Coraz częściej rozumiemy, że zwierzęta są zdane wyłącznie na nas
W środę, 4 października, obchodzimy Światowy Dzień Dobroci dla Zwierząt. Nasz stosunek do nich ewoluuje. Widać to zwłaszcza w podejściu do zwierząt domowych. Coraz lepiej dbamy o swoich podopiecznych, coraz częściej traktujemy ich jak członków rodziny
Andrzej Zawadzki, 43-latek, informatyk. Wychowywał się w domu, po którym biegały czworonogi. Dzisiaj sam jest dumnym właścicielem psa i dwóch kotów. Zwierzaki żyją zresztą z sobą w świetnej komitywie.
- Mój tata bardzo kochał zwierzęta, zarówno psy, jak i koty. Mieliśmy w domu dwa psiaki: Arisa i Nera, to były owczarki niemieckie. Zajmowały tyle miejsca w pokojach, co ja z moim młodszym bratem - opowiada ze śmiechem.
Aris i Nero byli pełnoprawnymi członkami rodziny. Czasami udało im się nawet wskoczyć do łóżka któregoś z domowników i przespać w nim noc.
- Nie było wtedy wygodnie - wzdycha Zawadzki.
Kiedy założył własną rodzinę, nie wyobrażał sobie, żeby w jego domu nie było zwierząt. Żona woli koty, on chyba jednak psy.
- Układamy swoje życie trochę pod naszych „współlokatorów”. Do pracy jeżdżę na godz. 8.00, więc często jestem w lesie z psiakiem już przed godz. 6.00. Po przyjściu do domu pierwsze, co robię, to chwytam smycz i wyprowadzam Koksa, bo tak ma na imię nasz pies - relacjonuje.
Każde wczasy, urlop spędzają ze swoimi zwierzakami. Jeśli już naprawdę muszą wyjechać gdzieś sami, zapewniają opiekę czworonożnym domownikom.
- Zwierzęta bardzo pomagają w wychowaniu dzieci. Uczą ich obowiązkowości, ale też, nasze dzieciaki, mówią, że psy i koty, to ich najlepsi przyjaciele - tłumaczy Zawadzki. - Widzimy z żoną, że dzięki nim lepiej się rozwijają, są bardzo otwarte, empatyczne - dodaje mężczyzna.
Ma rację. Pięcioletnie badania na grupie 600 dzieci w wieku od 3 do 18 lat wykazały, że dzieci z rodzin posiadających zwierzęta, które mają problem w nauce lub przechodzą rozwód rodziców, łatwiej radzą sobie ze stresem niż te, które nie mają kontaktu ze zwierzętami. Dziecko wychowane z przyjacielskim czworonogiem ma lepiej rozwiniętą empatię, jest bardziej otwarte, spontaniczne i obowiązkowe. Pies kocha nas bezwarunkowo takimi, jacy jesteśmy. Będzie nas uważać za najlepszego człowieka na świecie, witać liżąc po twarzy i wesoło merdając ogonem. Trzymanie zwierzęcia w domu poprawia stan psychiczny człowieka, a niejednokrotnie ratuje mu życie. Z kolei dr Deborah Wells, psycholog z Uniwersytetu Queens w Belfaście, stwierdziła, że właściciele psów mają niższe ciśnienie krwi oraz niższy poziomu cholesterolu niż ci, którzy psa nie posiadają. Poza tym, już dawno udowodniono, że obecność psów w naszym życiu pomaga w leczeniu chorób układu krążenia. Pies może zasygnalizować nadchodzący atak choroby, niektóre czworonogi wyczuwają obecność nowotworu. To żywe, mądre istoty i, na szczęście, coraz częściej mamy tego świadomość.
- Stosunek Polaków do zwierząt ewoluuje - mówi Aleksandra Gutkowska, prezes Edina Vetcare Group. - Widać, jak zmienia się podejście do zwierząt domowych. Coraz chętniej i lepiej dbamy o swoich podopiecznych, o ich zdrowie i potrzeby. Coraz częściej traktujemy czworonogi jako członków najbliższej rodziny. To dobry trend. Okazywanie miłości zwierzętom świadczy o tym, że wchodzimy na wyższy poziom człowieczeństwa - dodaje.
Według statystyk pies biega w co drugim polskim domu. Większość czworonogów żyje na wsi - tam, według danych z 2017 roku, psa posiada 62 proc. mieszkańców. Im większe miasto, tym psów jest mniej. W mniejszych miejscowościach posiadanie psa deklaruje ponad 40 proc. osób, a w miastach powyżej pół miliona mieszkańców - 35 proc. Im liczniejsze gospodarstwo domowe, tym większa szansa, że spotkamy w nim psa. W jednoosobowych gospodarstwach do posiadania czworonoga przyznaje się 17 proc. respondentów, w dwuosobowych już 44 proc., w trzyosobowych 54 proc., w cztero- i pięcioosobowych ponad 60 proc., a w sześcioosobowych gospodarstwach domowych psy ma ponad 73 proc. ludzi.
- Kontakt z życzliwą, serdeczną istotą jest zawsze potrzebny gatunkowi społecznemu, a takim jest człowiek i pies, także kot, chociaż ten w trochę mniejszym stopniu - mówiła mi swego czasu Dorota Sumińska, lekarz weterynarii, właścicielka kilku psów.
Anna Borkowska, właścicielka tak zwanego dachowca, czyli kota bez rasowego rodowodu, kociego odpowiednika kundelka.
- Ruda była u nas od zawsze. Wprowadziliśmy się do nowego domu, starzy właściciele powiedzieli nam, że Ruda po prostu jest. Nie sprowadzili jej do domu. Sama przychodzi od czasu do czas, więc, poradzili, aby mieć zawsze dla niej coś do jedzenia i picia - opowiada kobieta.
Ruda przyszła drugiego dnia po ich przeprowadzce. Popatrzyła podejrzliwie, pokręciła w kółko i odeszła. Wróciła po kilku dniach. Anna miała dla niej przygotowane jedzenie i picie. Łaskawie się poczęstowała.
- Z czasem zaczęła przychodzić codziennie. Mamy ogromny taras, wchodziła do domu właśnie przez niego. Marta, nasza córka, miała wówczas cztery, może pięć lat. Pewnej nocy, Ruda wpadła do naszej sypialni i zaczęła strasznie miauczeć, obudziłam się, usłyszałam płacz Marty. Kotka jej strasznie pilnowała, chciała nam powiedzieć, że dzieje się coś złego - wspomina Anna Borkowska. - I rzeczywiście, okazało się, że Marta ma gorączkę - dodaje.
Z czasem Ruda całkowicie się u nich zadomowiła. Zaczęła znosić do domu upolowane myszy i ptaki. Przychodziła na taras i kładła swoje zdobycze pod drzwiami.
- W ten sposób okazywała nam swoje przywiązanie, dzieliła się z nami jedzeniem - tłumaczy kobieta.
Kiedy wyjechali do rodziców na święta Bożego Narodzenia, Ruda się obraziła. Wrócili, a ona demonstracyjnie omijała ich szerokim łukiem, nie dała się pogłaskać jak wcześniej. Tylko Marta mogła się do niej przytulić. Ale kiedy Anna zobaczyła, jak Ruda po kilku dniach kładzie pod tarasowymi drzwiami kolejną upolowaną mysz, wiedziała, że kotka im odpuściła. Dzisiaj nie wyobraża sobie, że przychodzi z pracy i nie ma Rudej. Ta jakby miała zegar w głowie. Dokładnie o godz. 17.20 kładzie się przed wejściowymi drzwiami. Czeka na nią.
Takich, jak ona, psiarzy, kociarzy, którzy nie wyobrażają sobie życia bez nich jest coraz więcej. W ogóle z badań wynika, o czym wspomniała już Aleksandra Gutkowska, że zmienia się nasz stosunek do braci mniejszych. Przy okazji nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt, zwanej „piątką dla zwierząt”, CBOS zapytał Polaków o zmiany, które miała wprowadzić wspomniana wyżej nowelizacja. Każde z rozwiązań, o które pytano, spotykało się z aprobatą Polaków: 69 procent badanych popierało zakaz wykorzystywania zwierząt w celach rozrywkowych, 63 procent - było za zakazem zabijania zwierząt bez wcześniejszego ogłuszenia, 59 procent - popierało zakaz hodowli zwierząt na futra.
Stajemy się też coraz bardziej wrażliwi na krzywdę wyrządzaną psom i coraz chętniej im pomagamy. Ponad 36 procent badanych, którzy wzięli udział w ankiecie „Jak Polacy traktują zwierzęta?” przeprowadzonej w 2019 roku, zadeklarowało, że, gdy widzi psa przywiązanego do łańcucha, próbuje rozmawiać z jego właścicielem. Niemal tyle samo osób - blisko 35 procent - powiadamia lokalną organizację pomocową o błąkającym się po ulicy czworonogu. Aż 87 procent ankietowanych, na pytanie „Czy pomagasz zwierzętom?”, odpowiedziało twierdząco, a 10 procent zadeklarowało, że jest wolontariuszem w schronisku dla zwierząt.
Zwierzęta to nie tylko lepsze samopoczucie ich właścicieli, bardziej obowiązkowe i otwarte na innych dzieci, dzięki naszym czworonogom łatwiej nawiązujemy znajomości. Pies jest atrakcją także dla innych, więc dzięki niemu mamy szansę na poznanie nowych osób. Dziennikarze gazety „The British Medical Journal” twierdzą nawet, że zwierzęta często działają jako „społeczny katalizator” - przyciągają do siebie ludzi.
- Dzięki naszym dwóm kolejnym psom, kundlom z odzysku, poznałam setki ludzi. Czasem nie wiem, jak się nazywają i gdzie pracują. Ale historię psa, jego zwyczajów, chorób i przygód, mogę powtórzyć w środku nocy - mówi Irena, właścicielka Rockiego.
Kiedy kilkuletni syn znajomych ze spacerów zaczynał robić karierę serialowego aktora, chwaliłam się znajomym: „O, Olaf! To młodszy pan kolegi naszego psa”. Z „kolegą” i Rockim zrobili dużo kilometrów. Zima, skrzący się śnieg, mróz, rozgwieżdżone niebo. A ona i mama Olafa, z dwoma psami, szły daleko w las, opowiadając o pracy, o dzieciach, o mężach i o marzeniach. Czasem spotyka kogoś w sklepie albo widzi w kościele. Skądś go zna. Ale skąd?! Na pewno z lasu. Państwo od Brutusa są bardzo fajnym małżeństwem. Szkoda, że nie mają dzieci. Właśnie adoptowali drugiego psa. Pan od Ziuty wyznaje spiskową teorię dziejów. Na wspólnych spacerach opowiada o rządzie światowym i o tym, jak jesteśmy nieustannie inwigilowani. Pan od dwóch czarnych suk utyka, bo któraś go podcięła, przewrócił się i połamał. Pan od Cezara nadal biega tą samą trasą, choć jego pies już dawno nie żyje. Pani od Sary ma syna w Japonii, a pani od Neli - w Holandii. Państwo od Buby mają dom w Portugalii, a doktor od samojedów (to rasa psów) - pod Białowieżą. Nie zawsze z sobą rozmawiają. Czasem nie widzą się miesiącami, a kiedy się już spotkają, „opowiadają swoje życie”.
Nie wie, jak się ta pani nazywała. Jej suka Nutka i Rocky spotykając się nad kanałkiem, to w jej dzielnicy, oprócz pobliskiego lasu, ulubione miejsce na spacery z psami, za każdym razem wpadały w euforię. A one wymieniały myśli. To nie były pogawędki ani opowieści, właśnie myśli. Pierwsza rozmowa: pani X pochowała właśnie męża. „I wie pani, jakie to straszne - nie ma się nawet z kim pokłócić”. Kochała tego męża bardzo. Wkrótce zachorowała, potem z Nutką wychodziła jej siostra, czasem syn, a ona siadywała w ogródku: blada, w peruce, ciężko znosiła chemię. Dzisiaj w domu na rogu, w którym mieszkała, mieszkają już inni ludzie. Nutka trafiła do syna pani X, nie ma tam źle. Z jej psem dają sobie buziaki przez płot, jak dawniej.
- Ważna część życia psiarza i kociarza to weterynarze. Giełda spacerowa obejmuje zwykłych wetów (tak psiarze i kociarze mówią o weterynarzach - przyp. red.) oraz specjalistów: kardiologów, gastrologów, ortopedów, stomatologów, specjalistów od USG i mierzenia ciśnienia. To nie są proste sprawy. Nawet, jeśli na facebooku mamy znajomych obeznanych w temacie, to i tak żywy człowiek i jego wyleczony pies są najlepszą rekomendacją weterynarza - opowiada Irena.
Poza tym, gdyby nie psy, nie wiedziałaby: do kogo na korki z matematyki w trybie last minute, gdzie zamieszkać z kundlem na Dolnym Śląsku, w którym hotelu po drodze do Chorwacji można przenocować z psem, co tam panie w polityce, których miejsc w mieście unikać, bo trują tam psy.
- Gdyby nie Rocky, nie poznałabym m.in.: Joanny z Łodzi, u której nasz pies był „na tym czasie” po tym, jak z trójką rodzeństwa wylądował na ulicy w środku zimy, Michała, którego Rocky bardzo chciał zjeść, kilkunastu osób, które chodziły z nami do psiej szkoły, setek znajomych i nieznajomych, których spotykamy na spacerach - tak podsumowuje.
Dorota Sumińska zawsze powtarzała, że psy to takie dzieci, właściwie wieczne dzieci, bo nigdy nie zdadzą matury i nie wyjdą z domu. Więc ich właściciele szukają dla nich towarzyszy zabawy. Poza tym, jeśli spotkamy na spacerze kogoś, kogo pies polubi naszego, to trudno się nie przywitać czy zagadać, prawda?
Zwierzęta doskonale „nas czytają”. Dr Brian Hare, dyrektor Duke Canine Cognition Center, poświęcił życie badaniom nad poznaniem psów. Według niego nasze psy wiedzą, że je kochamy, dzięki specjalnemu połączeniu neuronowemu. Dlatego więź między psem a panem może być czymś wyjątkowym. Mamy na to niezliczone dowody, żeby przytoczyć chociażby życie psa Hachiko. Znacie? Piękna historia, przeniesiona nawet na ekran. Właścicielem Hachiko był Hidesaburo Ueno - profesor na wydziale rolnictwa Uniwersytetu Tokijskiego. Kiedy w 1924 roku profesorowi zaczęła doskwierać samotność, postanowił poszukać towarzysza. Dzięki pomocy jednego ze swoich studentów - Hirokichi Saito, wybrał psa z rasy akita, które były znane z towarzyskości. Hachiko bardzo szybko przywiązał się do swojego pana - każdego ranka odprowadzał go na tokijską stację w dzielnicy Shibuya, z której profesor ruszał pociągiem do pracy. Każdego wieczoru o ustalonej porze czekał też na niego przed stacją.
Niestety, pewnego dnia profesor nieoczekiwanie zmarł w pracy, nie wrócił do domu. Hachiko przez dziesięć lat codziennie przychodził na dworzec i czekał na swojego pana. Przyciągał uwagę pasażerów, którzy myśleli, że jest bezpańskim psem. Pracownicy kolei przepędzali Hachiko z dworca, ale on wciąż wracał. Wreszcie jeden z byłych studentów profesora Ueno dowiedział się o historii psa przesiadującego przed stacją kolejową, odkrył, dlaczego tak się dzieje i opisał historię w jednej z japońskich gazet. Hachiko stał się prawdziwą sławą. Ludzie przychodzili zobaczyć na własne oczy wiernego czworonoga. Zaczęli przynosić mu smakołyki i jedzenie. Obok dworca wybudowali psiakowi pomnik z brązu, który został uroczyście odsłonięty w kwietniu 1934 roku, w obecności, rzecz jasna, samego Hachiko. Hachiko zmarł 8 marca 1935 roku na stacji, wciąż czekając na swojego pana.
My wszyscy, coraz częściej rozumiemy, jak ważny w naszym życiu może być pies, kot, inny zwierzak. Jedno z internetowych forów.
Internauta 1: „W mojej rodzinie zawsze był czworonóg - inaczej czegoś by nam brakowało. Nie wyobrażam sobie domu bez zwierząt - dzieci się wtedy wychowują zupełnie inaczej. Pewnych rzeczy nie trzeba ich uczyć, są dla nich naturalne, np. gdy miałem kanapkę, połowę oddawałem psu”.
Internauta 2: „Też tak robiłam:) pamiętam, że mama zawsze mnie za to ganiła. Miarą człowieka jest jego stosunek do zwierząt. Myślę, że dzieci, które mieszkają z psami, często wyrastają na lepszych ludzi”.
Internauta 3: „Mam psa, śliczną sunię. Ktoś mi kiedyś powiedział, że ludzie dzielą się na tych, którzy przyznają się do tego, że śpią z psem i na tych, którzy się do tego nie przyznają. Ja się przyznaję”.
Internauta 4: „Mój pies śpi albo w swoim posłaniu, albo w moich nogach. Jest moim najlepszym przyjacielem, więc na wiele mu pozwalam:) Moi znajomi mają podobnie:)”.
W mediach społecznościowych modą stało się, że internauci przy okazji swoich urodzin udostępniają zbiórki pieniędzy na schroniska dla zwierząt, a ich znajomi w ramach składanych życzeń wysyłają na nie pieniążki. Coraz więcej osób rezygnuje z sylwestrowych petard, bo wie, jak reagują na nie zwierzęta. Powoli zaczynamy dostrzegać, że na planecie Ziemi nie żyjemy sami.
- Od kiedy uważa się, że zwierzęta odczuwają ból tak samo jak my, że mają uczucia, to zachowanie ludzi wobec nich zaczęło się zmieniać. Ukazanie wrażliwości zwierząt, zwłaszcza hodowlanych, zmieniło moralne podejście ludzi do losu tych istot. Ruchy wegański i wegetariańskie rozpoczęły walkę o przestrzeganie praw zwierząt, gwarantując im lepsze życie. Emocjonalnie reagujemy na porzucane w lesie psy czy koty i domagamy się ukarania takiego postępowania - mówi Martyna Szczesiul, lekarz weterynarii z gabinetu weterynaryjnego Wethelp Nowa Ruda.
Chociaż w temacie podejścia do zwierząt nadrabiamy zaległości, nadal słyszymy o porzuconych w lasach psach i kotach, nielegalnych polowaniach, trzymaniu w makabrycznych warunkach zwierząt domowych. Do gabinetów weterynaryjnych wciąż przychodzą ludzie chcący uśpić swojego podopiecznego tylko dlatego, że zwierzak im się znudził, bo w domu pojawiły się dzieci, bo pies nie szczeka albo szczeka zbyt głośno. Smutne? Smutne. Tym bardziej że w Polsce zwierzęta zdane są wyłącznie na nas.
Inaczej, niż na przykład hiszpańskie czworonogi, które od stycznia 2022 roku nie są już „rzeczą”, tylko „istotami żywymi obdarzonymi wrażliwością”. I tak, w sytuacji, kiedy małżonkowie posiadający zwierzę zdecydują się na rozwód, to sędzia zadecyduje o jego losie, o tym, w jaki sposób obie strony mają się opiekować podopiecznym, pokrywać koszty jego utrzymania bądź leczenia. Zwierzęta mogą być również ujmowane w testamencie. Według nowych przepisów, psa czy kota nie można uśpić bez uzasadnionej i potwierdzonej przez weterynarza przyczyny.
Na gruncie obowiązujących przepisów prawa polskiego zwierzęta nie mają żadnych praw, ponieważ nie mają zdolności do czynności prawnych tak jak ludzie. W najważniejszym, obecnie obowiązującym akcie prawnym dotyczącym ochrony zwierząt, Ustawie o ochronie zwierząt z 1997 r. (z późniejszymi zmianami) w art. 1, pkt 1 czytamy: „Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę”. Niestety, w kolejnym punkcie tego samego artykułu czytamy „w sprawach nieuregulowanych w ustawie do zwierząt stosuje się przepisy dotyczące rzeczy”.
Nie wszyscy zgadzają się z takim podejściem do sprawy. Organizacje na całym świecie walczą o to, aby zwierzęta miały własne prawa osobowe.
- Mam wielu klientów, którzy uratowali zwierzęta prosto spod noża. I tak na przykład mały kurczaczek czy świnka mająca zostać szynką dożyją swojej emerytury wśród kochających ludzi. Choć czasami trudno nam to sobie wyobrazić, wszyscy mamy swoje życia, swoje problemy i rozterki psychiczne, przyjemności i cierpienia tak samo psy, koty oraz inne zwierzątka - podsumowuje Martyna Szczesiul.
Póki co, wszystko zależy od nas - ludzi, to my decydujemy o losie swoich zwierząt, o tym, jak będzie wyglądało ich życie. Dobrze, że coraz więcej z nas to rozumie.
Współpraca: Dawid Sarysz