Cóż wiemy o miłości, mając sześćdziesiąt (lub więcej) lat
Miłość zarezerwowana jest tylko dla młodych? Nic bardziej mylnego. Świeże uczucie w dojrzałym wieku to nie rzadkość.
Mózg - rozważny czy romantyczny? Przestarzały podział na emocjonalne serce i trzeźwo myślący mózg to mit. Co dzieje się z mózgiem, kiedy się zakochujesz? Badania wykazują, że koktajl chemicznych substancji, które serwuje nam mózg, m.in. dopamina, oksytocyna i serotonina sprawią, że największy sceptyk oszaleje z miłości, a jego zachowanie zacznie przypominać zaburzenia obsesyjno-kompulsywne.
Co dokładnie powoduje, że tracimy z miłości do kogoś rozum i zmysły? Stan miłosnego upojenia nie sprowadza się tylko do narządu serca. Odpowiedzialne za to procesy biochemiczne mają bowiem swój początek w mózgu. Miłość to w dużej mierze wybuchowa mieszanka związków chemicznych, neuroprzekaźników, które przewodzą sygnały pomiędzy neuronami. To one wykonując wielką gonitwę wokół układu limbicznego, prowadzą do narodzin wyjątkowego uczucia, które nazywamy stanem zakochania. - System nerwowy nie działa w izolacji od innych układów i organów ludzkiego ciała. Na przykład neuroprzekaźniki mają znaczący wpływ na to, jak myślisz, pozwalają te myśli kontrolować, pośredniczą w wymianie informacji, ale też emocji, pragnień czy motywacji. Mogą na nas działać pobudzająco lub hamująco w zależności od ich funkcji - wyjaśnia dr n. med. Gabriela Kłodowska-Duda z kliniki Neuro-Care w Katowicach.
To także mózg sprawia, że kogoś kochamy. U par, które znajdują się w początkowej fazie relacji bardzo charakterystycznym uczuciem jest euforia, czyli stan niepohamowanej radości i komfortu. Co go powoduje? Badania mówią, że istnieje silna zależność pomiędzy intensywnym uczuciami miłości a wzrostem poziomu dopaminy w mózgu, nazywanej „hormonem szczęścia”.
- Ten neuroprzekaźnik uwalniany przez ośrodkowy układ nerwowy jest związkiem niezbędnym w organizmie m.in. dlatego, że odpowiada za nasz napęd ruchowy, ale także w znacznym stopniu „steruje” naszymi procesami emocjonalnymi. Dopaminę wyzwalają w nas wszelkie źródła przyjemności: doświadczenia, dźwięki, obrazy i oczywiście ludzie, których darzymy uczuciami - mówi neurolog.
Naukowcy postanowili zbadać mózgi zakochanych par i okazało się, że gdy koncentrujemy swoją uwagę na obiekcie miłosnym, szczególnie intensywnie reaguje obszar zwany jądrem ogoniastym oraz ten związany z produkcją dopaminy i adrenaliny. To właśnie te związki odpowiadające za energię i motywację do działania powodują, że zakochany zdaje się robić irracjonalne rzeczy dla miłości: może nie spać, nie jeść, wciąż myśli o obiekcie westchnień, ma wyostrzone zmysły, pokonuje setki kilometrów, śpiewa serenady pod oknem, a nawet jest w stanie zmienić swoje życie. To wtedy mówimy, że ktoś „stracił rozum”. Niektórzy sugerują, że działanie dopaminy jest do tego stopnia przyjemne, iż jej spadek przy bolesnym rozstaniu jest dla naszego mózgu jak pójście na odwyk. Z kolei stres, jaki odczuwamy podczas pierwszych randek, wyzwala zastrzyk adrenaliny i kortyzolu do krwi. Efekt? Spocone ręce, szybsze bicie serca i suchość w ustach.
Czy miłość zmienia sposób myślenia? - Dowodem na to jest serotonina, jeden z hormonów utożsamianych z uczuciami miłości, tym co impulsywne, a także popędem seksualnym. Potwierdziły to badania Uniwersytetu w Pizie, które informują, że procesy mózgowe par ze świeżym stażem przypominają poniekąd te obecne u chorych na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Po analizie próbek ich krwi odkryto, że poziom serotoniny u zakochanych był równoważny z niskim poziomem serotoniny w tychże zaburzeniach - mówi neurolog.
Dobry związek to taki, w którym możemy liczyć na wsparcie drugiej osoby i obdarzać ją tym samym. Mózg to, wbrew stereotypom, nie tylko chłodny racjonalizm i kalkulacja. Podczas jednego z eksperymentów zbadano mózgi uczestników za pomocą rezonansu magnetycznego i okazało się, że kiedy się zakochujemy, kora czołowa, część mózgu odpowiedzialna m.in. za logiczne myślenie i ocenianie innych jest… nieaktywna. To wyjaśnia, dlaczego wobec ukochanej osoby jesteśmy często mniej surowi i krytyczni, znikają wszelkie wątpliwości i obawy. To wyjaśnia także poniekąd powiedzenie „miłość jest ślepa”. Inne badania wykazują z kolei, że stan zakochania „wyłącza” te obszary w mózgu, które kontrolują strach i inne negatywne emocje.
Gdy pierwsze zauroczenie mija, do akcji wkracza oksytocyna, która zwiastuje większe zaangażowanie i bardziej zrównoważone odczucia. - Ten „hormon miłości” jest produkowany przez mózg w obszarze podwzgórza, a następnie uwalniany do krwi. To właśnie ona wyzwalana podczas porodu wzmacnia potrzebę bliskości pomiędzy matką a noworodkiem - mówi ekspert. Hormon pojawia się także w relacji między kobietą a mężczyzną, np. poprzez dotyk i w trakcie zbliżeń intymnych (oksytocyna wyzwalana jest m.in. podczas orgazmu). Dzielona z kimś intymność wyzwala oksytocynę, dzięki czemu nawiązujemy głębszą więź emocjonalną, budujemy zaufanie, łakniemy bliskości. Co ciekawe, badania na zwierzętach dowiodły, że te pobudzone oksytocyną mają silniejszy instynkt macierzyński i potrzebę „wicia gniazda”.
Jest także i ciemna strona oksytocyny, a jest nią… zazdrość. Może ona bowiem w pewnym stopniu stać za takimi uczuciami, jak podejrzliwość i zaborczość. Oksytocyna działa jak „wzmacniacz” - jeśli związek jest budujący i rokujący, będzie ona umacniać relację, jeśli jednak jego fundamenty są kruche, tkwimy w niezdrowej relacji, hormon może wzmocnić te odczucia.
Wazopresyna to hormon równie istotny w długofalowych związkach, co udowodniły badania przeprowadzone wśród norników preriowych.
Co ciekawe, trochę inaczej „kocha” mózg mężczyzny, inaczej mózg kobiecy. Zakochany mężczyzna wykazuje większą aktywność części mózgu, odpowiedzialnej za obrazy i wyobrażenia wizualne, u kobiet jest to przestrzeń odpowiadająca za pamięć.
Według naukowców, biologiczny aspekt miłości pochodzi z prymitywnych części mózgu, które były aktywne na długo przed rozwinięciem się kory mózgowej. „Zakochany” mózg to konstelacja różnego rodzaju bodźców. Taką stymulację zapewnia mu np. najdłuższy z nerwów człowieka - nerw błędny, który pozwala nam odczuwać konkretną emocję. Kora przedczołowa, która odpowiada m.in. za planowanie działań, rozważa ich konsekwencje, a także kontroluje i hamuje nasze gwałtowne emocje, jest w dysonansie z pierwotnymi biologicznymi procesami - jest to więc odwieczna walka tego, co racjonalne z tym, co biologiczne. Dla przykładu, charakterystyczne rozszerzone źrenice u zakochanego to efekt działania właśnie nerwu błędnego, który należy do autonomicznego układu nerwowego, tego samego, który odpowiada za przyśpieszone bicie serca.
Wszystkie te fakty zdają się sugerować, że „oszaleć z miłości” może nawet mózg, z korzyścią dla niego samego. Udany związek to także paradoksalnie, mimo mnogości impulsów, lepsze zdrowie psychiczne. Naukowcy potwierdzają, że ludzie pozostający w udanych związkach cieszą się lepszym zdrowiem, żyją dłużej i są szczęśliwsi. Miłość pomaga przetrwać także trudne momenty.
- Postępująca choroba Alzheimera zaburza obszary mózgu odpowiedzialne za funkcje logicznego myślenia, pamięć, ale nie niszczy zdolności odczuwania emocji. Chory ma problem z okazywaniem uczuć, ale to nie znaczy, że ich nie docenia. Do osoby dotkniętej tą chorobą można dotrzeć właśnie poprzez sztukę, miłość i troskę. Pacjent chce się czuć potrzebny, a wsparcie bliskich to krok w walce z chorobą. Miłość może być formą terapii - przekonuje specjalista.
Autorka: Patrycja Wacławska