Cukrownia Łapy. Czy będzie reaktywacja? Mieczysław Baszko chce, by Sejm przeznaczył 100 mln zł na reaktywację cukrowni w Łapach
Poseł PSL Mieczysław Baszko chce, by Sejm przeznaczył 100 mln zł na reaktywację cukrowni w Łapach. Liczą na to władze miasta oraz byli plantatorzy buraków. Mieszkańcy są sceptyczni.
Jest szansa, by naprawić ten błąd. I znowu uruchomić cukrownię w Łapach. Taka decyzja byłaby zasadna dla naszego regionu - uważa Mieczysław Baszko, podlaski poseł z PSL. Niedawno, podczas posiedzenia Sejmu zgłosił poprawki do projektu ustawy budżetowej na przyszły rok. Prosi rządzących o 100 mln złotych na reaktywację zlikwidowanej przed ośmiu laty łapskiej cukrowni.
- Ta kwota byłaby na początek. Nie jest bowiem możliwe uruchomienie cukrowni w ciągu jednego roku. Ale do tego trzeba się przygotować . Na pewno będzie potrzeba więcej pieniędzy. Podejrzewam, że nawet 500 milionów złotych - szacuje Mieczysław Baszko.
Co pchnęło go do takiego kroku? Poseł przypomina, że wznowienie produkcji cukru w Łapach jeszcze przed wyborami parlamentarnymi w 2015 roku obiecywał Krzysztof Jurgiel, minister rolnictwa.
- Liczyłem, że już w tym roku minister Jurgiel podejmie taką decyzję. Czekałem na to. Tym bardziej że były takie pogłoski w Sejmie. I do dzisiaj nie ma na ten temat ani słowa - mówi zawiedziony Baszko.
Dlatego, jak podkreśla, wyszedł naprzeciw potrzebom rolników. Przyznaje, że jeszcze nie dostał odpowiedzi od szefa resortu rolnictwa. Jednak Mieczysław Baszko nie poddaje się. Zapowiada, że w przyszłym tygodniu zamierza rozmawiać z Krzysztofem Jurgielem na ten temat.
- Chcę dowiedzieć się, jak on to widzi, czy jest możliwość reaktywacji w tym roku, bądź następnym. Ważne jest też, jakie kwoty trzeba wziąć pod uwagę? Wiem, że minister Jurgiel robił taką analizę. Może go pani zapytać - proponuje poseł Baszko.
Skontaktowaliśmy się z ministrem rolnictwa. - Nie widziałem tej poprawki. Nie będę komentował - uciął Krzysztof Jurgiel.
Wysłaliśmy też pytanie do jego rzecznika prasowego. Do wczoraj nie dostaliśmy odpowiedzi.
Łapska cukrownia istniała 34 lata. Była to jedyna firma produkująca cukier na Podlasiu, jedna z większych w Polsce. Stale się rozwijała i unowocześniała. I przynosiła zyski. Pod względem produkcji zajmowała trzecie miejsce w kraju. Chociażby w 2007 roku - łapska firma skupiła 400 tysięcy ton buraków cukrowych, z których wyprodukowano ponad 60 tys. ton cukru.
Kryzys nastąpił w listopadzie 2007 roku. Wtedy Roman Czepe, ówczesny burmistrz Łap dostał niepokojące pismo z Krajowej Spółki Cukrowej, której podlegała cukrownia w Łapach. Spółka poinformowała, że zamierza zaprzestać wytwarzania surowca oraz dokonać całkowitego demontażu urządzeń w swoim łapskim oddziale.
To oznaczało zamknięcie cukrowni w Łapach. A oficjalnym tego powodem było podjęcie przez Unię Europejską decyzji o zmniejszeniu produkcji cukru w krajach unijnych, w tym również w Polsce. Spadek w naszym kraju miał wtedy wynieść 13 procent. Zresztą już 30 września 2007 roku wprowadzono możliwość rezygnacji z upraw buraków cukrowych przez rolników. W zamian każdy plantator miał otrzymać rekompensatę, której równowartość wynosiła 237,50 euro za tonę. Tyle że rolnicy nie chcieli skorzystać z takiej propozycji.
Mieszkańcom groziło bezrobocie. Po Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego (upadły w 2009 roku), cukrownia była jednym z głównych pracodawców w Łapach. Pod koniec istnienia zatrudniała na stałe 267 pracowników. Natomiast podczas kampanii produkcyjnej, która trwała od października do końca grudnia, dodatkowo przyjmowano na sezon 200 osób. Pod koniec 2007 roku, na wieść o likwidacji, w mieście zawrzało. Pracownicy oraz ich rodziny, a także mieszkańcy i władze protestowali. Aż dwa razy jeździli przed Kancelarię Prezesa Rady Ministrów, blokowali krajową ósemkę. Manifestowali też przed siedzibą KSC w Toruniu, w Łapach oraz w Białymstoku. Pisał o tym wielokrotnie „Kurier Poranny”.
Nic to nie dało. Zapadł wyrok na cukrownię. W połowie 2008 roku została zamknięta. Stało się to już za rządów koalicji PO - PSL.
- Urząd, w tym ja, zaangażowaliśmy się w obronę cukrowni. Przygotowywaliśmy akcje protestacyjne, spotkania, wysyłaliśmy petycje, zbieraliśmy podpisy. Nawet z naszych samorządowych funduszy organizowaliśmy wyjazdy autokaru na protesty. Działacze PSL i PO aktywni stali się dopiero później, gdy cukrownia została wygaszona. Aktywni w przerzucaniu winy na innych - twierdzi dzisiaj Roman Czepe.
Pracownicy na odchodne dostali odprawy, średnio 85 tys. złotych. Krajowa Spółka Cukrowa osłodziła także straty plantatorom buraków cukrowych na Podlasiu. 1450 osób otrzymało wówczas około 47, 4 mln zł odszkodowań.
Zapewne w przypadku cukrowników pieniądze poszły na bieżące wydatki. Bo niektórym, po wielu latach pracy przy produkcji cukru, nie było łatwo przekwalifikować się i znaleźć nowe zatrudnienie. Rolnicy z kolei, zamiast rekompensat, woleliby nadal uprawiać buraki.
- Na Podlasiu bardzo potrzebna jest cukrownia. To był zły pomysł, by ją likwidować. Poza tym to u nas jest zagłębie mleczarstwa. Rolnicy muszą sprowadzać z daleka wysłodki buraczane dla krów - mówi Jan Bruczko z gminy Juchnowiec Kościelny.
Za likwidację 50-hektarowej plantacji buraków cukrowych, owszem, dostał pieniądze. Jednak poniósł też inne straty finansowe. Musiał pozbyć się nowoczesnych maszyn. - Trzy kombajny buraczane poszły na złom. Bo nikt nie chciał ich kupić. Ale siewnik do buraków jeszcze mam - nie kryje żalu Jan Bruczko. Po utracie plantacji posiał m.in. kukurydzę. I teraz ma problem z dzikami, które niszczą plony.
- Bardzo chciałbym znowu uprawiać buraki. Jeśli minister Jurgiel przywróci w Łapach cukrownię, to do końca życia będę na niego głosował - deklaruje Bruczko.
- Zamknięcie cukrowni to była nieprzemyślana głupota. Ale czy jest możliwa jej reaktywacja? - zastanawia się Wiktor Antoniuk, były plantator. Zwraca uwagę na to, że rolnikom będzie niezwykle trudno odbudować buraczane uprawy. Bo już zmienili swój profil produkcji.
- Myślę, że na takie działania nigdy nie jest za późno. Nasze rolnictwo jest na wysokim poziomie. Rolnicy na pewno sobie poradzą. Ziemia też się nie zmieniła, można więc na niej sadzić buraki - przekonuje poseł Mieczysław Baszko.
Twierdzi, że na rynku europejskim jest zapotrzebowanie na cukier. - Tym bardziej że uwolniły się tak zwane kwoty cukru, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by w naszym państwie powstała dodatkowa cukrownia. A cukier z Łap był jednym z najlepszym - podkreśla poseł Baszko.
Dlatego zwrócił się do rządzących o te 100 mln na wznowienie produkcji cukru w Łapach.
- Nie ma nic złego w tym, że poseł Baszko pyta. Zabawne jest to, że PSL doprowadziło do zamknięcia Cukrowni Łapy, a teraz jest aktywne w dopytywaniu, czy zostanie reaktywowana, czy wznowi się produkcję - atakuje Roman Czepe.
- Chcę przypomnieć, że to nie PSL zlikwidowało zakład. To tylko takie wmawianie. W 2006 roku, na tydzień przed wyborami, pojawiło się pismo o wygaszeniu produkcji w Łapach. To było przecież za czasów ministra Jurgiela - ripostuje Baszko.
Roman Czepe przypomina, że już w 2011 roku w sprawie przywrócenia cukrowni interpelował poseł PiS, Kazimierz Gwiazdowski. Zwraca też uwagę, że ten temat odżył w kampanii do Sejmu w 2015 roku. - Gdy w Łapach dopytywaliśmy o to kandydatów PiS, padła ze strony posła Krzysztofa Jurgiela deklaracja. Usłyszeliśmy, że na ile jeszcze tylko będzie możliwe, jeśli PiS zdobędzie władzę, temat przywrócenia produkcji zostanie powtórnie bardzo dokładnie przeanalizowany. I ta deklaracja została powtórzona przez Krzysztofa Jurgiela już jako ministra rolnictwa - przypomina Roman Czepe. Uważa, że warto zainwestować pieniądze w reaktywację łapskiej cukrowni.
Liczą na to także władze Łap. - Wszelkie zapowiedzi przedstawicieli rządu dotyczące inwestycji w polski przemysł napawają optymizmem. Również zapowiedzi ministra rolnictwa, Krzysztofa Jurgiela i analizy prowadzone przez jego resort są dla nas szansą - sądzi Urszula Jabłońska, burmistrz Łap.
Bo to nadzieja na dochody z podatków, a przede wszystkim nowe miejsca pracy.
Tyle że w kwestii reaktywacji cukrowni mieszkańcy są sceptyczni. - Co tu chcieć, jak nie ma połowy budynków. Pan poseł, jeden z drugim, to sobie pomarzyć mogą. Ale trzeba myśleć realnie - mówi były cukrownik, którego spotykamy w centrum miasta.
- Nic nie zrobią. Bo już jest za późno. Gdyby to było rok albo dwa po likwidacji... Przecież placu już nie ma, zbiorniki zostały zlikwidowane. Maszyn też już nie ma, a mieliśmy bardzo dobre, nowoczesne. Tylko szkielet budynku stoi. A zresztą i rolnicy też pozbyli się swojego sprzętu. Więc jaki to sens? - zastanawia się Jerzy Gołaszewski. Przez 27 lat był w cukrowni ślusarzem. W 2003 roku odszedł na emeryturę. Z sentymentem wspomina tamte czasy.
- Żeby zakład był to pewnie dzisiaj nasze dzieci by tam pracowały. Po co mają szukać pracy gdzie indziej, na przykład w prywatnych firmach - zamyśla się pan Jerzy.
- Zniszczyli, zmarnowali cukrowniczy majątek. A warto go odtworzyć, żeby mieć swój cukier, a ludziom dać pracę - uważa Halina Łapińska, inna mieszkanka miasta.
Jak poinformowała Sandra Malinowska, rzeczniczka KSC, od chwili wygaszenia produkcji cukru w Łapach cały czas funkcjonują magazyny, pakownia oraz trzy silosy, gdzie jest przechowywany cukier produkowany w innych oddziałach spółki. Obecnie pracuje tu kilkadziesiąt osób.
- Inne budynki magazynowe i place składowe są wynajmowane lub dzierżawione przez lokalnych przedsiębiorców. Wykorzystywana jest również bocznica kolejowa na potrzeby tych dzierżawców lub na rzecz sąsiadujących z cukrownią firm - tłumaczy Sandra Malinowska.
Tymczasem Krajowa Spółka Cukrowa ma w planach wykorzystanie budynków po byłej cukrowni. O szczegółach rzeczniczka nie chce jednak mówić. Twierdzi, że będzie można je zdradzić najwcześniej wiosną przyszłego roku.
- Cieszą nas najbliższe plany Krajowej Spółki Cukrowej związane ze zwiększeniem eksportu cukru do krajów nadbałtyckich i dotyczące modernizacji obiektów logistycznych w Łapach - uchyla rąbka tajemnicy burmistrz Urszula Jabłońska.
Na terenie po byłej cukrowni powstała ekonomiczna podstrefa Tarnobrzeskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Po upadku dwóch największych zakładów pracy, czyli cukrowni oraz ZNTK, to szansa na ożywienie gospodarcze miasta.
Podstrefa zajmuje teren o łącznej powierzchni prawie 12 hektarów. Ówczesne władze kupiły go od Krajowej Spółki Cukrowej w 2010 roku. Ale najpierw trzeba było go uzbroić, bo przez kilkadziesiąt lat znajdował się tam zbiornik akumulacyjny. Trzeba było go osuszyć. Wybudowano tu drogę wewnętrzną, wodociąg oraz sieć kanalizacji sanitarnej i deszczowej. Kosztowało to 9,5 mln złotych, w tym 99 procent wyniosło unijne dofinansowanie.
- Z dziewięciu udostępnionych pod koniec 2014 roku przez gminę działek inwestycyjnych, sześć nieruchomości zostało już sprzedanych czterem inwestorom - wymienia burmistrz Jabłońska.
Ulokowały się tutaj firmy z Białegostoku i Warszawy. Jak mówi Urszula Jabłońska, na pozostałe trzy działki też są chętni.
W styczniu 2015 roku gmina kupiła od KSC dodatkowe 12 ha gruntów. Obecnie trwają prace związane z uzbrojeniem tego terenu. Umożliwia to unijne dofinansowanie. Łapy otrzymały blisko 14 mln zł dotacji w ramach Białostockiego Obszaru Funkcjonalnego (to współpraca dziesięciu podbiałostockich gmin z Białymstokiem).
- Zgodnie z harmonogramem nowe uzbrojone tereny inwestycyjne w Łapach będą gotowe w listopadzie 2017 roku - zapowiada burmistrz Jabłońska.