Czekając na pierwszą gwiazdkę i Gwiazdora
Boże Narodzenie w wielkopolskim domu łatwo poznać. Tu nikt nie czeka na Św. Mikołaja.
Wielkopolanie obchodzą Boże Narodzenie nie mniej uroczyście niż mieszkańcy innych regionów kraju. Tutejsze obyczaje jednak nieco się różnią.
Cała Polska 24 grudnia w Wigilię Bożego Narodzenia wypatruje pierwszej gwiazdki, by zasiąść do uroczystej wieczerzy. Nie inaczej jest i w Wielkopolsce. Najważniejszą częścią obchodów Bożego Narodzenia jest uroczysta wieczerza z uświęconym tradycją menu.
Od kogo prezenty?
Jednak gdy dzieci w innych częściach kraju z trudem przełykają tradycyjne potrawy, czekając na Świętego Mikołaja, najmłodsi z Wielkopolski, od Kępna po Złotów spodziewają się zupełnie innego gościa. U nich wszak Mikołaj był już ponad dwa tygodnie wcześniej, 6 grudnia...
Wbrew obiegowym przekonaniom poznański Gwiazdor to wcale nie przemianowany (jak niektórzy podejrzewają, przez władze PRL-u) Św. Mikołaj. Ten - upamiętniający biskupa Miry był u dzieci już 6 grudnia i zostawił prezenty tylko w porządnie wyczyszczonych butach.
Gwiazdor zaś to postać zupełnie innego pochodzenia. Według doniesień Gustawa Kolberga jeszcze w XIX stuleciu, po wieczerzy wigilijnej po wsiach ruszali kolędnicy. W składzie wielkopolskiej grupy chodzącej od domu do domu nie sposób było uświadczyć na przykład turonia popularnego na wschodzie Polski.
Wielkopolskie „Gwiazdory”- bo tak ich nazywano - nosiły wywinięte na lewą stronę kożuchy i czapki, przepytywały dzieci (i dorosłych) z modlitw i zachowania w minionym roku, a także wymierzały rózgą karę.
Prawdopodobnie to z tej tradycji narodził się Gwiazdor. Odwiedzający wielkopolskie dzieci z workiem prezentów jest trochę straszny, oprócz podarunków ma też rózgę. To nią wymierza karę za złe zachowanie w minionym roku. Groźba obdarowania nią w Wigilię już od jesieni stanowi poważny argument w rozmowach rodziców z dziećmi na temat ich zachowania.
Obyczaje wigilijne wciąż ewoluują. Nadal jednak są widoczne regionalne różnice. Warto ocalić je od zapomnienia, przekazując potomnym
W przeciwieństwie do zabawnego i rubasznego Świętego Mikołaja (którego obraz - czerwone odzienie oraz czapka i długa, biała broda - w świadomości zbiorowej ukształtowała reklama Coca Coli z 1930 roku) Gwiazdor jest dość surowy i wymagający.
W niektórych rejonach naszego województwa Gwiazdorowi tradycyjnie towarzyszy gwiazdeczka. Ubrana na biało dziewczynka pełni rolę asystentki. Nosi za nim rózgę lub podaje wyciągnięte z worka prezenty.
Ale wizyta Gwiazdora to przecież zwieńczenie Wigilii. Przygotowania do niej, trwające cały adwent, to coraz rzadziej praktykowana, a także ważna część tradycji. Wtedy zgodnie z nakazami Kościoła zaczynał się post. Nie jadano więc do syta, ograniczano spożycie tłuszczów i przygotowywano na święta.
Dobrze przygotowani do świąt
W wielu domach początek adwentu wyznaczało zbiorowe pieczenie pierników. Ich przygotowanie zawczasu raczej złamaniem postu nie groziło, bo pieczone według tradycyjnych receptur po wyjęciu z pieca były twarde jak kamień. Do jedzenia nadawały się dopiero gdy skruszały. Szczyt swoich walorów osiągały właśnie tuż przed Bożym Narodzeniem. Do świąt trwało sprzątanie domu i obejścia i przygotowywanie produktów do wieczerzy wigilijnej, na przykład kiszenie kapusty.
Mniej więcej od XVIII wieku w Polsce ukształtował się zwyczaj dzielenia się opłatkiem. Według Kolberga, od początku ich wypiekanie i dystrybucja były domeną kościelnych. Później roznosili oni opłatki po domach, przyjmując za to datki „co łaska”. W Poznaniu obyczaj ten był żywy jeszcze w ostatniej dekadzie XX stulecia, na wielu wsiach jest kultywowany do dziś.
O ile tradycja dzielenia się opłatkiem miała charakter ogólnopolski, o tyle same opłatki w Wielkopolsce różniły się nieco od tych, którymi dzielono się w innych regionach kraju.
W naszym regionie gospodarz z domownikami dzielił się opłatkiem białym jak śnieg, ze zwierzętami - domowymi i gospodarskimi - takim zabarwionym na różowo. Wierzono, że kto podzieli się z innymi opłatkiem w Wigilię, ten przez cały rok będzie mógł dzielić się chlebem. Dziś łamanie się opłatkiem jest raczej gestem pokoju i przebaczenia.
Dwa światy blisko siebie, czas na wierzenia
Przez stulecia przetrwało przekonanie, że w dzień Wigilii zmarli opuszczają zaświaty i wracają na ziemię. Dlatego 24 grudnia był dniem, w którym obowiązywało wiele zakazów. Nie wolno było wtedy spluwać na ziemię, wylewać nieczystości, szyć, prząść ani rąbać drewna. Z ostrymi narzędziami należało się obchodzić znacznie ostrożniej niż zwykle, by nie przestraszyć bądź nie zranić obecnego w pobliżu ducha.
Zmarli mogli odwiedzać swoje domy nie tylko w postaci duchowej, ale także przybierać postać wędrowców lub żebraków. Stąd też dodatkowe nakrycie na stole. Układamy je do dziś. Obecnie jednak jest przeznaczone dla wędrowca, który nie ma z kim zjeść wieczerzy wigilijnej.
Aby duchy zmarłych odwiedzające dom mogły się posilić, resztki potraw i naczynia można było zebrać ze stołu dopiero po Pasterce, odbywającej się oczywiście o północy.
Sama wieczerza musiała się składać z 7, 9 lub 12 potraw. Ich liczba w każdym przypadku była symboliczna - 7 oznaczało siedem dni tygodnia, w których Bóg tworzył świat, 9 - na pamiątkę dziewięciu chórów anielskich i 12 - tyle, ilu było apostołów.
Oczywiście liczba dań, które znalazły się na stole, zależała od zasobności domu. Z reguły w chatach chłopskich menu liczyło maksymalnie siedem potraw (choć bywało i pięć). Na szlacheckich stołach gościło dziewięć dań, a jedynie arystokracja mogła pozwolić sobie na dwanaście potraw na stole. Co niekoniecznie było aż tak wielkim powodem do radości dla zasiadających do stołu, bo każdej z potraw należało koniecznie spróbować.
Kto tego nie zrobił, mógł się obawiać chwil niedostatku w ciągu nadchodzącego roku. Jeśli chodzi o same dania - różnice regionalne były i nadal są spore. O nich można przeczytać na następnej stronie, a także skorzystać z przepisu i pokusić się o samodzielne przygotowanie naprawdę tradycyjnej potrawy.
Równie ważna jak liczba dań była liczba zasiadających do stołu. Koniecznie musiała być parzysta. Wierzono, że gdy stanie się inaczej, jedna z osób nie zasiądzie już do wieczerzy w następnym roku.
Bywało, że właśnie z powodu tego przesądu, jeszcze do niedawna, w niektórych domach odbywały się prawdziwe polowania na „samotnego do pary”. Nie zawsze skuteczne, ale i dramatyczny omen w zasadzie się nie sprawdzał.
Wigilijna ewolucja
Obyczaje świąteczne cały czas ewoluują. To także znak zachodzących w życiu społecznym przemian. Choinka, która dziś wydaje się najbardziej podstawowym atrybutem świąt, przywędrowała do nas dopiero w XIX wieku z Niemiec. Wcześniej zdobiono domy gałązkami świerkowymi umieszczanymi w narożnikach i przytwierdzanymi do ram obrazów świętych.
Dziś każdy z nas obchodzi Boże Narodzenie na swój własny sposób, czerpiąc z tradycji nie tylko różnych regionów, ale i narodów. Warto jednak pamiętać o korzeniach i coś z przenoszonych z pokolenia na pokolenie zwyczajów zachować. Czy to będą prezenty od Gwiazdora, czy zupa według tego „jedynie słusznego” przepisu - do następnych pokoleń trafi cząstka pamięci.