Coś się kończy, coś zaczyna… Majowe pochody w 1945 r.
Krakowski Oddział IPN i "Dziennik Polski" przypominają. Święto Pracy formalnie do kalendarza uroczystości w Polsce „ludowej” weszło dopiero w 1950 r., a Święto Narodowe 3 Maja wymazano z listy świąt rok później.
W 1945 r. oba z nich komuniści potraktowali niemal na równi, jako dogodną okazję do „wiązania” narodu z Polską Partią Robotniczą.
Gdy słowa tracą swój pierwotny sens
Komuniści od razu po przybyciu na tereny oczyszczone z Niemców uruchomili machinę propagandową, za pomocą której kamuflując swoje rzeczywiste cele i prawdziwe oblicze, za wszelką cenę starali się zaprezentować jako wyraziciele interesu narodowego i budowniczy niepodległej Polski. Instrumentalnie wykorzystywali do tego niemal wszystkie święta państwowe i rocznice wydarzeń historycznych. Ponieważ zdawali sobie sprawę, że najważniejszym gwarantem ich pozycji w kraju była Armia Czerwona, próbowali też wzbudzić w Polakach wdzięczność wobec krasnoarmiejców.
W 1945 r. Wojewódzki Urząd Informacji i Propagandy w Krakowie przygotował kilkanaście haseł, które eksponowane 1 maja, miały trafiać do wyobraźni uczestników pochodów i wieców. „Niech żyje 1 Maja – dzień międzynarodowej solidarności klasy robotniczej”, „Niech żyje sojusz narodów słowiańskich - fundament pokoju międzynarodowego”, „Niech żyje wieczysta przyjaźń i wieczysty sojusz ze Związkiem Radzieckim – jedyna gwarancja naszej niepodległości”, „Niech żyje Rząd Tymczasowy – konsekwentnie wprowadzający demokrację i sprawiedliwość społeczną”, „Zaludnijmy masowo tereny zachodnie – a odniemczymy je szybko”.
Komunistom cieszącym się marginalnym poparciem Polaków, zależało na zmobilizowaniu społeczeństwa i nakłonieniu go do wspólnego świętowania, aby w tym dniu pokazać rzekomą jedność narodową. Stąd obok przedstawicieli pozostałych partii „lubelskich” – PPS, SL i SD – związków zawodowych i stowarzyszeń, zadbali o udział chłopów, robotników, inteligencji „pracującej” oraz młodzieży. Niewątpliwie sprzyjał temu rychły upadek III Rzeszy Niemieckiej.
W Krakowie pierwszomajowe uroczystości rozpoczęły się w wigilię tego dnia, akademią w Teatrze im. J. Słowackiego. Mottem przewodnim uczyniono hasło: „Polski potężnej, bogatej i sprawiedliwej”. Zebrani, w imieniu krakowian i „stronnictw demokratycznych” wystosowali depeszę do marszałka ZSRS Stalina, w której zawarli „płomienne pozdrowienia” oraz wyrazili przekonanie, że układ polsko-sowiecki stanowił będzie „gwarancję naszej niepodległości i bezpieczeństwa nowych granic” Polski.
1 maja rozpoczął się o godz. 10 wiecem na Rynku Głównym. Swoją obecnością zaszczycił go minister administracji publicznej Edward Ochab. Z trybuny ustawionej wzdłuż Sukiennic, frontem do ulicy Szewskiej, przemawiali wojewoda Adam Ostrowski, prezydent Krakowa Alfred Fiderkiewicz, komendant wojenny miasta płk Fedosjenko oraz przedstawiciele partii i związków zawodowych.
„Dziś nastała nowa era, era człowieka pracy, era dobra i sprawiedliwości, szczęścia i dobrobytu. Z mroków nocy i niewoli wchodzi Polska w słoneczny okres jasności i wolnego bytu państwowego”, przekonywał zebranych wojewoda. Wyrażał radość z faktu, że w nowej rzeczywistości na uczestników „nie czyhała” już policyjna pałka, że Święto Pracy zyskało państwową rangę.
Po tym oficjalnym początku uformowany pochód przeszedł ulicami: Grodzką, Franciszkańską, Straszewskiego, Podwale, Dunajewskiego, Basztową, Potockiego i św. Gertrudy. Stamtąd odbił na Wawel, gdzie złożono kwiaty na grobowcach Kościuszki, Mickiewicza i Słowackiego. Następnie przemarsz kontynuowano ulicami Straszewskiego, Podwale i Dunajewskiego, skąd skręcono na Plac Szczepański i pochód rozwiązano. Według szacunków, w uroczystościach wzięło udział ponad sto dwadzieścia tysięcy osób. „Jeżeli nawet odrzucimy jakieś 25 procent demonstrujących z obowiązku lub z oportunizmu, to nawet pozostała cyfra jest poważnym rezultatem”, pisano z satysfakcją w sprawozdaniu Komitetu Miejskiego PPR w Krakowie.
Hasła o „bohaterskiej” Armii Czerwonej, która uwolniła Polskę spod „hitlerowskiego jarzma” były stałym elementem obchodów robotniczego święta. Ale służalczość wobec Sowietów czasem nie ograniczała się do gloryfikowania ich zasług w „wyzwalaniu” Polski. W Chrzanowie burmistrz tego miasta oznajmił tysiącom zebranych na pierwszomajowym wiecu, że decyzją Rady Miejskiej zmieniono nazwy kilku ulic. Patronami zostali bolszewiccy dyktatorzy: aleja Henryka stała się aleją Lenina, a ulicę Śląską przemianowano na Stalina. W nieodległym Libiążu podczas wiecu w kopalni węgla podjęto uchwałę o „przyjęciu Polski do Federacji Związku Sowieckiego”, pod którą podpisali się pepeerowcy.
Kierownictwo PPR zdawało sobie sprawę, ze szkodliwości tego typu „wybryków”, które utwierdzały społeczeństwo w przekonaniu, że polscy komuniści są sowiecką agenturą. A tego wówczas chciano uniknąć za wszelką cenę.
„Boże coś Polskę” na 3 Maja
Choć już w kwietniu 1945 r. Jakub Berman wyznał partyjnym propagandystom: „zmierzamy do tego, żeby 3 Maja zlikwidować, dążymy do tego, by święto narodowe związane było z nowym aktem państwowy, który wyruguje 3 Maja”, to doraźne cele sprawiły, że rocznicę uchwalenia konstytucji potraktowano jako „środek mobilizujący szerokie masy narodu”.
W instrukcji w sprawie trzeciomajowych uroczystości zalecano, aby nad przygotowaniami czuwały komitety obywatelskie, na czele z lokalnymi władzami administracyjnymi, a programy opierały się przede wszystkim na udziale wojska i młodzieży szkolnej. Między wierszami sugerowano unikanie eksponowania retoryki PPR. Elementami obchodów miały być uroczyste nabożeństwa, pochody połączone z defiladą wojskową oraz akademie z częścią oficjalną i artystyczną. Uczulano, aby nie organizować w tym dniu żadnych masowych wieców. Zalecano też, by do programów uroczystości „nie zakradły się antydemokratyczne akcenty”.
Na tym etapie dziejowej konieczności święto miało wyrażać bliskość osiągnięcia celów, jakie pod koniec XVIII wieku przyświecały twórcom Konstytucji 3 Maja – niepodległości i reform politycznych. Obecnie miało się to ziścić pod przewodem Krajowej Rady Narodowej i Rządu Tymczasowego, nad którymi pieczę trzymali komuniści – jedyni wyraziciele idei postępu.
W Krakowie uroczystości rozpoczęły się mszą świętą w Bazylice Mariackiej, na zakończenie której odśpiewano „Te Deum Laudamus” i „Boże coś Polskę”. Dalsza celebracja obyła się na Placu Matejki. Adam Kamiński, krakowski historyk i archiwista zanotował: „(…) defilada wojskowa, szkół, harcerstwa itp. pod Barbakanem wypadły dość okazale i sprawnie. Obawiałem się, że władze zbagatelizują to święto. Stało się na szczęście inaczej, choć pochód był mniej liczny i nie brali w nim udziału reprezentanci rządu”. Na tę okoliczność rozdawano naklejki z wizerunkami Tadeusza Kościuszki, Hugona Kołłątaja i Stanisława Staszica, którymi mieszkańcy dekorowali okna.
Gdy defilada miała się ku końcowi, z ust do ust zaczęto sobie przekazywać informację o kapitulacji Berlina. Aby to uczcić, na godzinę 19 zapowiedziano na Rynku Głównym wiec mieszkańców. Tak oto w Święto Narodowe Polaków komuniści zyskali kolejną okazję do manifestowania wdzięczności dla sojuszniczej Armii Czerwonej.
Vae victis
W tekstach drukowanych i w żywym słowie, płynącym z trybun podczas licznych w Małopolsce wystąpień i manifestacji, wybrzmiewały groźby wobec „reakcji” spod znaku Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych. Zamysł był oczywisty. Celowa i odpowiednio wyeksponowana manipulacja miała wyryć w świadomości Polaków jednoznaczne skojarzenia: tak, jak dawni Targowiczanie stanęli na drodze reform Sejmu Czteroletniego, tak obecnie „sanacyjno-endeccy bankruci” byli zagrażaniem dla „demokracji” i „niepodległości” odrodzonej Rzeczypospolitej.
Rok później sytuacja uległa diametralnej zmianie. Szykując się do tzw. referendum ludowego, komuniści mobilizowali własnych zwolenników i nie potrzebowali erupcji patriotyzmu. Dlatego brutalnie „wytłumaczyli” krakowianom, że nie życzą sobie żadnego celebrowania rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja, którą wówczas uważali za magnes, mogący przyciągnąć usposobionych antykomunistycznie mieszkańców. Tego dnia funkcjonariusze UB i żołnierze KBW rozpędzili pochód na Rynku Głównym, a następnie aresztowali blisko tysiąc osób.
Odtąd 1 Maja będzie się Polakom kojarzył z nachalną propagandą i narzuconą przez komunistów interpretacją „osiągnięć” świata pracy. A „wyklęte” Święto 3 Maja tak, jak Święto Niepodległości pozostanie na wiele lat okazją do wyrażania, jawnie bądź w skrytości, sprzeciwu wobec zniewolenia państwa i narodu przez Związek Sowiecki i jego polskich kolaborantów.