Cykl "Rozbijmy szklany klosz". Depresja znaczy ciemność
Mojego syna utraciłam w październiku 2019. Był długo wyczekiwanym dzieckiem. Przez sześć lat leczyłam się na niepłodność. Jego strata była dla mnie straszna. Obecnie jestem w czasie przeżywania drugiej żałoby po stracie mojego dziecka przed urodzeniem. Jest mi dużo trudniej. Moją depresję potęgują traumatyczne wspomnienia z pobytu w szpitalu.
Nie mam zupełnie pojęcia czy umiem pisać o depresji. Nie jestem psychiatrą czy psychologiem. Ale jeśli moje świadectwo może pomóc choć jednej osobie, postanowiłam, że podzielę się z Czytelnikami swoją historią. Przez długi czas myślałam, że ta choroba w ogóle mnie nie dotknie. Jedna z osób, którą darzę autorytetem, powiedziała, że problemy się rozwiązuje a nie przed nimi ucieka. To był impuls do działania i głębokiej pracy nad sobą. Postanowiłam, że ciemność we mnie nie zwycięży! Nie chciałam się poddać, bo wiedziałam, jak wiele mam planów życiowych, że mam osoby, dla których warto i trzeba żyć.
Pierwsze zderzenie z ciemnością
Nie pamiętam dokładnie, kiedy to wszystko się zaczęło. Wydaje mi się, że w wielu 17 lat, gdy umarł mój dziadek. Pierwsze zetknięcie z tą chorobą było całkiem niewinne. Prawie niezauważalne. Pierwszy moment poważnego zetknięcia ze śmiercią najbliższych. Kilka dni po pogrzebie dziadka nie miałam na nic siły. Nie mogłam wstać z łóżka. Miałam mniejsze łaknienie i zaczęły się kłopoty ze snem. Rano wstawałam nie wyspana, miałam energii tylko na kilka godzin aktywności w ciągu dnia. Wieczorem długo nie mogłam usnąć. Gdy w końcu mi się to udawało – spałam niespokojnie.
Wiele osób z mojego otoczenia zaczęło używać najbardziej demotywującego zdania świata: MUSISZ WZIĄŚĆ SIĘ W GARŚĆ, BRAK CI DYSCYPLINY. To spychało mnie w otchłań coraz bardziej. Te słowa odbierały mi chęć do życia.
To nie było lenistwo czy brak dyscypliny. Zdyscyplinowana jestem praktycznie od czasów szkolnych, to był ważny element wychowania. Depresja jednak jest dużo poważniejszą chorobą. Choruje mózg i dusza.
Minęło mnóstwo czasu zanim zaczęłam szukać profesjonalnej pomocy. I chciałam pomocy, i bałam się. Bałam się przyznać sama przed sobą, że potrzebuję pomocy. Nie umiałam prosić o pomoc. Byłam zawstydzona swoim niepokojącym stanem. Wiedziałam dobrze, jak ludzie reagują na tak zwanych świrów, czyli tych, którzy zmagają się z różnymi chorobami psychicznymi. Nie tylko depresją. Mimo wszystko, w pewnym momencie czułam, że dochodzę do ściany. Pomoc była mi potrzebna. Tym bardziej, że następne lata miały przynieść mi wiele życiowych wyzwań. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele będzie musiała udźwignąć moja psychika.
Punkt krytyczny
Punkt krytyczny nadszedł wtedy, gdy zaczęłam stawać się sfrustrowana i agresywna. Moje wybuchy emocji były nie do zniesienia dla męża. Wtedy przyszło otrzeźwienie i mocne postanowienie: zaczynam szukać pomocy. Zaczynam mierzyć się z problemami a nie przed nimi uciekać.
Znalazłam kompetentnego psychiatrę, który włączył odpowiednie leczenie farmakologiczne. Do tego w sposób profesjonalny i empatyczny wysłuchał mojej historii. Odpowiedział na wszystkie moje pytania. Miałam poczucie, że jest ktoś, kto wie, jak zbić ten szklany klosz. Jak przerwać zaklęty krąg niezrozumienia i samotności.
Z czasem okazało się, że ona sama, tak samo jak ja, zna doskonale smak cierpienia w związku z utratą dwójki dzieci w okresie prenatalnym. Równolegle zaczęłam korzystać z pomocy psychologa. Jego pomoc jest dla mnie nieocenionym wsparciem. Bez tego mogłabym załamać się całkowicie.
Dwie straty
Mojego syna utraciłam w październiku 2019 roku. Był długo wyczekiwanym dzieckiem. Przez sześć lat leczyłam się na niepłodność. Jego strata była dla mnie straszna. Najbardziej traumatyczne przeżycia rozgrywały się w szpitalnym prosektorium, w kościele oraz na cmentarzu. Nigdy nie sądziłam, że to ja, matka, będę stała wraz z mężem nad grobem naszego dziecka.
Obecnie jestem w czasie przeżywania drugiej żałoby po stracie mojego dziecka przed urodzeniem. Jest mi dużo trudniej. Zespół stresu pourazowego jest silniejszy. Często pojawiają się koszmary. W najmniej spotykanym momencie pojawia się gonitwa myśli oraz potworne wahania nastrojów. Od spokoju, że zrobiłam wszystko co możliwe, aby uratować moje dzieci, do dołującego poczucia winy, że to przeze mnie moje dzieci nie żyją. Bo zawiodło moje ciało.
Moją depresję potęgują traumatyczne wspomnienia z pobytu w szpitalu. Było tym trudniej, że działo się to wszystko w warunkach pandemii. Do szpitala mogła wejść tylko ja. Nikt nie mógł mnie odwiedzać. Zanim przekazano mnie na ginekologię, chciano mnie zmusić do szczepienia. Myślałam tylko o tym, że moje dziecko odeszło i pilnie potrzebuję pomocy, bo ból w podbrzuszu był nie do zniesienia! W końcu po przekazano mnie na ginekologię. Na trzy dni moim domem miała być szpitalna izolatka.
Na oddział nie przyszedł ani psycholog, ani psychiatra, ani ksiądz. To był najtrudniejszy czas, który trwa nadal.
O swoich dzieciach będę pamiętała zawsze. Nie wyobrażam sobie, abym mogła o nich zapomnieć.
Z kolei depresja będzie już ze mną stale. Można ją jednak kontrolować. Dam radę przetrwać największe ciemności dzięki wierze, która próbuje się w ogniu niczym złoto, nadziei niegasnącej i miłości, która wszystko przetrzyma i we wszystkim pokłada nadzieję.
- Czytelniczka
Cykl "Rozbijmy szklany klosz"
- Mistrzowie przywdziewania masek
- Depresja dotyczy wszystkich: bogatych, biednych, dzieci i staruszków
- Depresję trzeba leczyć i - co najważniejsze - można ją wyleczyć
- Jak rozpoznać u siebie depresję? Gdzie szukać pomocy? Zapytaliśmy psycholog z fundacji ITAKA
- Cykl "Rozbijmy szklany klosz". Depresja - Siła bezsilności
---------------------------------
Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?
Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus
Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe. Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień