Cukrzyk ukradł cukierek i trafił do sądu. 20 groszy szkody dla dyskontu

Czytaj dalej
Fot. Jacek Smarz
Małgorzata Oberlan

Cukrzyk ukradł cukierek i trafił do sądu. 20 groszy szkody dla dyskontu

Małgorzata Oberlan

20 groszy - tyle wart był cukierek, którym podniósł sobie poziom cukru chory 67-latek z Torunia. Wziął go ze sklepowej półki. Policja zażądała ukarania mężczyzny przez sąd.

Gdy powierzono mi tę sprawę, zdębiałem. To jednak działo się naprawdę - mówi adwokat Andrzej Misiak, który bronił cukrzyka w sądzie z urzędu. - Mój klient to osoba chorująca na cukrzycę. Z widocznymi objawami zaawansowanych zmian chorobowych na nogach, które demonstrował jeszcze w sądzie. Wszystko to było żenujące, a zarazem absurdalne. Ile czasu i pieniędzy zaangażowano w prace policji, sądu, moją? Po co?!

Ile czasu i pieniędzy zaangażowano w prace policji, sądu, moją? Po co?!

Na szkodę Jeronimo Martins

Adwokat Andrzej Misiak w zawodzie przepracował wiele lat, ale zapewnia, że z tak absurdalną sytuacją nie spotkał się nigdy. Chorego na cukrzycę 67-letniego mężczyzny bronił z urzędu przed Sądem Rejonowym w Toruniu.

Miejscowa policja domagała się, by ukarać 67-latka za kradzież cukierka wartości 20 groszy w „Biedronce” i wszczęcie awantury z ochroną. - Tego, że wziął cukierka, bo słabł, nikt nie chciał potraktować poważnie - podkreśla adwokat.

Co się wydarzyło? 25 maja 2018 roku torunianin udał się na zakupy do sklepu „Biedronka” przy ul. Mickiewicza 75a. Kosz miał pełen zakupów i zamierzał za nie zapłacić, gdy nagle poczuł, że słabnie. Znał to uczucie i wiedział, że może zemdleć. Ponieważ nie miał przy sobie niczego słodkiego, by podnieść sobie poziom cukru, sięgnął po cukierka z regału. I tak zaczęła się afera...

Ochroniarze w „Biedronce” zarzucili mężczyźnie kradzież. Doszło w końcu do nieprzyjemnej wymiany zdań, bo cukrzyk denerwował się tym, że nikt go nie rozumie. Do sklepu wezwano policję. Spisano dane świadków „przestępstwa”. Przesłuchano później podejrzanego. Sprawę formalnie zarejestrowano i prowadzono, angażując czas i energię funkcjonariuszy. Efekt? Wstrząsający.

Komisariat Policji Toruń Śródmieście skierował do sądu wniosek o ukaranie cukrzyka, obwiniając go o dwa wykroczenia. Po pierwsze o to, że „dokonał kradzieży cukierka o wartości jednostkowej 20 groszy i czynem tym spowodował stratę w kwocie 20 groszy dla Jeronimo Martins Polska SA” (wierny cytat). Po drugie zaś o to, że wszczął awanturę z ochroniarzami „Biedronki”.

Uniewinniony

Absurd przerwał Sąd Rejonowy w Toruniu. Sędzia Aleksandra Marek-Ossowska nie miała wątpliwości, jak rozstrzygnąć sprawę. Uniewinniła cukrzyka od zarzutu kradzieży cukierka. Odstąpiła też od ukarania go za awanturowanie się z ochroniarzami, powołując się na art. 17 par. 2 Kodeksu wykroczeń (ograniczona zdolność do kierowania swoim postępowaniem - cukrzyk słabł).

W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Marek--Ossowska mówiła też o tym, że 67-latek działał w stanie wyższej konieczności: ratował swoje zdrowie i życie.

- Moje wynagrodzenie za tę sprawę to 221 zł 40 gr brutto (nieco ponad 180 zł netto). Mówi się, że pieniądze nie śmierdzą. Te jednak śmierdzą i nie chcę ich. Gdy tylko wpłyną na moje konto, zamierzam przekazać je toruńskiemu schronisku dla zwierząt - kończy adwokat Andrzej Misiak.

Moje wynagrodzenie za tę sprawę to 221 zł 40 gr brutto (nieco ponad 180 zł netto). Mówi się, że pieniądze nie śmierdzą. Te jednak śmierdzą i nie chcę ich. Gdy tylko wpłyną na moje konto, zamierzam przekazać je toruńskiemu schronisku dla zwierząt

Dwa cukierki w Ustce za 60 gr

Niestety, ale do podobnych absurdów dochodzi w Polsce dość systematycznie. Czasem winna jest nadgorliwość, czasem czyjeś przeoczenie, innym razem - fatalny zbieg okoliczności.

Ponad rok ciągnęła się sprawa niepełnosprawnej intelektualnie kobiety, która wyniosła ze sklepu w Ustce dwa cukierki o wartości 60 groszy. 45-letnia wówczas Elwira Z. nie zdawała sobie sprawy ani z tego, co robi, ani prawdopodobnie z ciągu dalszego sprawy. Dobrze, że moni-torowało ją gdańskie biuro Rzecznika Praw Obywatelskich.

Po „przestępstwie” chora kobieta nie stawiła się na wezwanie policji, która chciała uzyskać od niej wyjaśnienia w tej sprawie. Funkcjonariusze sporządzili wiec wniosek o ukaranie Elwiry Z. i skierowali go do Sądu Rejonowego w Słupsku. Ten, po rozpoznaniu sprawy bez udziału stron, w wyroku nakazowym, uznał obwinioną za winną popełnienia wykroczenia i wymierzył jej karę miesiąca ograniczenia wolności w postaci 20 godzin prac społecznych. Elwira Z. nie odebrała korespondencji z sądu, a o wymierzonej karze dowiedziała się dopiero wtedy, gdy wyrok został skierowany do wykonania.

Obwiniona, korzystając z pomocy, napisała odwołanie od tej decyzji. Prosiła o wznowienie postępowania. Do pisma dołączyła m.in. zaświadczenie o znacznym stopniu niepełnosprawności. Kobieta ma kłopoty natury psychicznej i znajduje się pod stałą opieką Centrum Zdrowia Psychicznego w Słupsku. Badający odwołanie Sąd Okręgowy w Słupsku uznał, że pierwszy wyrok sądu w tej sprawie nie jest prawomocny, bo postanowienie sądu nie zostało skutecznie doręczone obwinionej.

Sąd Rejonowy procedował zatem dalej. Dla Elwiry Z. ustanowiono obrońcę z urzędu. Powołano też biegłych, by ocenili stan zdrowia kobiety i to, czy w momencie popełnienia wykroczenia była zdolna rozpoznać znaczenie czynu.

Ile to kosztowało?

Obwiniona na badania się nie stawiła. Wtedy sąd wystąpił do Centrum Zdrowia Psychicznego w Słupsku z prośbą o dokumentację medyczną. Na jej postawie biegli wydali opinię dotyczącą stanu kobiety i orzekli jej niepoczytalność w momencie kradzieży cukierków.

Sprawę finalnie umorzono w kwietniu 2017 roku. - Kobieta była niepoczytalna, kiedy popełniała ten czyn - wyjaśniała Danuta Jastrzębska, rzecznik SO w Słupsku. Dodając, że zgodnie z art. 17 par. 1 Kodeksu wykroczeń „nie popełnia wykroczenia ten, kto z powodu choroby psychicznej, upośledzenia umysłowego lub innego zakłócenia czynności psychicznych nie mógł w czasie czynu rozpoznać jego znaczenia lub pokierować swoim postępowaniem”.

Szkoda 60 groszy, jaką poczyniła chora kobieta, nijak się ma do kosztów postępowania policji i sądów dwóch instancji. Swoje wynagrodzenie otrzymać musiał również obrońca z urzędu Elwiry Z. „Czy warto było?” - to pytanie towarzyszy każdej takiej historii.

Historyczny batonik

Najgłośniejszą sprawą tego typu była historia pułkownika Krzysztofa Olkowicza, dyrektora okręgowego Służby Więziennej w Koszalinie. Przypomnijmy ją, bo warto.

3 września 2013 roku do aresztu w Koszalinie trafił Arkadiusz Z., bo nie zapłacił grzywny za kradzież wartego 99 groszy batonika (albo też wafelka - podawano zamiennie). Grzywna wynosiła 100 zł. Sąd zamienił ją mężczyźnie na 5 dni aresztu.

Pułkownik Olkowicz już po pierwszej rozmowie z Arkadiuszem Z. doszedł do przekonania, jak się później okazało słusznego, że ma do czynienia z osobą chorą psychicznie. O przygotowanie pieniędzy poprosił swoją sekretarkę, a uiszczenie wpłaty zlecił zastępcy dyrektora aresztu śledczego. Wynik? Zły dla pułkownika.

Sprawa Krzysztofa Olkowicza trafiła na sądową wokandę po tym, jak podwładni donieśli na niego do ministerstwa sprawiedliwości. Odpowiadał za naruszenie przepisów, które zabraniają opłacenia grzywny za osobę, jeśli nie jest to osoba bliska.

Historię śledziły oczy wielu Polaków. Prawomocny wyrok wydał 4 września 2014 roku Sąd Okręgowy w Koszalinie. Uznał Olkowicza winnym złamania prawa, podtrzymując wyrok z pierwszej instancji.

„Społecznie szkodliwym i niedopuszczalnym w przypadku osoby piastującej ważne stanowisko w systemie służby więziennej” - takim uznał postępek pułkownika sąd.

On sam powtarzał dziennikarzom: „Urzędnik nie może być bezduszny. Urzędnik tam, gdzie widzi krzywdę człowieka, powinien być odważ-ny”. I nie krył, że pomimo niekorzystnych wyroków w podobnej sytuacji postąpiłby tak samo.

Odwaga została ukarana przez sąd - podsumowały wtedy tę historię media.

Małgorzata Oberlan

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.