Choć śledczy znają tożsamość zamachowca, nie chcą ujawniać jego nazwiska. „The Times” podaje, że to pochodzący z Chin muzułmanin.
Tureccy śledczy przekonują: jesteśmy na tropie terrorysty, który z zimną krwią zamordował 39 osób w nocnym klubie w Stambule. Minister spraw zagranicznych Mevlut Cavusoglu poinformował, że udało się ustalić tożsamość mężczyzny. Do tej pory nie ujawnili jednak jego nazwiska.
Powołując się na źródło policyjne, „The Times” podaje, że zamachowcem jest pochodzący z Chin muzułmanin. Prawdopodobnie w listopadzie 2016 roku mężczyzna odbył szkolenie w Syrii.
- Napastnik ma doświadczenie w walce, to pewne. Mógł walczyć w Syrii od lat - przyznało z kolei tureckie źródło bezpieczeństwa w rozmowie z Agencją Reutera. Wcześniej dżihadyści z Państwa Islamskiego (ISIS) w specjalnym komunikacie poinformowali, że sprawca zamachu jest członkiem ich ugrupowania. Władze przyznają, że udało im się aresztować żonę terrorysty i przeprowadzić udaną obławę na ich mieszkanie położone w mieście Konya w środkowej Anatolii. W związku z zamachem zatrzymano już około 20 osób. Tylko w samym mieście Izmir na zachodzie kraju aresztowano co najmniej pięć osób. Dwóch cudzoziemców ujęto na głównym lotnisku w Stambule - Ataturk.
Pojawiły się doniesienia, że główny podejrzany, zanim jeszcze przybył do Turcji, przez pewien czas mieszkał z żoną i dwójką dzieci w Kirgistanie. Tureckie władze upubliczniły dwa zdjęcia podejrzanego, ale lokalne media szybko zdementowały - to nie ten mężczyzna jest najpilniej poszukiwaną osobą w kraju. Jeszcze jeden fałszywy trop. Telewizja TRT poinformowała, że zamachowcem jest 28-letni Iakhe Mashrapov z Kirgistanu. Zaledwie trzy godziny później mężczyzna dementował te doniesienia ze szklanego ekranu. Przyznał on, że został zatrzymany przez tureckie służby bezpieczeństwa, podczas gdy wsiadał na pokład samolotu w Stambule.
Fizycznie bardzo przypominał zamachowca. Zwolniono go dzień później. - Funkcjonariusze przesłuchiwali mnie przez kilka godzin. Kiedy uznali, że schwytali nie tego mężczyznę, wypuścili mnie i przeprosili - przyznał Mashrapov.
Autor: Sylwia Arlak