Czas wielkiego zagęszczania [zdjęcia, wideo]
W Toruniu realizowana jest nowa wizja miasta. Toruń przestrzenny i zatopiony w zieleni - wypychany jest przez wielkomiejską zabudowę. - Gęste miasto to ideał miasta - twierdzi architekt miasta Adam Popielewski.
TORPO - jeden z najlepszych w Polsce zakładów szyjących ekskluzywną odzież, dogorywało w atmosferze skandalu i ulicznych protestów. Byli pracownicy, którzy do dziś nie odzyskali swoich pieniędzy, są przekonani, że zakład nie musiał upaść. Nie mogą uwierzyć w samobójstwo właściciela Krzysztofa Miękini.
Dziś po TORPO pozostała jedynie gorycz i... pokaźna działka wepchnięta pomiędzy cichą dzielnicę domów jednorodzinnych. To właśnie ona stała się źródłem kolejnego konfliktu.
1,3 ha gruntu przy ul. Żwirki i Wigury i budynek po TORPO wylicytowała firma Marbud za 5,5 mln złotych.
- Budynek zamierzamy adaptować - zapowiadał prezes Marbudu, Mariusz Prestel na łamach „Nowości”. - Parter przeznaczymy pod usługi, typu restauracja, apteka itp. Na pozostałych kondygnacjach natomiast powstanie około stu mieszkań. Również w dobudowanym do biurowca pięterku.
Niedługo potem Marbud popadł w duże kłopoty finansowe i działkę przejął jeden z największych deweloperów toruńskich - Jerzy Bańkowski.
Nowa spółka „Dawna Szwalnia” zmieniła koncepcję - zamiast handlu - mieszkania. Dużo mieszkań.
- Osiem bloków, a w nich 200 mieszkań. Przecież to już nowe osiedle! - denerwuje się Wiesław Matusiak, który ćwierć wieku temu kupił dom z ogrodem graniczącym z TORPO. - Zainwestowaliśmy bardzo dużo, dziś nasz ogród tonie w zieleni. Zakład - ze względu na specyfikę produkcji - nie był uciążliwym sąsiadem, ale teraz za płotem chcą nam wybudować trzypiętrowy dom. Ogród znajdzie się wiecznym cieniu. Tu są wąskie ulice, małe domy. Gdy sąsiadka chciała rozbudować trochę swój dom, nie dostała na to pozwolenia, ale inwestor, który chce obok budować wielkie bloki - nie ma z tym problemu! Nie potrafię zrozumieć, jak to możliwe.
Stowarzyszenie, które zawiązali mieszkańcy osiedla, oprotestowało nową decyzję o warunkach zabudowy. W najbliższym czasie wypowie się w tej sprawie Samorządowe Kolegium Odwoławcze.
Nie chcemy blokować
Jerzy Bańkowski podkreśla, że w obecnym sporze nie jest stroną postępowania, bo mieszkańcy protestują przeciwko decyzji urzędu miasta. Według inwestora żadne ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły
- Trzeba było coś pokazać mówi deweloper. - To jest koncepcja, do której niekoniecznie trzeba się przywiązywać. Większość w tych blokach stanowić będą mieszkania około 30-metrowe. Problem z parkingami jest przesadzony, bo z doświadczenia wiem, że nie wszyscy właściciele takich mieszkań mają samochody. Bańkowski podkreśla, że zamierza przekazać miastu teren, na którym da się wygospodarować około 10 ogólnodostępnych miejsc parkingowych:
- Ludzie reagują na zasadzie „nie, bo nie”. Do tej pory była tam cisza i spokój. Czy mam ten grunt zaorać i posiać na nim zboże? Zrobiłem co mogłem, oddaliłem się o 10 metrów od granicy, a nie 4, jak wymagały przepisy. Działajmy w granicach prawa, niebawem będzie wyrok SKO. Jeśli decyzja o warunkach zabudowy zostanie uchylona, ja się do niej dostosuję. Jestem otwarty na rozmowę, choć do tej pory nic z tych rozmów nie wynikło. Jeśli tylko będzie wola spotkania, ja się na nim pojawię.
Artur Jankowski jest rozgoryczony przede wszystkim postawą miasta.
- Prezydent traktuje nas jak przeciwników. Podczas spotkania dał nam do zrozumienia, że właściwie nie ma o czym rozmawiać. Tymczasem urzędnicy, gdy rozmawiamy prywatnie, otwarcie mówią, że pomysł jest chory - wciskanie osiedla w takim miejscu?! I to przy ważnej, prowadzącej do szpitala ulicy? Mamy opinię wydziału ruchu drogowego, w którym jasno mówi się, że sytuacja na ul. Żwirki i Wigury jest zła, a taka inwestycja jeszcze ją pogorszy.
Jankowski podkreśla jednak, że celem stowarzyszenia nie jest zablokowanie inwestycji: - Chcemy tylko, żeby powstała w rozsądnych rozmiarach. Dlaczego mieszkań nie może być 100, zamiast 200? Dlaczego nie może być 150 samochodów zamiast 300?
Jerzy Bańkowski nie kryje poirytowania: - Czasy się zmieniają, kiedyś to były peryferie , a dziś jest to centrum miasta. Sama definicja miasta mówi o gęstej, zwartej zabudowie. Są przedmieścia, gdzie intensywność zabudowy jest inna.
Wideo: W bezpośrednim sąsiedztwie domu Wiesława Matusiaka stanie 8 bloków
Miasto rozwinięte
Podobnego zdania jest architekt miejski Adam Popielewski: - Tak to już jest z miastem. Pewnym ludziom - w ich mniemaniu - warunki się pogarszają, ale to nie urząd buduje to miasto. Są inwestorzy, z którymi musimy się zmierzyć i nie możemy powiedzieć każdemu „nie”, bo Toruń jest fajny taki, jaki jest. Potrzeby się zmieniają i zmieniają się ludzie w mieście. Uniemożliwienie takich inwestycji to zahamowanie rozwoju miasta.
Co to znaczy rozwinięte miasto?
- Gęste miasto to ideał urbanistyczny- uważa Adam Popielewski. - Miasto dobrze funkcjonuje, jeśli jest zwarte. Wszędzie jest blisko, nie trzeba korzystać z samochodu, a na dłuższe trasy wystarcza komunikacja publiczna. Jeśli miasto jest dobrze skonstruowane, to jest w nim miejsce na odpowiednią ilość zieleni. To jest ideał miasta.
W przyszłości transport samochodowy w Toruniu ma, w wizji Popielewskiego, zostać zmarginalizowany:
- Dopóki nie pozbędziemy się ambicji posiadania samochodów i korzystania z nich, nie uciekniemy od tych problemów - uważa architekt miasta. - Toruń nie ma ambicji dążyć do amerykańskiej wersji miasta - dla zmotoryzowanych. Musimy tak budować miasta, żebyśmy nauczyli się żyć w nich bez samochodu. Nie da się pogodzić europejskiego miasta z miastem motoryzacyjnym.
Antoni Pawski, dyrektor Kujawsko-Pomorskiego Biura Planowania Przestrzennego i Regionalnego uważa pogląd Popielewskiego za marzycielstwo:
- Idea życia bez samochodu jest dobra i została wymuszona na Zachodzie w latach 80., u nas ten proces też się pojawi, ale to wymaga czasu. Tymczasem miasto powinno być rzecznikiem mieszkańców, a nie dewelopera.
Przywilej i zobowiązanie
Według Adama Popielewskiego zmiany urbanistyczne wymusza status miasta: - Toruń został znowu jedną ze stolic sporego województwa. To jest wielki przywilej i zobowiązanie i jeśli chce wypełniać te funkcje, musi być ośrodkiem usługowym i zaspokajającym potrzeby ludzi z województwa. Chcemy, żeby w Toruniu pojawiały się miejsca pracy, bo miejsca pracy to wyższe dochody i lepsze życie. Wizja domu z ogródkiem to nie jest wizja miejska. Wiem, że każdy chciałby mieszkać w takich warunkach, ale to jest kolonizowanie najbardziej wartościowych przestrzeni.
- Przecież to władze miasta prowadzą politykę kolonizacji! - oburza się Artur Jankowski. - Schemat jest taki - najpierw w bezpośrednim sąsiedztwie domów jednorodzinnych powstają bloki. Sąsiedztwo bloków zatruwa życie mieszkańcom okolicznych domów, którzy wyprzedają swoje nieruchomości i stopniowo te tereny również pochłaniane są przez bloki To, co dzieje się u nas nie jest precedensem, podobne zjawisko ma od lat miejsce przy ul. Bartkiewiczówny, która również była dzielnicą domów jednorodzinnych. W spokojnej dzielnicy domów jednorodzinnych krok po kroku powstało blokowisko.
Antoni Pawski zaznacza, że nie jest przeciwnikiem zagęszczania miast, ale sposobu w jaki się to robi:
- W Polsce utożsami się prawo własności z prawem sobiechciejstwa - jeśli teren należy do mnie, mogę go sobie zagospodarować jak chcę. To jest duża wada polskiego porządku prawnego, bo generuje ona bałagan układu przestrzennego. Jeśli chodzi o Toruń, najlepszym przykładem jest narożnik Grudziądzkiej i Kościuszki. To nonsensowny pomysł, aby lokować w tym miejscu budownictwo mieszkaniowe. Pomijając fakt, że miejsce do życia jest fatalne, to jeszcze nie ma z niego wyjazdu na boczne uliczki i trzeba będzie zrobić wyjazd na jedną z głównych ulic. Ewidentny knot.
Rozprawniczanie
W środowisku projektantów mówi się o „rozprawniczeniu” planowania przestrzennego:
- Projektanci patrzą dziś głównie na kruczki prawne - przyznaje Antoni Pawski. - Prawnicy przejęli władzę nad planowaniem i zniszczyli wszystko. Przestała się liczyć idea, ważne są kruczki prawne i zapisy. Jeśli według przepisów można jeszcze gdzieś wcisnąć budynek, robi się to, choćby nie miało to żadnego sensu. Niestety, również służby odpowiedzialne za akceptowanie planów, nie patrzą na rozwiązania urbanistyczne a skupiają uwagę na tych prawnych uwarunkowaniach.
Zdaniem Artura Jankowskiego, włodarze miasta również dokonują manipulacji prawem:
- W Toruniu robi się miejscowy plan tam, gdzie potrzeba. My również wnioskowaliśmy o plan, ale bez odzewu. Ponieważ tego planu nie ma, stronami w postępowaniu są tylko właściciele nieruchomości przylegających do terenu inwestycji. Jednocześnie analiza możliwości zabudowy oparta jest o bardzo duży krąg (wytycza się koło wokół działki). Chociaż w bezpośrednim sąsiedztwie jest niska zabudowa, ale „średnia wysokość budynków dla Torunia” załatwia sprawę.
Antoni Pawski przyznaje, że ustawodawca przeoczył ten niuans w przepisach: - W prawie mamy lukę. Gdy składany jest wniosek o plan, prezydent, wójt czy burmistrz może nie wnosić tego na sesję i nie ma argumentu prawnego, żeby go do tego przymusić. W związku z tym wniosek może czekać latami, bo nie ma na to trybu odwoławczego.
Niech odkupią
Doświadczenia zebrane przez mieszkańców okolic TORPO służyć będą kolejnym mieszkańcom zagęszczanych dzielnic. Bez konfliktów się nie obejdzie, bo na zagęszczaniu zawsze ktoś traci.
Jerzy Bańkowski uważa, że skutek protestu może być odwrotny od spodziewanego: - Mam prawomocne pozwolenie na budowę uzyskane jeszcze przez Marbud, więc jeśli koncepcja mieszkaniowa nie przejdzie, najwyżej zaadoptuję budynki np. na Biedronkę i inne sklepy. Będzie tego około 3 tys. metrów handlu i usług w parterze. Nie wiem, czy to jest rozwiązanie lepsze dla okolicznych mieszkańców.
Inwestor proponuje też inne rozwiązanie: - Jeśli mieszkańcy chcą, sprzedam im ten grunt za cenę, jaką zapłaciłem, niech się zrzucą i zrobią tam choćby prywatny park.