Czarny czwartek
Szanowni Państwo, przed tygodniem opowiadałam Państwu o lekarzach, którzy równocześnie bywają artystami i startują w konkursie literackim im. Profesora Andrzeja Szczeklika „Przychodzi wena do lekarza”. To impreza, która rozwija się świetnie, miała już osiem edycji i zapewne będzie ich jeszcze wiele.
Tymczasem dzisiaj mam niewesołą wiadomość, a związaną z tym samym patronem, czyli prof. Andrzejem Szczeklikiem. Mówiłam Państwu, że był on nie tylko uczonym lekarzem, ale też pisarzem i muzykiem. Zakupił dla kierowanej przez siebie Kliniki przy ul. Skawińskiej fortepian i zainaugurował cykl koncertów dla chorych. To późniejsze „Koncerty Przy Białym Fortepianie”. Rozmawiałam o nich z Państwem jakiś czas temu, podkreślając wielką wartość tych muzycznych spotkań, podczas których występowali wybitni artyści - muzycy, poeci, aktorzy. A grali, śpiewali dla chorych, którzy w piżamach i szlafrokach słuchali wytwornie ubranych wykonawców, co ze strony tych ostatnich było wyrazem szacunku dla pacjentów.
Po śmierci Profesora Szczeklika koncerty były kontynuowane przez jego następcę, prof. Jacka Musiała. I znowu wspaniali wykonawcy dostarczali chorym oraz gościom i przyjaciołom Kliniki wielkich artystycznych przeżyć, czasem rozrywki i uśmiechu, czasem wzruszeń.
Do zeszłego czwartku, 30 maja, było tych koncertów 45. Ale właśnie tamten majowy dzień okazał się „czarnym czwartkiem” dla „białych” koncertów. W związku z planowanymi przenosinami Kliniki do Prokocimia, prof. Musiał zaprosił nas na koncert ostatni! Coś się skończyło. Coś bardzo cennego dla kultury Krakowa, dla pamięci o Profesorze Andrzeju Szczekliku, dla wyjątkowego traktowania pacjentów przez ich Klinikę i przez artystów.
Podczas pożegnalnego wieczoru wystąpiło ich wielu i to z najwyższej półki. Grali, recytowali, czytali teksty Profesora. Było pięknie, czasem zabawnie, ale tak naprawdę… bardzo smutno. Wykonawcy nie podkreślali wprawdzie, że to już końcówka, ale czuło się, że w każdym występie towarzyszyła im ta myśl. Publiczność, zgromadzona w tym dniu szczególnie licznie, znakomicie wyczuwała tę atmosferę końca.
Z ekranu przemówił do nas sam Andrzej Szczeklik i opowiedział jak doszło do zakupu fortepianu. Rozbrzmiewała muzyka, opowiadano anegdoty. Wręczano kwiaty, dziękowano, ściskano dłonie… a ja pomyślałam, że już nigdy nie pójdę na Skawińską dla sztuki, dla przyjemności, a nie z powodu choroby. Bardzo szkoda takich małych miejsc, w których bez reklamy, bez rozgłosu tworzy się i kwitnie kultura.