Czego nauczył nas czas pandemii? Jakie nawyki zostaną z nami na dłużej?
Co i jak jemy, jak i co kupujemy w czasie pandemii? Czy zagrożenie epidemiczne wpływ na nasze codzienne decyzje? Rozmowa z dr Jolantą Tkaczyk, ekspertką ds. analiz rynkowych i zachowań konsumenckich z Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie.
Wybieramy więcej zdrowych produktów, gotujemy w domu i to z resztek – to niektóre wnioski z badania na temat tego, jak kupowaliśmy i jak jedliśmy w maju i czerwcu, które w ramach międzynarodowego programu Corona Cooking Survey przeprowadziła prof. Grażyna Wąsowicz z Katedry Psychologii Ekonomicznej Akademii Leona Koźmińskiego. Pandemia wyszła nam na zdrowie?
Analizując, jakie zmiany w nawykach żywieniowych i zakupowych zadeklarowali pytani, trzeba pamiętać o tym, że badanie wykonano w czasie trwania obostrzeń wprowadzonych z uwagi na pandemię. I rzeczywiście: pokazało, że dużo chętniej niż wcześniej gotujemy w domach, a więc – jest zdrowiej, częściej też sięgamy po zdrowe produkty (zamiast po przetworzone półprodukty), także po owoce i warzywa, które mają wzmocnić naszą odporność (dużym powodzeniem cieszą się cebula i czosnek). Pozostaje jednak pytanie: czy te nawyki żywieniowe wejdą nam w krew? Jest też inne badanie, które nie pozwala z optymizmem patrzeć na trwałość tych zmian.
Te zmiany to wynik naszych głębokich przemyśleń czy raczej rezultat odgórnie wprowadzonych regulacji?
Na gotowanie w domu, zadbanie o regularność w spożywaniu posiłków wielu z nas po prostu miało w dobie pandemii czas. Trzeba pamiętać, że trwale nasze nawyki zmieniają się bardzo powoli.
A jak pandemia zmieniła nasze zakupowe przyzwyczajenia?
Do sklepów wychodziliśmy rzadziej, ale po większe zapasy. Robiliśmy przemyślane zakupy, planowaliśmy je. Zresztą nadal tak robimy zakupy, bo wiele osób wciąż obawia się o swoje zdrowie, a pandemia przecież nie minęła. Trudno wskazać jeden schemat zachowania klientów. Sytuację lepiej odda określenie: konsumenci dwóch prędkości. Z jednej strony jest grupa osób, które mają mniejsze obawy w związku z zagrożeniem epidemicznym, a przez to niechętnie dostosowują się do wprowadzonych ograniczeń, z drugiej – osoby, które bardzo boją się o swoje zdrowie i skrupulatnie przestrzegają nowych zasad, są więc nawet skłonne mocno zmienić dotychczasowe przyzwyczajenia.
Pandemia sprawiła, że - ogólnie rzecz biorąc - rezygnujemy z zakupów w hipermarketach, chętniej wybieramy małe, lokalne sklepy i dyskonty, a to dlatego, że są one bardziej elastyczne w stosunku do klienta, a w ofercie mają wszystko, co możemy zaliczyć do podstawowego koszyka zakupowego. Nasze bezpieczeństwo stało się więc priorytetowym dobrem, o które chcieliśmy się troszczyć w czasie pandemii. A czy to będzie zmiana na stałe? Przy zakupowych wyborach Polaków zawsze bardzo istotna była cena, kiedy zagrożenie maleje, to ona staje się decydująca przy wyborze miejsca zakupów. Rzadko kiedy szybko i z własnej woli zmieniamy nawyki, gdyż takie ekspresowe zmiany wymuszają regulacje prawne, jak było w przypadku wprowadzenia niedziel handlowych. Musieliśmy dostosować się do tego, że sklepy w niedziele pozostają zamknięte. Teraz dodatkową mobilizacją do modyfikacji zakupowych i żywieniowych przyzwyczajeń jest poczucie strachu. Wydaje się jednak, że bez obostrzeń te przeobrażenia nie byłyby w naszym społeczeństwie tak widoczne.
Może chociaż postanowienie, by nie marnować żywności, będzie trwałe…
Co ciekawe, pandemia spowodowała rozwinięcie się trendów, które wcześniej były raczej niszowe, jak życie w stylu zero waste czy chęć bycia samowystarczalnym. Oczywiście, wiele osób i wcześniej umiało samodzielnie wypiekać chleb, ale w pandemii nagle zyskali na to czas. Podobnie z zasadą: gotujemy z tego, co aktualnie mamy w domu, bo kolejne wyjście do sklepu mogłoby być niebezpieczne. Z drugiej strony, niestety, przeprosiliśmy się z plastikiem: nagle towarem
poszukiwanym stały się foliowe torebki, jednorazowe rękawiczki, które wydawały się nam niezbędne w codziennym życiu. To pokazuje, że kiedy stoimy przed wyborem między zachowaniem proekologicznym a troską o własne bezpieczeństwo i zdrowie, wybieramy to drugie.
Wpływ na to, jak kupujemy i jaką sprawia nam to frajdę, ma pewnie też to, że w wyniku pandemii odchudziły się nasze portfele…
Tak, to też jest widoczne, kiedy przeanalizujemy sklepowe wózki Polaków. Na popularności zyskały na przykład produkty marek własnych marketów, tańsze odpowiedniki.
W czasie pandemii rozmawiałam z kasjerkami. Mówiły, że niektóre zmiany, które wymusiła sytuacja, chętnie by zostawiły. Sklepy na stałe zmienią zasady funkcjonowania?
Wątpię. Dystans społeczny pewnie zostanie z nami na dłużej, ale kiedy zagrożenie minie, właściciele sklepów raczej nie będą chcieli zachować szyb z pleksi, bo ważne będą dla nich odczucia klienta. Te przegrody nie są estetyczne i utrudniają kontakt z kasjerem.
Na pandemii zyskały sklepy internetowe?
W czerwcu tego roku 72 proc. polskich internautów przyznawało, że robi zakupy online. To o 12 proc. więcej niż rok temu. Dalej najchętniej kupujemy tą drogą ubrania, ale zakupy spożywcze przez internet również zyskują swoich zwolenników. Klient zawsze wybierze to, co dla niego najwygodniejsze. Zwłaszcza w tygodniach, w których niewskazane było wychodzenie z domów, wielu internautów przekonało się, że w sieci można kupić świeże jedzenie, także warzywa i owoce. Chętnie też Polacy kupowali w ten sposób produkty na zapas, z długą datą przydatności do spożycia, takiej jak np. mąka czy makaron.
Chęć zakupu mydła i robienia zapasów była dla mnie zrozumiała. Zadziałał mechanizm owczego pędu. Nawet jeśli ktoś podchodził do tematu spokojnie, obserwując, że inni gorączkowo gromadzą zapasy i mówią o konieczności zapewnienia bezpieczeństwa swoim rodzinom, po krótkim czasie sam stawał w tej kolejce.
Zaskoczyły panią kolejki, jakie ustawiały się do sklepów na początku pandemii?
Nie, ale zdziwiło mnie to, że wszyscy kupowaliśmy papier toaletowy. Chęć zakupu mydła i robienia zapasów była dla mnie zrozumiała. Zadziałał mechanizm owczego pędu. Nawet jeśli ktoś podchodził do tematu spokojnie, obserwując, że inni gorączkowo gromadzą zapasy i mówią o konieczności zapewnienia bezpieczeństwa swoim rodzinom, po krótkim czasie sam stawał w tej kolejce. Podobnie z papierem. Niezawodnie i na wszystkich działa zasada nazywana społecznym dowodem słuszności. Myślimy: większość nie może się mylić. Nawet jeśli nie włożyliśmy do wózka tego papieru toaletowego, bo byliśmy przekonani, że go w danym momencie nie potrzebujemy, że mamy odpowiedni zapas w domu, ale widzieliśmy, że 10 osób w kolejce przed nami trzyma papier, braliśmy go z półki i my. Nie pomagała świadomość tego, że w ten właśnie w sposób działa ludzka psychika. I ja cofnęłam się po papier…