Cudem ocalony z obozu w Ostaszkowie
Nadkomisarz Jan Bober jako jeden z nielicznych policjantów przeżył zagładę polskich jeńców w ZSRR. Jego wspomnienia odszukał w londyńskim archiwum i opublikował historyk i archiwista dr Krzysztof Halicki.
Relacji Polaków więzionych w obozach w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku mamy stosunkowo niewiele. Tym cenniejsze są zredagowane przez Pana wspomnienia Jana Bobera, człowieka, który jako jeden z nielicznych „przeżył Katyń”.
Dorobek naukowy dotyczący losów polskich jeńców wojennych przetrzymywanych w trzech obozach specjalnych NKWD jest poważny. W ostatnich latach ukazało się wiele interesujących książek. Inaczej wygląda sprawa źródeł wspomnieniowo-pamiętnikarskich. O ile dla obozów w Kozielsku i Starobielsku są one dość dobrze zachowane, to dla trzeciego ze wspomnianych obozów źródła tego typu są nieliczne. Dlatego też wspomnienia nadkomisarza Jana Bobera w sposób poważny uzupełniają naszą wiedzę na temat warunków życia w ostaszkowskim obozie.
Niezwykłość relacji Jana Bobera polega również na tym, że był on policjantem, a funkcjonariusze Policji Państwowej byli przez Sowietów mordowani w pierwszej kolejności. Niewielu przeżyło wojnę.
Istotnie, wspomnienia Bobera są jedyne, ale zarazem wyjątkowe, gdyż przedstawiają losy policjantów podczas wojny. Władze niemieckie i radzieckie gromadziły przez lata informacje o polskich policjantach. Przede wszystkim w kręgu zainteresowań byli funkcjonariusze policji politycznej.
Szczególną uwagę zwracano na kadrę kierowniczą oraz wywiadowców. Ta grupa była rozstrzeliwana w pierwszej kolejności. Przykładem niech będzie sprawa pomorskich policjantów. Podczas ewakuacji w kierunku Warszawy część z nich postanowiła wrócić do swoich miejscowości. Do Torunia wrócili starszy posterunkowy służby śledczej Franciszek Bosiacki i posterunkowy służby śledczej Józef Pietrzak, którzy wraz z innymi wywiadowcami z działu politycznego Wydziału Śledczego w Toruniu zostali przez władze niemieckie szybko aresztowani i osadzeni w forcie VII, a następnie rozstrzelani w lesie Barbarka. Takich tragicznych sytuacji było znacznie więcej, również na terenach opanowanych przez wojska radzieckie.
Wczytując się we wspomnienia Bobera nie trudno zauważyć, że nienawiść do policjantów nie była wyłączną domeną Sowietów. Wielu funkcjonariuszy zginęło w pierwszych tygodniach wojny z rąk ludności białoruskiej czy ukraińskiej. Bober nie ukrywa, że przynajmniej część ofiar padła ofiarą odwetu…
To prawda. Na wschodzie wielu oficerów i szeregowych zostało zamordowanych bez sądu natychmiast po wkroczeniu wojsk sowieckich. W województwach tarnopolskim i stanisławowskim długo leżały w rowach niepochowane zwłoki oficerów i szeregowych policji, a nawet osób cywilnych. Najwięcej ofiar - według relacji ocalałych policjantów - było w województwie poleskim, gdzie wojewodą był Wacław Kostek-Biernacki. Tam organizowane przez Żydów, Ukraińców i Białorusinów miejscowe bojówki komunistyczne w odwecie za zwalczanie antypolskich grup ukraińskich i białoruskich aresztowały, więziły i zabijały zarówno policjantów, jak i cywilów. Szacuje się, że ponad 10 tysięcy Polaków zostało zamordowanych przez żołnierzy radzieckich, często przy współudziale miejscowej ludności białoruskiej, ukraińskiej i żydowskiej.
Dzieląc się wspomnieniami na temat własnych przeżyć czy też funkcjonowania sowieckich obozów, Bober kreśli zarazem socjologiczny obraz społeczności jenieckiej. Z reguły jest on pozytywny, ale jednocześnie widać, że wielu żołnierzy jednoznacznie wskazywało, kto jest winien klęski wrześniowej, a pośrednio ich pobytowi w niewoli.
Niewątpliwie była to reakcja na przeżycia z kampanii wrześniowej. Na przykład w Toruniu w Komendzie Wojewódzkiej Policji Państwowej już w sobotę wieczorem 2 września zaczęły się przygotowania do ewakuacji. W pierwszej kolejności pakowali swój dobytek i rezerwowali samochody najwyżsi stopniem funkcjonariusze. Panująca sytuacja powodowała chaos i dezorganizację wśród licznej grupy niższych funkcjonariuszy zebranych w gmachu komendy. Brak było odpowiedzi na dobiegające zewsząd pytania: „Co się do cholery dzieje”?, „Gdzie są nasi wodzowie, co mamy robić, czy są jakieś plany?”, Co dalej?”. W wielu przypadkach na swych posterunkach zostawali szeregowi funkcjonariusze PP. Kadra odjeżdżała nie troszcząc się o podwładnych. Dyscyplina osłabła jeszcze bardziej po wkroczeniu wojsk sowieckich do Polski. Notowano sytuacje, kiedy to szeregowi funkcjonariusze policji zdejmowali orzełki z czapek, zrywali dystynkcje z naramienników, odznaki pamiątkowe z mundurów, wdeptując je w ziemię. Narastała frustracja wśród szeregowych policjantów, którzy ubliżali oficerom np. komisarza Czesława Lipskiego z Tarnopola obrzucono ogryzkami jabłek.
W warunkach obozowych nie ustępowano drogi oficerom, dochodziło do licznych awantur, gdy oficerowie pierwsi podchodzili odebrać jedzenie. Zewsząd mawiano, że nie ma oficerów i szeregowych - są jeńcy i dlatego skończyły się przywileje. Notowano przypadki niesubordynacji wobec kadry kierowniczej oraz nieufność. Osadzeni w obozach lżyli prezydenta Rzeczypospolitej, marszałka Śmigłego-Rydza, ministra Becka, gen. Kasprzyckiego i gen. Składkowskiego. Wielu starszych oficerów w ostry sposób krytykowało Wodza Naczelnego oraz jego Sztab, a także ostatniego komendanta głównego Policji Państwowej gen. Kordiana Zamorskiego, obwiniając go za brak sprawnej ewakuacji policjantów na południe. Inaczej do sprawy podchodzili młodzi policjanci, którzy reagowali na klęskę wrześniową bardzo emocjonalnie, obawiając się pomyślnego rozwiązania sprawy polskiej na arenie międzynarodowej.
Jednym z walorów wspomnień Bobera jest to, że wzmiankuje on stosunkowo wielu towarzyszy niedoli. Do tych szczególnie smakowitych opisów należy chyba wspomnienie o podpułkowniku Zygmuncie Berlingu.
Bober przebywając w obozie w Griazowcu dzielił miejsce na pryczy m.in. z ppłk. dypl. Zygmuntem Berlingiem. Podczas licznych rozmów poruszali wiele tematów. Berling chętnie i dużo opowiadał na przykład o swojej karierze wojskowej. Wyraził wielki żal i nienawiść do gen. Tadeusza Kasprzyckiego, który w przededniu wojny przeniósł go ze stanowiska dowódcy 4 Pułku Piechoty Legionów w stan spoczynku. Proszę zauważyć, że nadkomisarz Bober jako doświadczony policjant potrafił wykorzystać każdą nadarzającą się okazję do wnikliwej rozmowy. W swoim kontaktach ze współwięźniami poruszał wiele interesujących spraw. To dało mu podstawę do wysuwania trafnych wniosków odnoszących się do postawy i zachowania się kolegów wobec władz obozowych.
Berling przeżył prawdopodobnie dlatego, że poszedł na współpracę z Sowietami. Z lektury wspomnień można wywnioskować, że podobnych mu było więcej. Niektóre nazwiska Bober umieszcza w dość jednoznacznym kontekście.
Również wśród policjantów spotkać można było osoby, które pełniły role prowokatorów i donosicieli. Byli znani wśród współwięźniów i traktowano ich z dystansem. Bodajże najbardziej znanym agentem wśród policjantów był komisarz Jan Łopaciński, który w czasie pobytu w niewoli był jednym z najaktywniejszych informatorów administracji obozowej. Wśród innych jeńców obozu w Ostaszkowie, którzy byli na usługach NKWD wymienić należy m.in. Aleksego Teodorowicza, Aleksandra Hurbana, Stanisława Kicińskiego czy Jana Romanowicza. Niektórzy z grupy konfidentów przyjęli następnie obywatelstwo radzieckie. Wobec sukcesów armii niemieckiej we Francji, władze radzieckie latem 1940 r. podjęły decyzję o poszukiwaniu osób chętnych do współpracy politycznej i wojskowej.
Zaczęto też rozważać sformowanie jednostek wojskowych złożonych z Polaków, którzy przebywali w sowieckiej niewoli. Od października 1940 roku do czerwca 1941 r. grupa internowanych oficerów Wojska Polskiego prowadziła z przedstawicielami NKWD rozmowy na temat utworzenia polskiej dywizji na terenie ZSRR. Wśród ,,gości” tzw. willi rozkoszy byli m.in. płk Eustachy Górczyński, ppłk Zygmunt Berling, ppłk Leon Bukojemski, ppłk Leon Tyszyński oraz ppłk Marian Morawski.
Na koniec naszej rozmowy zostawiłem pytanie, które jest kluczowe dla tej opowieści. Dlaczego Jan Bober nie został skazany na śmierć i dlaczego w latach 70. powrócił do Polski. Wydaje się, że musiał za taki przywilej zapłacić jakąś cenę…
Nieznane są motywy władz radzieckich, które spowodowały zachowanie przy życiu nadkomisarza Jana Bobera. Należy pamiętać, że znaczną część służby Bober pełnił w województwach wschodnich, będąc m.in. naczelnikiem Urzędu Śledczego w Nowogródku oraz Urzędu Śledczego w Brześciu nad Bugiem. Głównym zakresem działalności urzędów śledczych na wschodzie było inwigilowanie i zwalczanie organizacji komunistycznych oraz nacjonalistów ukraińskich. Wywiad radziecki posiadał szczegółowe wiadomości dotyczące jego aktywności na polu walki z organizacjami wywrotowymi. W momencie wkroczenia wojsk radzieckich do Polski we wrześniu 1939 r. funkcjonariusze ci byli w pierwszej kolejności aresztowani, a w niektórych przypadkach natychmiast rozstrzeliwani. Ci, którym udało się przeżyć pierwszą falę prześladowań, zostali następnie zamordowani w Twerze.
Niestety, akta osobowe i protokoły przesłuchań prowadzonych w obozie w Ostaszkowie zostały prawdopodobnie w 1959 r. zniszczone. Podobny los spotkał dokumentację więźniów z obozów w Pawliszczym Borze i Griazowcu. Pozostaje zatem otwarta dyskusja na temat powodów pozostawienia przy życiu niespełna 400 więźniów z obozów specjalnych NKWD w Ostaszkowie, Kozielsku i Starobielsku. Wątków w tej kwestii jest kilka. Niektórzy mogli być na usługach wywiadu radzieckiego jeszcze przed 1939 r. Zapewne część więźniów przebywających w obozie podjęła taką współpracę dobrowolnie lub pod wpływem załamania wielokrotnymi śledztwami. Zajmowali oni później prominentne stanowiska w armii (gen. Berling).
O niektórych więźniów upomniały się władze niemieckie, w wypadku innych miały wpływ powiązania i kontakty międzynarodowe (rtm. Józef Czapski). Zaledwie kilka osób zadeklarowało chęć walki z niemieckim najeźdźcą w szeregach Armii Czerwonej. Jeśli chodzi o pozostałą grupę, sprawa pozostanie dyskusyjna. Należy jednak wyraźnie podkreślić, że z pewnością podczas selekcji więźniów przeznaczonych na śmierć lub dalszy pobyt w obozach nie decydował przypadek.
Bober po wojnie pozostał na emigracji w Wielkiej Brytanii. Mieszkał i pracował w Londynie, a po przejściu na emeryturę przeniósł się do Cathays pod Cardiff. W marcu 1966 r. został naturalizowany. Brał udział w życiu kombatanckim na terenie Anglii. Nadzwyczaj zastanawiającą pozostaje więc decyzja o powrocie do kraju w połowie lat 70. Należy podkreślić, że rzadko się zdarzało, aby osoby w podeszłym wieku, mające ustabilizowane życie, dom, rodzinę czy też szerokie powiązania towarzyskie, decydowały się wszystko pozostawić i powrócić do komunistycznego kraju.
Dlaczego więc nadkomisarz Jan Bober postanowił powrócić do niewielkiego Rypina, gdzie zresztą zmarł 17 marca 1989 r.? Być może stwierdził, że Polska Gierka jest dla niego już bezpieczna, a może zadecydowały inne względy, które skrywają radzieckie i polskie archiwa? To na razie pozostaje sprawą otwartą.