Coraz ciszej daleko od miasta
Szkołę trzeba było zlikwidować, z kilku sklepów został jeden. W piętrowych domach stoją puste pokoje. A przecież miało być inaczej. Sielska wieś lubelska pustoszeje. Ale i wciąż mieszkają na niej tacy, którzy zupełnie nie wyobrażają sobie życia w mieście.
Orchowiec koło Krasnegostawu jeszcze kilkanaście lat temu wprost tętnił życiem. We wsi działała szkoła i kilka sklepów, była przychodnia i punkt skupu mleka, a w remizie co tydzień organizowano huczne zabawy. - Wystarczyło, że przyszła młodzież z Orchowca i na sali było więcej jak sto osób - wspomina klient jedynego dziś sklepu we wsi. - W klasach wtedy było po 20-30 osób - dorzuca sprzedawca. - Ledwo się w tej szkole mieściliśmy - dodaje.
Pięć lat temu placówka została zlikwidowana. Powód? Za mało uczniów. Teraz dzieci dojeżdżają do pobliskiego Gorzkowa. Z młodych na wsi zostają nieliczni. - W klasie miałem dziesięć osób. Zostałem ja i jeszcze jedna osoba - podsumowuje Paweł, dwudziestoparoletni właściciel sklepu. Tłumaczy, że osiadł już we wsi razem z żoną i nie ma zamiaru się przeprowadzać. - Tu się wychowałem, tu zostanę - mówi. Na samotność nie narzeka. - Nie mam czasu o tym myśleć. Siedzę w sklepie albo jeżdżę ciężarówką. Nie szukam towarzystwa - zapewnia.
Miało być inaczej
- Po co mi ten piętrowy dom? - zastanawia się głośno Władysław Jaremek, ponad 80-letni mieszkaniec Orchowca. - Ileż to trzeba opału - narzeka. W okazałym budynku mieszka tylko z żoną. Córki wyjechały.
- Dziś każda młoda osoba chce mieć swoją własność. Kiedyś w domach mieszkało po dziesięć osób. Dziś nikt by się na to nie zgodził. To jest nowoczesność - tłumaczy Zdzisława Jaremek.
- Lata temu nikt sobie nie wyobrażał, że to się tak skończy. Jeszcze trochę i tej wsi w ogóle nie będzie - wtrąca mąż i dodaje, że na obrzeżach wioski są już miejsca, gdzie las zaczyna porastać dawne tereny uprawne.
Nie ma zawiści, nie ma bliskości
W Głusku Dużym-Kolonii koło Poniatowej nawet w środku dnia cisza aż w uszach dzwoni. Choć ferie w pełni, dzieci nie widać. - Kiedyś każdy z domu wychodził, postał, porozmawiał, poplotkował. Teraz jest smutno i głucho - ubolewa Teresa, która we wsi mieszka od 35 lat.
- Za dawnych czasów wieczorami ludzie spotykali się w domach po kilka rodzin. A teraz każdy siedzi zamknięty w czterech ścianach. Nie ma między nami żadnej zawiści, ale nie ma też bliskości - tłumaczy inna mieszkanka. Dodaje, że kilka lat temu ktoś wpadł na pomysł, żeby reaktywować prężne niegdyś koło gospodyń wiejskich. - Przychodziło na początku dwanaście pań, potem trzy i tak to się rozpadło - wspomina.
Mało dzieci, ciężka praca
Wsi podobnych do Orchowca czy Głuska Dużego-Kolonii jest w regionie wiele. Demografowie od lat alarmują, że Lubelskie się wyludnia.
Z danych Urzędu Statystycznego w Lublinie wynika, że najszybciej ubywa mieszkańców w powiatach hrubieszowskim, krasnostawskim i opolskim. Są oczywiście miejscowości, gdzie liczba ludności się zwiększa. Tak dzieje się m.in. w podlubelskim Głusku, Wólce czy Konopnicy, do których chętnie przeprowadzają się mieszkańcy stolicy regionu. Im jednak dalej od miasta, tym więcej pustych domów, a na drogach coraz mniej samochodów.
Winą za wyludnianie wsi od lat obarcza się ujemny przyrost naturalny, który oznacza, że na danym terenie co roku więcej ludzi umiera niż się rodzi. Do tego dochodzi emigracja za pracą i chlebem. - Mało kto chce dziś pracować na roli, jak my. Do tego Unia cały czas wymyśla nowe nakazy. To zniechęca młodych. Wolą wyjechać do miasta albo za granicę po lepszy zarobek i łatwiejsze życie - tłumaczy jedna z mieszkanek Orchowca.
Sporo mówi się też o marginalizacji i peryferyzacji terenów wiejskich. W małych miejscowościach niełatwo o dobrą szkołę czy dostęp do lekarza. Do wielu z nich trudno dojechać, bo władze nie chcą wydawać pieniędzy na remont czy przebudowę drogi dla kilkudziesięciu, a w perspektywie, kilkunastu rodzin. I tu koło się zamyka.
- Czasem jak przyjeżdża tu ktoś obcy, mówi: ale dziura! My tego na co dzień nie widzimy, nam się wydaje, że jest normalnie. No, ale nikt nowy nie chciałby tu zamieszkać - tłumaczy jeden z mieszkańców Orchowca.
Niektórych miasto nie ciekawi wcale
Są jednak tacy, którzy nie widzą siebie w innym miejscu niż na wsi. - W mieście nic mnie nie pociąga - przekonuje Katarzyna Sobieszczańska, która kilka miesięcy temu rozwiesiła na przystankach autobusowych w okolicy Biłgoraja i na Roztoczu ogłoszenia, w którym proponuje, że zaopiekuje się opuszczonym domem czy gospodarstwem.
- Zauważyłam, że takich budynków jest coraz więcej. Starsi umierają, młodzi wolą mieszkać w mieście, a gospodarstwami nie ma się kto zająć. Nie wszyscy chcą je sprzedawać, ale nie mają też czasu się nimi opiekować. Chętnie wprowadziłabym się do takiego gospodarstwa, uprawiała ziemię i dbała o obejście - tłumaczy.
Dodaje, że na zakup nieruchomości jej nie stać, więc postanowiła w inny sposób spełnić marzenie o życiu na wsi. Czym dokładnie chce się zajmować? - Mogę uprawiać owoce i zioła. Nie trzeba mi wiele - przekonuje.
Zapewnia, że nie chce się przeprowadzać do Warszawy, choć tam właśnie pracuje jej narzeczony. - On też kocha wieś. Wierzę, że jakoś sobie ułożymy życie - dodaje.
Górnicy i rowery
Jest też inny obraz lubelskiej prowincji. Obok pustoszejących obejść powoli powstają też pojedyncze nowoczesne, nawet kilkusethektarowe gospodarstwa. Ich właściciele to bardziej przedsiębiorcy niż rolnicy. - To jeden z kierunków, w którym ewoluować będą nasze wsie, szczególnie tam, gdzie mamy dobre ziemie - prognozuje prof. Andrzej Miszczuk z Zakładu Geografii Społeczno-Ekonomicznej UMCS w Lublinie. Nie kryje, że wszystko wskazuje na to, że część miejscowości z czasem wyludni się zupełnie.
Nie wszystkie tereny czeka jednak taki los. Zdaniem naukowca, nasz region może stać się zagłębiem tzw. drugich domów. - Mamy już przykłady górniczych emerytów ze Śląska, którzy kupują nieruchomości na naszych czystych ekologicznie terenach - mówi. Tłumaczy, że takie budynki nie są stałym miejscem zamieszkania. Stanowią raczej coś w rodzaju domu letniskowego, w którym przebywa się przez kilka miesięcy w roku.
Szansą dla lubelskiej wsi mają być też turyści. - Wciąż mamy mnóstwo nieodkrytych terenów, doskonałych do rozwijania choćby turystyki rowerowej. Dobrym przykładem jest choćby piękne Roztocze - dodaje.
Współpraca: Aneta Galek