Co ze środkami z KPO? Szef KPRM Marek Kuchciński: UE patrzy na nas politycznie i wszystkie tego typu działania podejmuje, żeby osłabić rząd
Robimy wszystko, żeby te pieniądze (z KPO) uzyskać. Spełniliśmy wszystkie zobowiązania, a fakt, że ich nie dostajemy, jest kolejnym dowodem na to, że UE patrzy na nas politycznie i wszystkie tego typu działania, także ekonomiczne czy finansowe, podejmuje, żeby osłabić polski rząd czy wręcz spowodować jego zmianę – mówi w wywiadzie dla i.pl szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, minister Marek Kuchciński. I dodaje: „W tej chwili wniosek o wypłatę pierwszej transzy jest realizowany, w najbliższym czasie ma on zostać sfinalizowany. To są kwestie proceduralne. Jeżeli mówimy o terminach, to nie są one związane z innymi okolicznościami”. Rozmawiała Lidia Lemaniak.
Ważna rola premiera
Miesiąc temu został Pan powołany na szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Już się Pan zaaklimatyzował w nowym miejscu? Czym się Pan głównie obecnie zajmuje?
Powietrze jest tutaj takie samo, jak w całej w Polsce, ale rzeczywiście, praca w bardzo dużej instytucji, jaką jest KPRM, wymaga zapoznania się z jej funkcjonowaniem oraz poznania ludzi. Lubię rozmawiać, więc od tego zacząłem swoją pracę. To wszystko trwa, bo jednak mamy tutaj ponad 40 departamentów i prawie 30 ministrów, wiele zadań. KPRM ma pomagać premierowi w organizacji współpracy ze wszystkimi resortami, a także ze wszystkimi najważniejszymi instytucjami państwa.
Jak się Panu współpracuje z premierem Mateuszem Morawieckim?
Bardzo dobrze. Myślę, że premier Mateusz Morawiecki ma kilka cech wyróżniających go spośród innych dotychczasowych premierów – jest niezwykle pracowity, ma ogromną energię, wielką wiedzę w kwestiach nie tylko finansowych, ale także gospodarczych i międzynarodowych. Te wszystkie atuty są dzisiaj bardzo ważne. Polska – nie tylko w UE, ale generalnie w polityce zagranicznej – odgrywa coraz większą rolę, zwłaszcza w kontekście wojny na Ukrainie. W tych kwestiach rola premiera jest bardzo ważna. Ponadto Mateusz Morawiecki potrafi wyjaśniać błyskawicznie różne nieporozumienia, a wyzwania są ogromne.
Jakie?
Choćby przekonanie – głównie przedstawicieli największych państw UE – do tego, żeby jednak współpracować i wspierać Ukrainę. Nie tylko zbrojnie, ale także humanitarnie, a przede wszystkim uszczelniać dziurawy system sankcji wobec Rosji. Wiemy dobrze, że różne państwa z różnych względów ich nie przestrzegają, płacą Rosji za gaz i inne źródła energii. Za te pieniądze Putin finansuje swoje wojska. Mamy tutaj kwadraturę koła. Premier Morawiecki potrafi przekonywać przedstawicieli rządów innych państw do tego, żeby jednak działać solidarnie, bo przecież w interesie nas wszystkich jest pokój w Europie.
Niedawno poinformował Pan, że powstanie tzw. prezydium rządu. Czy już było jego spotkanie?
Formalnie Prezes Rady Ministrów nie utworzył takiej instytucji jak prezydium rządu. Nawet z mocy prawa czegoś takiego nie moglibyśmy powołać. Ale w gronie premiera i wicepremierów spotykamy się każdorazowo przed posiedzeniem Rady Ministrów. Jeśli jest potrzeba, zapraszamy także ministrów. Omawiamy aktualne sprawy, konsultujemy kwestie związane z bieżącą polityką państwa. Bezpośrednia partnerska rozmowa jest bardzo przydatna w zespole, który rozstrzyga kluczowe dla Polski i dla ludzi sprawy w trudnym czasie.
Najlepszy najprostszy kurs
Zmieńmy temat na relacje Polski z Unią Europejską. Osobiście jest Pan zwolennikiem dalszego „dogadywania się” z Komisją Europejską, czy raczej twardego kursu, jaki proponuje np. Zbigniew Ziobro?
Najlepszy byłby najprostszy kurs, czyli realizacja postanowień, na które obie strony – to znaczy Unia jeszcze z Wielką Brytanią i Polska – zgodziły się, gdy stawaliśmy się członkiem UE. Chodzi o przestrzeganie zapisanych w traktacie lizbońskim form współpracy. Niestety, te zasady są łamane głównie przez unijne władze. Można powiedzieć, że jeżeli rozumiemy „twardy kurs” jako obronę ustalonych wcześniej form współpracy, to tak właśnie – moim zdaniem – postępujemy. Rząd prowadzi politykę w takim kierunku. Chcemy jednoznacznego przestrzegania przepisów przez UE. Niestety, tak się nie dzieje i dlatego są prowadzone rozmowy. Minister ds. UE Szymon Szynkowski vel Sęk był ostatnio w Brukseli, gdzie rozmawiał na wysokim szczeblu z przedstawicielami KE. Chcemy dowiedzieć się, o co dokładnie tu chodzi. Przekaz medialny jest zmanipulowany przez opozycję w Polsce. Niektóre kwestie są fałszowane, jak choćby hasło „praworządności”. Cały czas pojawia się niedorzeczny zarzut jej braku, a przecież Polska w żadnym punkcie nie złamała praworządności. Jeżeli mówimy o wskazywanych przez opozycję czy UE różnych przepisach związanych ze zmianą organizacji funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości, to wszystko jest zapisane w traktatach, np. że w kwestiach organizacyjnych i wewnętrznych każde państwo członkowskie ma prawo organizować strukturę sądów według własnego uznania, w sposób demokratyczny, czyli poprzez większość parlamentarną oraz prezydenta, który podpisuje ustawy, w ten sposób je zatwierdzając. Reagujemy więc na błędne, niesprawiedliwe, związane ze złymi intencjami politycznymi działania UE.
Wielu polityków Prawa i Sprawiedliwości, ale i dziennikarzy czy publicystów, twierdzi, że unijne instytucje dążą do zmiany władzy w Polsce. To właśnie miał Pan na myśli, mówiąc o intencjach politycznych?
Ta teza, wielokrotnie formułowana przez wielu komentatorów, jest prawdziwa. Uważam, że tak jest głównie za przyczyną opozycji w Polsce, głównie PO, choć nie tylko, oraz z inicjatywy sił politycznych dominujących w Parlamencie Europejskim i w Komisji Europejskiej. Mamy tu do czynienia z sytuacją, że władze UE wykorzystują większość różnych działań, żeby osłabić polski rząd wybrany dwukrotnie w sposób demokratyczny, a docelowo dokonać zmiany władzy. Po prostu wolą, żeby premierem polskiego rządu był Donald Tusk, który był spolegliwy, bardzo przychylnie współpracował i ze wschodem, i zachodem – i z Putinem, i z Merkel – aniżeli Mateusz Morawiecki, który stawia sprawę twardo, czy Jarosław Kaczyński, dla którego kwestia polskich interesów jest sprawą pierwszorzędną. Obaj są dużo lepiej przygotowani do rządzenia niż Donald Tusk i myślą kategoriami interesu państwa i Polaków, nie podważając idei współpracy w ramach wielkiej organizacji międzynarodowej, jaką jest UE, ale w oparciu na zasadach, które przyjęliśmy, wchodząc do Unii. Polska w unijnych strukturach nie powinna być kwiatkiem do kożucha czy kolejną kolonią, jak chcieliby nasi zachodni sąsiedzi.
[polecany]24060971[/polecany]
Patriotyzm i Donald Tusk
Donald Tusk stwierdził ostatnio cyt.: „Całe swoje życie poświęciłem Polsce. Na tym polega miłość do ojczyzny. Nie na gadaniu o patriotyzmie, tylko na życiu, które się ojczyźnie poświęca”.
Patrzę na Donalda Tuska, który tak pięknie mówi o sobie i o swoim zaangażowaniu w sprawy Polski, przez pryzmat zdjęcia, na którym się ściska z Władimirem Putinem tuż po śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Pamiętam doskonale, jak utrudniał prezydentowi wykonywanie zadań i obowiązków, kiedy był premierem. Biorąc pod uwagę to, jak dobrze się dogadywał z Niemcami i jak źle dbał o polskie interesy, jego działania można scharakteryzować powiedzeniem: Diabeł się w ornat ubrał i ogonem na mszę dzwoni.
Wróćmy do tematu unijnego. Rząd do tej pory nie złożył wniosku o wypłatę KPO. Ma Pan wiedzę, dlaczego to się opóźnia? Polska dostanie środki z KPO? Prezes Jarosław Kaczyński mówił całkiem niedawno, że mogą one trafić do nas dopiero po wyborach parlamentarnych.
Robimy wszystko, żeby te pieniądze uzyskać. Spełniliśmy wszystkie zobowiązania, a fakt, że ich nie dostajemy, jest kolejnym dowodem na to, że UE patrzy na nas politycznie i wszystkie tego typu działania, także ekonomiczne czy finansowe, podejmuje, żeby osłabić polski rząd czy wręcz spowodować jego zmianę. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na dwie kwestie: po pierwsze, nie wszystkie państwa unijne starały się o środki z Funduszu Odbudowy. Holandia się nie starała, chociaż ma wyższą inflację niż Polska. Holandia uznała, że nie potrzebuje tego programu, ponieważ on daje pewne zobowiązania. Także politycy duńscy oceniają niejednoznacznie decyzję podjętą przez rząd Danii w tej kwestii. Po drugie, od KPO nie zależy przyszłość Polski. Zdecydowana większość pieniędzy przeznaczanych na różne inwestycje i programy, które miały być zasilone z KPO, są to bowiem pieniądze wypracowane przez polskich podatników oraz w wyniku dobrego rozwoju gospodarczego. Generalnie rzecz biorąc – pieniądze unijne są ważnym, ale dodatkiem, należą się nam i powinniśmy walczyć do końca, żeby zostały nam one przyznane.
[polecany]24000961[/polecany]
Dlaczego rząd jeszcze nie złożył wniosku o wypłatę pierwszej transzy środków z KPO? Różne terminy były deklarowane. Premier Morawiecki mówił o końcu października, rzecznik PiS o tym, że wniosek zostanie złożony do końca roku.
W tej chwili wniosek jest realizowany, w najbliższym czasie ma on zostać sfinalizowany. To są kwestie proceduralne. Jeżeli mówimy o terminach, to nie są one związane z innymi okolicznościami.
Program wyborczy PiS
Panie Marszałku, nie jest żadną tajemnicą, że współpracuje Pan z grupą ekspertów, którzy są zapleczem merytorycznym PiS. Proszę zatem powiedzieć, czy pracujecie też nad programem wyborczym partii?
Programem Prawa i Sprawiedliwości zajmuje się partia, oczywiście prezes Jarosław Kaczyński i jego najbliżsi współpracownicy. Tutaj, w KPRM, inaczej do tego podchodzimy – organizacyjnie. Koncentrujemy się na dobrej realizacji programu, identyfikowaniu zagrożeń, korektach. Natomiast od wielu, wielu lat, od 2010 roku, organizowałem spotkania współpracowników, ekspertów, doradców przy klubie parlamentarnym. Ten zespół składał się i składa z uczonych teoretyków, ale także praktyków różnych profesji – od specjalistów od spraw gospodarczych i bezpieczeństwa aż po politologów i socjologów oraz ludzi, którzy znają się na kwestiach międzynarodowych, ale także ochronie środowiska czy kulturze i sztuce. Taki zespół interdyscyplinarny wnosi różne punkty widzenia na bieżące sprawy. Często padają celne uwagi. Zajmujemy się także kwestiami strategicznymi.
I jakie mają Państwo wnioski?
Dzisiaj widać wyraźnie, że Polsce brakuje takiej instytucji, troszkę z dala od bieżącej polityki, jak rządowe Centrum Studiów Strategicznych. Koncentracja na tym, co jest tu i teraz, może spowodować przegapienie szans rozwojowych. Chcemy, aby Polska była liderem UE. W ekonomii uważa się, że czarne łabędzie (nagłe niespodziewane zdarzenia) pchają świat do przodu. Podobne działało w Polsce na przełomie XX/XXI wieku. Wówczas prezesem był Jerzy Kropiwnicki, za rządów AWS i Unii Wolności. Ta instytucja zajmowała się pewnymi planami strategicznymi, wychodząc w swoich badaniach kilkadziesiąt lat do przodu. W ten sposób można wskazywać najlepsze kierunki rozwoju Polski, choćby – na przykład, jeśli chodzi o policentryczność z całym układem przestrzennym – w jaki sposób mamy rozwijać kraj – czy równomiernie, czy kierować uwagę na tzw. lokomotywy rozwoju, tak jak kiedyś wskazywała PO, czyli rozwój kilku największych ośrodków miejskich, gdzie skumulowane byłyby główne pieniądze, najlepiej płatne miejsca pracy, nowe technologie i miały one być lokomotywami, za którymi wszystkie inne regiony – jak wagony – miałyby podążać. My zdecydowanie sprzeciwiamy się takiej koncepcji, bo jest ona szkodliwa. Nie tylko powoduje nierównomierny rozwój kraju, różnice w poziomie życia ludzi, ale także wyludnianie znacznych części Polski. To wymaga pewnych analiz strategicznych i perspektywicznych. Zespół ekspertów, oprócz spraw bieżących, tym się właśnie zajmuje.
Powiedział Pan, że Polsce brakuje takiej instytucji. Są więc plany jej powołania?
W KPRM mamy Rządowe Centrum Analiz, powołane jeszcze przez śp. prof. Waldemara Parucha. Niemniej – siłą rzeczy – jest związane z polityką bieżącą. Rozmawiałem już z premierem o tym, żeby zastanowić się nad utworzeniem z funkcjonujących obecnie departamentów czy instytutów podległych rządowi takiego Centrum Studiów Strategicznych. Są znakomici eksperci, dobre ośrodki badawcze i analityczne. Wielu uczonych, m.in. z PAN, wyraża duże zainteresowanie współpracą, bo widzą możliwości rozwoju Polski, w kontekście Europy Środkowej i Europy w ogóle. Mamy ogromne szanse, trzeba je tylko wzmacniać i wykorzystywać.
Wracając do programu wyborczego PiS – jakiś czas temu sekretarz generalny partii Krzysztof Sobolewski zapowiedział, że zostanie on zaprezentowany późną wiosną. Co zatem się w nim znajdzie?
Wielkie prace programowe już trwają, niektóre są realizowane w ramach różnych działań rządu, np. kilka lat temu mieliśmy różne „piątki” czy wielkie programy inwestycyjne obejmujące cały kraj, każdą gminę – to jakby współcześnie COP-em ogarnąć cały kraj! Dzisiaj – ze względu na wieloraki kryzys – działamy w ramach tzw. tarcz, w tym antyinflacyjnej. To wszystko są elementy naszego programu. A głównym celem jest zapewnienie bezpieczeństwa Polski, równomierny rozwój kraju i podnoszenie poziomu życia Polaków. Program jest realizowany i to w kampanii wyborczej będzie pokazane, jak bardzo różnimy się od naszych poprzedników. Polska i Polacy wiele otrzymali dzięki polityce, jaką prowadzimy. Jest też jeszcze kilka spraw do podniesienia, znalezienia recepty, np. na skuteczny program mieszkaniowy, o czym wielokrotnie mówił prezes Jarosław Kaczyński. Jest sporo kwestii, które utrudniają program mieszkalnictwa, także związanych z przepisami wynikających z ustaw, nie zawsze pozwalających nam na wprowadzanie takiego programu. To jest przed nami. Jestem dobrej myśli, ponieważ z rozmów, które prowadzimy – także w ramach spotkań w okręgach – z parlamentarzystami i z wyborcami, płynie szereg różnych pozytywnych sygnałów wskazujących na to, co warto wzmacniać i jakie kierunki warto rozwijać.
Razem czy osobno?
Sondaże są dla Prawa i Sprawiedliwości różne, oczywiście w nich wygrywacie, ale nie macie samodzielnej większości. Po wyborach wyobraża Pan sobie koalicję np. z PSL lub Konfederacją? Czy jednak będziecie robić wszystko, aby rządzić samodzielnie?
Wydaje mi się, że rok przed wyborami byłoby to wróżenie z fusów, gdybyśmy dzisiaj patrzyli w przyszłość z takiej perspektywy. Najlepsza w tej chwili jest realizacja celu, który nam przyświeca, czyli równomierny rozwój Polski i bezpieczeństwo ludzi, co powinno zapewnić wygranie wyborów w przyszłym roku, w takim stopniu, żeby móc samodzielnie rządzić i realizować w stu procentach nasz program wyborczy. Do tego potrzeba nie tylko 230 głosów w Sejmie, ale też większości w Senacie. Co więcej – poza 230 posłami trzeba mieć ich zapas, żeby mieć pewność, że wszystkie decyzje przechodzące przez parlament i podpisywane przez prezydenta ustawy zostaną zrealizowane. Do tego trzeba mieć jeszcze przychylność, także choćby UE. To dla nas wyzwanie, ale jestem optymistą. Jeśli o sondaże chodzi, to jest ich mnóstwo, ale najbardziej równomierny i najmniej mylący się – jeżeli popatrzymy na efekty badań z perspektywy kilku kadencji, np. w ostatnim dwudziestoleciu – jest sondaż CBOS. On się najmniej mylił. Zawsze granica 2-3 proc. była dochowana. Niestety, mamy wiele przykładów sondaży pokazujących, że jest jakiś obszar manipulacji, którego celem jest zniechęcanie Polaków do poparcia obecnego obozu rządowego.
Panie Marszałku, ledwo został Pan szefem KPRM, a pewien tabloid napisał, że planuje Pan podwyżki. Planuje Pan?
Nie, nie planuję podwyżek. Wszystko, co jest planowane, zostało zapisane w budżecie rok temu i jest on realizowany. Natomiast prowadzimy analizy, które miałyby pomóc w bardziej racjonalnym prowadzeniu wydatków, także jeśli chodzi o zakupy, które zwykle są dyskutowane i kontestowane, jak np. zakup nowych samochodów. To ważne, także dlatego, że mamy jednak kryzys, inflację, podwyżki niektórych cen towarów. Niektóre z nich ratujemy i powstrzymujemy podwyżki, jak np. na energię czy paliwa. Jest też tarcza antyinflacyjna, która chroni, aby nie drożała żywność – mamy w tej chwili 0 proc. podatku VAT. Myśląc jednak o tym, że czeka nas okres zimowy i potem trudne miesiące wiosenne, być może jeszcze konsekwencje wojny na Ukrainie, będą dalej istotne dla naszej gospodarki, więc musimy szukać racjonalnych rozwiązań i w tej chwili prowadzone są nad tym prace. Jakie będą efekty? Zobaczymy. Myślę, że damy radę.
W mediach pojawiła się niedawno informacja, że premier Morawiecki polecił poszczególnym resortom – poza Ministerstwem Obrony Narodowej oraz Ministerstwem Rodziny i Polityki Społecznej – szukać oszczędności na poziomie 5 proc. Pan też dostał takie polecenie, aby oszczędności na tym poziomie szukać w KPRM?
Media nie do końca miały rację – nie było takiego polecenia, tylko właśnie próba racjonalizacji wydatków i polityki finansowej wewnątrz poszczególnych resortów. Słusznie wskazała pani dwa resorty, na których nam szczególnie zależy. A zależy nam przede wszystkim na zapewnieniu bezpieczeństwa Polakom. To musi zapewnić silna armia, którą rozbudowuje wicepremier Mariusz Błaszczak – stąd w ciągu ostatnich kilku lat dwukrotnie zwiększyła się liczba żołnierzy w Polsce. Szef MON kupuje i planuje zakupy nowego sprzętu z Korei Południowej i Stanów Zjednoczonych oraz z innych kierunków. Silna i uzbrojona armia jest fundamentem zapewnienia bezpieczeństwa i stabilnego rozwoju Polaków. Nie ma też mowy o cięciach wydatków społecznych. Jeżeli mamy myśleć o jakichkolwiek oszczędnościach, to one w zasadzie mogą być w każdej dziedzinie, poza armią oraz obszarem społecznym, który dotyczy poszczególnych obywateli – całych grup, ale przede wszystkim tych, którzy wsparcia najbardziej potrzebują. Stąd Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej także jest wyłączone z kwestii oszczędności. Chciałbym w tym miejscu przywołać definicję „solidarności”, sformułowaną pod koniec XX w. przez śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który był jednym z przywódców Solidarności jako związku. Mówił on niejednokrotnie, że „solidarność to jest zdolność dzielenia się swoim bogactwem i swoim możliwościami z tymi, którzy tego najbardziej potrzebują”. Bogaty człowiek sobie poradzi, bogata firma także. Natomiast rodzina i człowiek niemajętny musi mieć wsparcie ze strony państwa. Taka polityka jest realizowana przez nasz rząd.
[polecany]24059293[/polecany]
Kończąc naszą rozmowę, a zarazem wątek oszczędności, to czy ma Pan wiedzę, w jakiej kondycji jest budżet państwa?
Cięcia i różne przymiarki do poszukiwania pieniędzy związane są z wielkimi potrzebami na przyszły rok. W tym roku mamy nawet budżetowe nadwyżki. Na 2023 rok potrzebujemy kilkudziesięciu miliardów zł, a może nawet więcej, na uzbrojenie i rozbudowę Wojska Polskiego. To jest główny kierunek poszukiwania pieniędzy. W dobie kryzysu nie jest to takie proste, ale plan jest całkiem niezły i myślę, że będzie realizowany.
rs
[video]34899[/video]