Czas świąteczny, czas idealnego zamieszania
Myślałam, że normalnie złożymy życzenia naszym Czytelnikom, że powiemy coś o wiośnie, zieleni, o baranku i radości, a tymczasem nie mamy czasu nawet na świąteczne skupienie i wypoczynek. Tyle niezałatwionych spraw publicznych i społecznych, tyle świadomie pomijanych tematów! Czy nie ma więc szans na życzenia?
Zawsze są, choć tym razem życzę nam wszystkim siły i odporności. By przetrzymać. Dawno nie zadawałem pytań. Na początek mam pytanie do internautów: dlaczego uważają, że internet jest ich własnością, bo protestują, że im się go odbiera? A w tym pakiecie, który internauci uważają za swój - są moje utwory. Jak ja mam być w tym „ich” pakiecie traktowany? Tam są przecież fragmenty moich filmów, różnych programów, których w życiu nagrałem tysiące? Ale jeżeli jakiś sąd, może być ostateczny, uzna, że to już nie jest moją własnością, tylko „ich”, czyli świata całego, to ja schylę głowę i trudno. Ale na razie jeszcze działa ochrona moich praw autorskich! ZAIKS, ZAPA, SPATiF … Póki co jest jeszcze kilka takich organizacji, które chronią autorów. I każdy z nas podpisał takie otwarte pismo o obronę praw autorskich w internecie i nie ma to nic wspólnego z wolnością internautów. I unijne prawo też należy do chroniących autorów. Dlaczego nasz kraj ma to traktować inaczej? Polityka się tu podpięła, bo oni wciąż tak robią, żeby tylko namieszać, ale pamiętajcie internauci: nikt wam nie zabiera internetu, to tylko chodzi o prawa autorskie, które też się tam mieszczą. Bo jeśli tak wam wmawiają, że wszystko, co my robimy jest własnością społeczną, to dlaczego płacicie za bilety do kina czy teatru? Przecież się wam należy, bo to też „wasze”! Czy nie tak?
Politycy umieją się „podpinać” i to zawsze w takim momencie, gdy jest ważny, rzeczywisty temat, o którym świadomie nie chcą mówić. Teraz mieszają i mydlą oczy, bo szkolnictwo polskie jest w ruinie - co do tego chyba nikt nie ma wątpliwości. Tu nie ma kłamstwa. Gdyby „była” pani premier dzisiaj powiedziała, że szkolnictwo jest w ruinie, to wszyscy by jej uwierzyli - choć wtedy, gdy chciała udowodnić, że to Polska jest w ruinie i z trudem znalazła w polskich krajobrazach nieczynną fabryczkę w Nowej Soli, to nikt w tamto kłamstwo nie uwierzył i wszyscy to wyśmiali. Nie tylko władze i mieszkańcy Nowej Soli, którzy wtedy oficjalnie zaprotestowali. Teraz jest więc inna sytuacja: władza na chybcika wynajduje co chwila tematy nieistniejące: a to LGBT, a to wolność w internecie, a nawet „przystąpienie do euro”, o którym nikt od długiego czasu nie mówi - to są cały czas przykrywki tej tragedii, którą ta władza zgotowała naszym dzieciom.
I jeśli kolejny raz nie skończy się sprawa z nauczycielami, to natychmiast znowu wyciągnie się jakiś temat zastępczy, żeby tylko odwrócić uwagę społeczeństwa od tragicznego bałaganu, który dotyczy nas wszystkich, bo nasze dzieci i wnuki też, albo przede wszystkim obejmuje. Władza teraz szuka kurczowo zahaczenia się o młodzież, oczywiście w celach wyborczych. Przypomnieli ACTA sprzed siedmiu lat, by „bronić wolności młodzieży”. Tylko że młodzi nie powinni tak wierzyć w argumenty polityków, że wrogie siły im coś zabierają. Powinni polityków sami poprawić, bo widać nie bardzo wiedzą, o czym mówią. Ale, niestety, często i ludzie, którzy o tym dyskutują, też nie bardzo wiedzą, za co płacą, a za co nie. Bo nie wiedzą, czy coś „niewymiernego” to praca czy nie.
To jest dokładnie taka reakcja, jak tej mojej sąsiadki w górach, co zresztą już przytaczaliśmy, ale przypomnijmy to jeszcze raz: Stuhrowo, a cós wy ta w zyciu robicie? Gram na skrzypcach. Ale jo pytam, co robicie? No gram na skrzypcach? A cós to za robota je? Na skszypeckach gro, to je robota? Do pola iść, to je robota. A to samo w wydaniu politycznym: prezes, partia, otumaniona młodzież, wszyscy uważają, że to nie jest „robota”, co my robimy. Bo roboty to się nie lubi, a my akurat lubimy to, co robimy. Nawet kontrabasista w moim monologu mówi: „no każdy z was kocha swoja pracę, nawet nie tyle kocha, co stara się, żeby było jak najlepiej”. Albo dalej: „no bo proszę, mogę dać wypowiedzenie, choćby jutro. Z prawnego punktu widzenia nic mi nie mogą zrobić, wypowiadam i jestem wolny. Wolny - i co z tego? Zostaję na bruku! Ja i on” - pokazuje na kontrabas.
Z tą wolnością jest wieczny „kłopot”. Tu „piątka +”, tam „piątka +” - to jest tylko sprofanowanie słowa wolność. Dlaczego młodzi nie wytłumaczą politykom, że mówią o tym, na czym się nie znają? Nie znają się na edukacji seksualnej - a mówią, nie znają się na LGBT - a mówią! Czy dlatego mówią, że wiedzą, że ci, do których mówią, też się nie za bardzo znają? Cytujemy tu anegdotę o góralce, ale ta druga, którą mi Zamachowski opowiedział, jest jeszcze gorsza: w Międzyzdrojach był festiwal, gdzie artyści rękę odciskali, takie „popłuczyny po Hollywoodzie”. I tam stoi w alei para wczasowiczów i pani mówi: ale popatrz, jakie oni mają małe ręce! A pan: jakbyś ty całe życie nic nie robiła, też byś miała małe!
Ilu ludzi tak myśli, że to nie jest robota?