Cyberłowcy tropią w internecie [zrzuty rozmów]
Nie wierzyłem, że jest ich aż tylu. To przerażające - mówi Krzysztof. Pomógł zatrzymać pedofila.
Radek: - Pomęczę cię trochę przed snem. Ha, ha (...) Jesteś kobietą, naucz mnie full romantic (...) Na początek proponuję spacer. A co dalej, zobaczymy. Co ty na to?
Nikola: - Teraz to idę się kąpać.
Radek: Plecki ci umyć? Prysznic, wanna? Jak długo ci to zajmie?
Nikola: - Wanna, z piętnaście minut. A chciałbyś?
Radek: - Jak mogę, to pewnie. Takie piękne plecki (...) Uważaj, bo podglądam przez dziurkę od klucza...
Radek ma 32 lata. Nikola ma 13 lat. W jej przypadku to tylko prawda sieci. Naprawdę Nikola ma na imię Krzysztof i liczy 22 lata. Obaj mężczyźni są z Bydgoszczy. Spotkali się na czacie w grudniu ubiegłego roku.
- Fakt. Zalogowałem się na czaterii jako trzynastolatka. Chwilę wcześniej było głośno o zatrzymaniach pedofilów grasujących w internecie. Chciałem sprawdzić, czy to prawda, że jest ich aż tylu. To, czego się dowiedziałem, przeraziło mnie!
Nie musiał nawet na czacie wchodzić do pokoju erotycznego. Wystarczyło zalogować się do „pokoju lokalnego”. Bydgoskiego. Tam można nawiązać znajomości, rozmawiać na miejskie tematy. Dyskusje dryfują jednak w rozmaitych kierunkach. To też teren łowiecki dorosłych facetów, których kręcą nieletnie dziewczynki. Młode, niewinne, niedoświadczone. I ciekawe.
- Myślę, że tu właśnie o tę ciekawość chodzi. Na tym żerują faceci, których seksualnie podkręcają dziewczynki. Dwunasto-, trzynastolatki. Są łatwowierne, naiwne i dla mężczyzny w sile wieku stanowią łatwy cel. Aby dopaść i się zaspokoić - mówi Krzysztof.
Możliwie szybko, dyskretnie i bez zobowiązań.Internetowy Radek zaproponował fałszywej Nikoli spotkanie w realu. Przyszedł do dziewczynki z otwartym winem i kondomami. Gdy tylko wszedł do bloku, został zatrzymany przez policję.
Nocne rozmowy
Krzysztof nie lubi i - mówiąc o swoim udziale w tej sprawie - stara się nie używać słowa „prowokacja”. Zaznacza, że nie chciał i nie podpuszczał Radka w trakcie internetowej rozmowy.
Wszystkie podchody, to dopytywanie się, te wprost formułowane propozycje, to wychodziło od niego - zaznacza bydgoszczanin. - Jeżeli już postanowiłem sprawdzić, czy w internecie jest aż tylu pedofilów, to musiałem się trzymać zasady: nie podpuszczać i nie sugerować. No i to on sam się odkrył.
Czwartego grudnia Radek na czacie zagaił rozmowę z fałszywą Nikolą. Przeszedł do rzeczy.
- Sama? Masz misia, czy pieska do tulenia? Rodzeństwo?
Nikola: - Jakiś miś jest. Mam młodszą siostrę. A czemu pytasz?
Radek: - A, tak tylko (...) To co? Dostanę jeszcze jakąś focię na dobranoc?
Nikola: - A jaką być chciał?
Radek: - Sexi jakąś. A masz taką? (...)
Radek: - Nie miałaś nigdy faceta? Jesteś dziewicą?
Nikola: - Mam 13 lat, to nie robiłam tego. A to dobrze?
Radek: - Pewnie, że dobrze. Na wszystko przyjdzie czas.
Tego samego dnia rozmowa przybrała jeszcze bardziej bezpośredni ton.
Radek: - Wycałuję cię całą na początek. Może być? (...) Bardzo delikatnie. Długie całusy, potem pieszczenie ustami całego ciała (...)
Dlaczego Krzysztof postanowił to zrobić? Dlaczego przybrał fałszywą tożsamość?
- Chciałem sprawdzić, czy problem jest rzeczywiście tak poważny, jak to przedstawiają media. Dopiero potem, kiedy Radek złapał się na haczyk i sam zaczął proponować Nikoli seks, przyszła głębsza refleksja. Zdałem sobie sprawę, że ten facet jeśli nie tamtego dnia, to może za dzień, dwa, za tydzień znalazłby prawdziwego dzieciaka. I zrobiłby mu krzywdę!
Spotkanie zostało dokładnie zaaranżowane. Krzysztof, by uwiarygodnić historię przed Radkiem, wymyślił, że Nikola mieszka w bloku na bydgoskich Bartodziejach. Jest akurat sama w domu, bo rodzice wyjechali do Gdańska. - Na Bartodziejach mam rodzinę. Wiem dokładnie, jak wygląda klatka schodowa w bloku, w którym mieli się spotkać Nikola i Radek - tłumaczy Krzysztof.
Kilka minut przed umówioną godziną spotkania Radek przyjechał na Bartodzieje. Obszedł kilka razy wieżowiec, ubezpieczał się. Sprawdzał okolicę. Tu do akcji wkroczyła dziewczyna Krzysztofa. W krótkiej rozmowie telefonicznej powiedziała Radkowi, że wyjdzie po niego na klatkę schododową. Złapał haczyk. Upewnił się, że nic mu nie grozi. Na miejscu czekał na niego jednak Krzysztof i poproszony przez niego o pomoc w przeprowadzeniu ujęcia obywatelskiego Zbigniew Stonoga. Kontrowersyjny biznesmen i polityk przyjechał do Bydgoszczy i był świadkiem zatrzymania.
Szeryf ma pełne ręce roboty
Radka przejęli policjanci wezwani na miejsce. Później pełen zapis jego rozmów z rzekomą trzynastolatką stał się częścią materiału dowodowego. Policja postawiła Radkowi zarzut usiłowania doprowadzenia „w celu popełnienia przestępstwa” do spotkania „z małoletnim poniżej lat 15”. Kara do trzech lat więzienia.
Sprawę ostatecznie umorzono.
Inny mężczyzna podejrzany o chęć wykorzystania 14-letniej dziewczyny wpadł w ręce policji w kwietniu tego roku. Pięćdziesięciolatek ze Świecia chciał się spotkać z nastolatką w centrum handlowym w Bydgoszczy. Za tą prowokacją stał Krzysztof Dymkowski, mieszkaniec Wrocławia, który sam o sobie mówi „sprzedawca telefoniczny - łowca pedofilów”. Ma na koncie wiele akcji. I jest bardzo zajęty.
- Jestem teraz w pracy, między 13 a 14 będę miał przerwę, bo jest zasadzka na pedofila w Szczecinie - mówił samozwańczy szeryf.
Wcześniej za sprawą tego samego „łowcy” wpadł dwudziestojednoletni mieszkaniec Brodnicy. Dymkowskiego zaniepokoiło ogłoszenie, które znalazł w internecie. Umówił się z nim w Toruniu. Oczywiście podając się za 14-latkę. Policja dostała cynk, zatrzymała mężczyznę, któremu postawiono zarzuty o wadze dwóch lat więzienia.
Kilka dni przed ujęciem pięćdziesięcioletniego mieszkańca Świecia zatrzymano w Bydgoszczy innego mężczyznę. Scenariusz był podobny. I podobnie jak w innych przypadkach był efektem internetowej prowokacji.
Weteran i nastolatka
Ponad dziesięć lat temu w Polsce przeprowadzono jedną z pierwszych kampanii ostrzegających przed niebezpieczeństwami czyhającymi na dzieci w internecie. Na plakatach widniał otyły mężczyzna siedzący przed komputerem. Nad nim napis: „
- To chwyciło. Każdy pamięta tę postać na zdjęciu. Dorosły facet podszywający się pod dziecko. Ale rzeczywistość jest inna. Złe zamiary może mieć każdy. Niekoniecznie człowiek z marginesu, taki stereotypowy zboczeniec - mówi Maciej Wikłacz.
Jest studentem Akademii Obrony Narodowej w Rembertowie. W połowie grudnia ubiegłego roku wspólnie z przyjaciółmi z uczelni zatrzymali mężczyznę, który proponował w internecie małej Olci spotkanie sponsorowane.
- Około godziny 17 odezwał się do nas na czacie niejaki „dyskretny31”. O godzinie 19 leżał już obezwładniony i przejęła go policja - mówi Wikłacz.
„Dyskretny31” wprost zaproponował Olci seks. Dokładnie opisał siebie, pokazał zdjęcia, podał markę samochodu, kolor, rocznik auta, którym jeszcze tego samego dnia miał przyjechać w okolice ronda gen. Nila w Rembertowie. Olcia miała wtedy wsiąść do samochodu. Na miejscu studenci, którzy przygotowali zasadzkę, obezwładnili go i przekazali policji. Okazało się, że 31-latek jest żołnierzem zawodowym Wojska Polskiego. To weteran z Afganistanu, pilot śmigłowca w stopniu kapitana. Służy w Warszawie. Sprawę prowadzi żandarmeria wojskowa. Żołnierzowi grozi teraz do 3 lat więzienia za usiłowanie doprowadzenia spotkania z nieletnią.
- Nie zrobiłem tego dla poklasku - twierdzi Wikłacz. - Po prostu zdaliśmy sobie sprawę, że w tej danej sytuacji nie można było postąpić inaczej. Zresztą potem otrzymaliśmy wiele listów i maili od rodziców z całej Polski. Dziękowali zaznaczając, że przecież to ich dziecko mógł namierzyć „dyskretny31”. To bardzo budujące.