nie musi świadczyć o amoku. Gdy ugodzi się człowieka w serce, to on daje jeszcze znaki życia. Ten mężczyzna może zadał więcej ciosów dla pewności, że dziecko nie żyje. Ale teraz pytanie: czy on kochał tego chłopca? Raczej nie zabił go z miłości ani po to, by go uchronić przed „złem tego świata”. A to dyskwalifikuje sprawę jako samobójstwo rozszerzone, chroniące dziecko przed cierpieniem. Może uważał, że źródłem tego cierpienia będzie matka dziecka?
Ojciec Dawida mógł być chory psychicznie?
Nie. Ludzie, jak słyszą, że ktoś zrobił coś drastycznego, od razu zastanawiają się, czy sprawca był chory psychicznie. A zwykle tak nie jest.
Możemy to stwierdzić na pewno?
Nic nie wskazuje na to, żeby był chory. Mógł mieć natomiast zaburzenia psychopatyczne - wtedy rozumiałby swój czyn, mógłby go zaplanować, ale nie odczuwałby wyrzutów sumienia. Psychopaci są wyzuci z uczuć.
Często, gdy stanie się tragedia, sąsiedzi potem mówią: to normalna rodzina była.
Albo właśnie mówią, że „on ostatnio był jakiś dziwny”. Albo się okazuje, że sąsiedzi coraz częściej słyszeli kłótnie tej rodziny. Kłótnie są częste w rodzinach i nie wywołują alarmowego niepokoju.
Jakie mogły być motywy Pawła Ż.?
Przeróżne. Mówi się o jego zadłużeniach wynikających z hazardu i o tym, że rozstał się z żoną. Kobieta zgłosiła, że się nad nią znęcał, niedawno się wyprowadziła. Ale musieli się porozumieć, skoro on widywał dziecko i spędzał z nim czas sam na sam. Czyli to znaczy, że nie mieli jakichś nienawistnych relacji.
To mogła być zemsta albo obawa, że żona odbierze mu dziecko?
To drugie raczej nie, skoro się z nią dogadywał, żeby widywać się z synem. Ale jeśli chodzi o relacje między rodzicami, to nie wiem, czy kiedykolwiek poznamy prawdę. Bo może jest jakiś przyczynek żony w tym, że małżeństwo się rozpadło, i niekoniecznie będzie chciała o tym mówić policji albo psychologom.
Jaki na przykład?
Zdrada albo pieniądze. On był w długach, nie miał pieniędzy, być może ona już nie chciała mu pożyczać. Może czuł się też zastraszony, nie wiemy, u kogo był zadłużony.
Dziecko by zabił za długi?
Nie, za długi i złe relacje z żoną popełnił samobójstwo. Ale żeby zabić dziecko w zemście, to musiał coś zarzucać żonie. Coś, co wywołało w nim straszną nienawiść i wielkie poczucie krzywdy. I postanowił ją ukarać, wziąć odwet za te krzywdy. Ale to są tylko domysły, zbyt mało jeszcze wiemy. Bardzo trudno zrozumieć tę sprawę.
Skoro hipotetycznie zakładamy, że ojciec Dawida czuł się skrzywdzony przez swoją żonę, to czemu nie zabił jej, tylko własnego syna?
Mógł pozostawać pod jej wpływem, czuć, że żona zbija każdy jego argument, wyrzuca mu hazard, długi, lekkomyślność. I to go mogło przytłaczać. A może miał przez długi jakieś porachunki z mafią? Ktoś mu groził, a on już nie widział drogi?
Był ofiarą?
Nie wiemy. Miał nałóg, mógł się nie umieć bronić przed oszustwami i poddawać dominacji. Biegli psychologowie, jeśli będą powołani, pewnie to wyjaśnią.
Czyli pan by stawiał, że to było zabójstwo?
Mieszanka, czyli samobójstwo rozszerzone własne (na skutek oceny swojego położenia jako beznadziejnego) oraz zabójstwo dziecka (aby chronić je przed piekłem na ziemi). Jeśli sprawca o to „piekło” obwiniał żonę, to w grę mogło wchodzić także zabójstwo z odwetu. Z jednej strony jakieś jego przygniatające psychicznie problemy, a z drugiej to poczucie krzywdy, którą mu - być może w jego mniemaniu - wyrządziła żona. I któryś z tych czynników przeważył w procesie decyzyjnym. Ale oba elementy na siebie oddziaływały.
Można temu było zapobiec?
Wie pani, czym się różni agresja od przemocy? Agresja to emocja, a przemoc to zachowanie pod wpływem agresji. Czyli może być tak, że ktoś żywi skrajną agresję wobec kogoś i chce go zabić, ale nijak tego nie objawia. Mężczyzna, który zabił prezydenta Gdańska, planował zbrodnię kilka miesięcy i pielęgnował w sobie tę krzywdę, którą - jak twierdził - wyrządzili mu politycy. Ale nikt o tym nie wiedział, nawet jego matka. Miał więc w sobie nasiloną agresję dłuższy czas, a przemoc uruchomił w zaplanowanym momencie.
Czy społeczeństwo bagatelizuje sygnały? Na przykład słyszy się częste kłótnie sąsiadów, ale nikt nie interweniuje, bo myśli: to nie moja sprawa.
Znieczulica społeczna jest dość powszechna. Przykładem jest ostatni marsz w Białymstoku, gdzie bito innych ludzi i praktycznie nikt nie reagował.
Czytałam o takim przypadku samobójstwa rozszerzonego, gdy matka zabiła dwie małe córki, bo bała się, że jedna może mieć raka i chciała je w tej sposób uchronić od cierpienia. Czy taka osoba mogła być zdrowa psychicznie?
To motywacja banalna i naiwna, a że naiwnych ludzi nie brakuje, to mogło się i tak zdarzyć. Ale to nie choroba psychiczna, tylko prymitywizm i głupota. Dr Jerzy Pobocha opowiadał o takim przypadku: spokojny mężczyzna któregoś dnia, jedząc śniadanie z matką, włożył jej do oczu dwie łyżki. I zabił. Później nie bardzo potrafił wytłumaczyć, dlaczego to zrobił. Ludzie chorzy psychicznie mają często takie impulsy, które ich popychają do różnych czynów.
To może w przypadku ojca Dawida to był właśnie taki impuls?
Nie, bo tu nie ma żadnych wskazówek o jego leczeniu, chorobie, urojeniach. Oczywiście, to wszystko domysły - nie mamy dostępu do dokumentacji, snujemy jedynie nasuwające się hipotezy na podstawie doniesień medialnych.
Jak ustala się motywy działań kogoś, kto już nie żyje?
W przypadkach, kiedy sąd ma dylemat, czy samobójstwo jakiejś osoby było możliwe, psychologowie i profilerzy muszą sporządzić portret psychologiczny tej osoby. Bardzo dokładnie bada się rodzinę sprawcy, jego znajomych, współpracowników - przeprowadza się liczne rozmowy. Trzeba dowiedzieć się jak najwięcej o tej osobie - jakie miała zainteresowania, pasje, czego nie lubiła, co ją denerwowało, jakie miała dzieciństwo. Choroby, doświadczenia przeżycia dobre i traumatyczne itd. I z tego wyłania się obraz osoby, która mogła - lub nie - mieć tendencje samobójcze.
Co może wskazywać, że ktoś raczej nie mógł się targnąć na swoje życie?
Jeśli w trakcie badania okazuje się, że delikwent właśnie kończył budowę domu, osiągał sukcesy w pracy i miał plany na przyszłość - to mało prawdopodobne, żeby chciał popełnić samobójstwo. Wtedy bada się inne przesłanki. Innym przykładem „badania psychologicznego” są testamenty. Dajmy na to, że zmarła starsza osoba. Znaleziono jej testament i okazuje się, że kobieta pominęła w nim własne dzieci, a majątek przepisała na kogoś, kogo ledwie znała. Jej dzieci mogą wnieść sprawę do sądu, że testament musi być fałszywy, napisany - na przykład - pod groźbą śmierci. Ale może być różnie - ta osoba, która wydaje się dzieciom tak obca, mogła się starszą kobietą opiekować pod koniec jej życia. I zmarła mogła uznać, że to właśnie jej należy się spadek. Tutaj muszą wkroczyć psychologowie, żeby ustalić prawdziwą motywację zmarłej osoby. Bywa też tak, że trzeba ustalić motywy działania, np. zabójstwa popełnionego przez nieznanego sprawcę.
W jaki sposób?
Powołuje się profilerów, którzy - na podstawie śladów zbrodni i innych poszlak z miejsca zdarzenia czy z analizy przebiegu zdarzenia - tworzą profil sprawcy. Zdarza się tak, że do jakiejś sprawy wraca się po latach i sprawca może już nie żyć.
Gdyby miał pan sprofilować Pawła Ż., ojca Dawida, to od czego by pan zaczął?
Od zebrania informacji o nim - kim był, co przeżywał w ciągu życia, na co chorował, jakie miał relacje, jak rozwiązywał konflikty, czy miał tendencje depresyjne. Najpierw wszystko o nim, później o jego zbrodni. Trzeba ustalić szczegóły - gdzie znaleziono ślady krwi, jakie one były, jakim narzędziem zostały zadane ciosy. Trzeba rozważyć wszystkie, nawet najbardziej absurdalne hipotezy.
Absurdalne?
Nie można wykluczyć tego, że ten mężczyzna, gdy się zatrzymał, wysiadł z auta i się oddalił. A w tym czasie ktoś inny zabił dziecko. To absurdalne, ale niewykluczone. A może w zbrodni uczestniczyła osoba trzecia - może jechał z kimś jeszcze, dziecko zabił wspólnik? Trzeba dokładnie zbadać narzędzie zbrodni pod kątem odcisków palców. Najbardziej prawdopodobne jest oczywiście, że najpierw zabił dziecko, a potem siebie, po trzech godzinach.
Według doniesień medialnych, Paweł Ż., zanim rzucił się pod pociąg, poszedł do kościoła.
Może w tym swoim absurdalnym pomyśle chciał się pojednać z Bogiem?
Pamięta pan podobne przypadki, jak sprawa Dawida?
Tak, odwetowe zbrodnie się zdarzają. Ale częściej zdarza się krzywdzenie dziecka, żeby zrobić na złość partnerowi. Na przykład porwania, przetrzymywanie gdzieś tego dziecka, krzywdzenie go - żeby partner albo partnerka cierpieli.
Ma pan siedmioro wnuków. Jak pan patrzy na taką sprawę, jako dziadek?
To straszliwa zbrodnia. Jakie negatywne emocje trzeba w sobie mieć, żeby zdecydować się zabić małe, bezbronne, ufne dziecko? Byłbym nieprzejednany w wyroku w takiej sprawie. Choć uważam, że nasza jurysdykcja jest okropnie sroga. Cokolwiek strasznego się stanie, to minister wychodzi i mówi: podnosimy wysokość kar. W końcu jest tak, że więzienia są tak przepełnione, że robi się ciasno, nie ma gdzie upychać skazanych.
To co powinno robić państwo?
Stosować prewencję albo inny system. Na przykład w krajach skandynawskich jest tak, że za kradzież sąd daje karę więzienia na pięć dni w tygodniu, a na weekend więzień wraca do domu, żeby podtrzymać więzi z rodziną.
Czy dowiemy się kiedykolwiek, co kierowało ojcem Dawida?
Jest w tej sprawie dużo rzeczy trudnych do wyjaśnienia, ale nie jest to zbrodnia doskonała. Na pewno rozwikłanie sprawy zajmie przynajmniej rok. Motywy samobójstwa pewnie zostaną ustalone dość szybko, ale zabójstwa - nie wiadomo.