Cukier na lekarstwo, masło we włosach [rozmowa]
Rozmowa z prof. Jarosławem Dumanowskim z UMK o tym czym raczyli się goście Mieszka I.
Chrzest Polski był dobrym pretekstem do ucztowania. Co znalazło się na stole Mieszka i Dobrawy?
Chrzest Polski przypada na okres przełomu jeśli chodzi o smak. Od czasów hellenistycznych do upadku Cesarstwa Rzymskiego na stołach ludzi bogatych panował kult ostrych przypraw. Po upadku imperium, gdy upadła wymiana handlowa, skończył się czas ostrej kuchni (może z wyjątkiem Bizancjum). W czasach Mieszka mamy do czynienia z powrotem przypraw. Ibrahim ibn Jakub (ten sam, który wspominał, że Polska to kraj „miodem i mlekiem płynący”) odnotował ze zdziwieniem, że w Niemczech natknął się na ostre przyprawy. Dopiero jednak XI i XII wiek (wyprawy krzyżowe) to czas wielkiego powrotu przypraw
Robert Makłowicz wspomina, że pokaz kuchni cesarza Dioklecjana był dla niego absolutną porażką - mięsiwa przygotowanego w miodzie i garum nie dało się jeść.
W przypadku kuchni Piastów możemy jedynie inspirować się składnikami, które znamy głownie dzięki pracy archeologów. Dzięki nim wiemy, że na stołach pojawiają się jesiotry - danie co prawda postne, ale w tamtym czasie Mieszko nie był chyba jeszcze za bardzo zorientowany w regułach kościelnych. Wiadomo natomiast, że już Bolesław Chrobry kazał wybijać zęby tym, którzy nie pościli.
Na pewno w Lednicy były już kury, ale archeolodzy nie są do końca pewni, czy nie były traktowane jako ptaki ozdobne.
- Kury zostały sprowadzone do Europy dużo wcześniej, więc niewykluczone, że również u Mieszka były już przysmakiem, podobnie jak polskie kuraki (głuszce, cietrzewie itp.). Na pewno za to mamy wierze. W kronice Galla Anonima mamy opis mitu o rozmnożeniu piwa i prosiaka na postrzyżynach Piasta i Rzepichy. Wraz z administracja kościelną pojawiła się kuchnia postna, co z początku musiało być trudnym przedsięwzięciem w kraju, w którym nie ma oliwy, białego chleba, wina, ryb morskich, „tłustych orzechów”. Zwłaszcza dla prostego ludu, którego dieta oparta była o tłuszcze zwierzęce. Bizantyjczyk, który opisuje zwyczaje kulinarne Ostrogotów, ze zgrozą wspomina o ich umiłowaniu do wieprzowiny, z której robią pomady do włosów a nawet... smażą na niej. Do tego Ostrogoci preferowali młodą wieprzowinę, lekko tylko podgotowaną, na poły surową, co Grekowi w głowie się nie mieści. Z jego przekazu wiemy też o prostym sosie z octu i miodu. Znajdujemy też przekaz misjonarzy frankijskich o nawracaniu Sasów, w których czytamy o wielkim upodobaniu miejscowych ludów do piwa zamiast kulturalnych napojów.
- Dla Greków było niepojęte, że Słowanianie używają tłuszczu wieprzowego do włosów, a nawet do - o zgrozo - smażenia - mówi prof. Jarosław Dumanowski.
- Przełknęlibyśmy tamte piwa?
- Sądzę, że tak, choć były one na pewno mętne i bardziej przypominałyby nam one podpiwki, bo zawartość alkoholu była w nich niewielka, jak przystało na napój, który pije się zawsze i wszędzie. Piwo było też podstawą do wyrabiania octu i drożdży. Nade wszystko jednak było kaloryczne. Grecy zwracali również uwagę na popularność masła u Germanów i Słowian. Masło było powszechnie stosowane do posiłków, ale również jako kosmetyk.
A co z chlebem?
Jeśli już, to ciemny, żytni, podpłomyk. Popularne było proso, ale i dzikie zboża, takie jak manna zwyczajna - dzika trawa rosnąca na podmokłych terenach, których było w ówczesnej Polsce mnóstwo. Tzw. dzikie żniwa polegały na tym, że zbierało się to zboże przez otrząsanie na specjalne sita lub chusty. Dzikie rośliny w ogóle były stałym elementem w kuchni ówczesnych Słowian - korzonki, warzywa, zioła, owoce.
A co ze słodyczami ?
Zapewne Mieszko nie miał jeszcze do dyspozycji cukru, który przybył do Europy w VII wieku i był przyprawą, lekarstwem. Na szczęście był miód, soki, mazie z suszonych owoców. Ludzie ówcześni mieli obniżony poziom wrażliwości na słodycze. Słodkie wydawało im się białe pieczywo, twaróg i mleko.