Ćwierćkolonie. Jak Łódź kreuje wakacje
Chodzi o to, aby dzieci zaczęły wdrażać się do tego, że można wyjechać i wiedziały, jak należy się do tego przygotować - w ten sposób jedna z urzędniczek wyjaśniała we wtorek sens nowego pomysłu magistratu: wakacyjnych noclegów dla dzieci z Łodzi w młodzieżowym schronisku... w Łodzi, przy ul. Legionów.
Dotąd, albo jeździło się na kolonie (śpimy poza miastem, bo mamy blisko np. nad jezioro), albo brało udział w półkoloniach (śpimy w domu, bo z rana chodzimy z grupą np. na miejski basen). Nie rozumiem innowacyjnego miksu obu form (nie ma jeziora i nie ma basenu). Wychodzi coś, co nazwałbym ćwierćkoloniami.
Skoro „wdrażamy dzieci do tego, że można wyjechać”, idźmy za ciosem. Na wakacje można wyjechać np. pociągiem, więc wsadźmy ćwierćkolonistów w Łódzką Kolej Aglomeracyjną, aby woziła je na trasie Fabryczna-Widzew. A nawet do Zgierza. I z powrotem. Gdy obwodnica miasta zostanie wreszcie domknięta przez S14, ćwierćkolonistów będzie można wsadzić do autokaru i „wdrażać” ich do tego środka transportu kręcąc pętle wokół Łodzi. No i od czego mamy lotnisko? W tym roku nie ma wakacyjnych czarterów, więc jego pracownicy na pewno znajdą czas, aby pokazać ćwierćkolonistom, jak się na taki czarter odprawić. Korzyść obopólna. Pracownicy portu nie wyjdą z wprawy, zaś dzieci zostaną „wdrożone” do ruchu lotniczego.
I na koniec: jak owocnie musi pracować dyrekcja schroniska z ul. Legionów, skoro w sezonie na wakacyjne wojaże, zamiast przyciągać turystów, czeka aż magistrat przyśle łódzkie dzieci? Jestem w stanie pojąć, że dla malucha np. z ul. Młynarskiej, który nigdy nie wyjeżdżał latem, noc spędzona w łóżku 3 kilometry od domu, może być wydarzeniem (podobnie jak szkolne akcje nocowania w sali gimnastycznej), ale czy naprawdę nie można wysłać tych dzieci na noc choćby do Grotnik - w których magistrat posiada ośrodek „Słoneczna Polana”?