Czerwiec 1956: Pierwsze w PRL powstanie przeciwko władzy
Przez ćwierć wieku nie można było mówić ani pisać o tym, co wydarzyło się na poznańskich ulicach w czerwcu 1956 roku. Temat nie istniał ani w gazetach, ani w podręcznikach. Ludzie mieli zapomnieć. Tak chciał Władysław Gomułka, I sekretarz KC PZPR.
Rankiem 28 czerwca 1956 roku na ulice stolicy Wielkopolski wyszły tysiące osób, na sztandarach niosąc hasła "chleba i wolności". Był to pierwszy w PRL strajk generalny. Pochód demonstrantów wyruszył z Zakładów im. H. Cegielskiego i szybko przerodził się w spontaniczny protest Wielkopolan przeciw władzy. Zajmowano gmachy publiczne, rozbito więzienie, podjęto próbę opanowania siedziby Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Na wieść o tym Biuro Polityczne KC PZPR podjęło decyzję o stłumieniu wystąpień siłą. Do miasta wkroczyły liczące ponad 10 tys. oddziały wojska i Korpusu Bezpieczeństwa. Pacyfikacja trwała do 29 czerwca. Zginęło ponad 50 osób, a prawie 700 zostało aresztowanych. Były też setki rannych.
Konkurs Poznań 56"
Konkurs zorganizowany przez "Głos Wielkopolski" z okazji rocznicy Poznańskiego Czerwca.
O wydarzeniach czerwcowych gazety pisały dużo. Ale tylko przez kilka dni. Pierwsze lipcowe wydanie, tworzone wtedy pod rozkazami władz "Głosu Wielkopolskiego" z 1956 roku donosiło, że ofiary poległy w czasie krwawych zajść, które wynikły z "faszystowskich prowokacji". Z tego samego numeru można się było dowiedzieć, że premier Józef Cyrankiewicz i sekretarz KC Edward Gierek, odwiedzili w szpitalu wojskowych "ranionych podczas walki ze zbrojnymi grupami dywersantów". A duży tytuł przekonywał, że "prasa światowa podkreśla rolę reakcyjnego podziemia w przygotowaniu prowokacji poznańskiej".
Reakcyjni prowokatorzy
Oficjalna propaganda nie pozostawiała złudzeń. Zryw mieszkańców Poznania nazywany był "rebelią", do której doprowadziły "elementy chuligańskie i kryminalne". W walkach brały udział "bandy" i "osoby prowokowane przez imperialistyczne ośrodki dywersji ideologicznej".
W poniedziałek, 2 lipca 1956 roku, do redakcji "Głosu" przyszedł list od oburzonych robotników. Czytamy w nim:
My robociarze miasta Poznania skreślamy do Ciebie, Kochana Redakcjo Głosu Wielkopolskiego, ponieważ nie może nam sumienie znieść tych to bolączek, jakie się pisze w Głosie, mianowicie nazwanie robotników, którzy po kilkanaście lat pracowali, chuliganami, bandytami, co w ogóle jest niesłuszne...
Redakcja tłumaczyła, że nie można postawić znaku równości pomiędzy klasą robotniczą a "zbrodniczą chuliganerią" i "reakcyjnymi prowokatorami". I dodawała kilka "bezspornych faktów, które rzucają światło na postępowanie tłumu, władz i grupki prowokatorów". W numerze z 3 lipca czytamy, że "nikt demonstrantów nie rozpędzał ani do nich nie strzelał, gdy maszerowali ulicami" oraz "Wojsko Polskie musiało wkroczyć do miasta, by przywrócić panowanie prawa. Innego wyjścia nie było".
Żałobna kurtyna milczenia
5 lipca "Głos" dzielił się "garścią refleksji": "Zdaje się, że dla ogromnej większości robotników Poznania oczywisty jest już fakt, że ich wyjście na ulicę zostało wykorzystane w celu wywołania krwawej awantury. (...) Wiemy już dziś, że kilkakrotnie obiecywano robotnikom załatwienie sprawy niesłusznych potrąceń podatkowych i innych podobnych postulatów. Za każdym razem kończyło się tylko na połowicznych konsultacjach. Do takich nastrojów grupa świadomych swych celów prowokatorów przyłożyła zapałkę. Nastąpił wybuch. Miał on - zgodnie z interesami tej grupy - skompromitować władzę ludową".
- Po raz ostatni oficjalnie sprawa Poznańskiego Czerwca 1956 została poruszona na spotkaniu Gomułki z robotnikami Zakładów im. H. Cegielskiego 5 czerwca 1957 roku. Pierwszy sekretarz wypowiedział wówczas słynne słowa o opuszczeniu "żałobnej kurtyny milczenia"
- wyjaśnia Agnieszka Łuczak z poznańskiego oddziału IPN.
Później o wydarzeniach zapomniano na ponad 20 lat. "Głos" wspomniał o nich jeszcze tylko w pierwszą rocznicę, kiedy to przygotowano bardzo skromne obchody zrywu. Na pierwszej stronie można było przeczytać, że Poznań obchodzi bolesną rocznicę w atmosferze powagi. "Gród nad Wartą w rocznicę pamiętnych wydarzeń okryły skupienie i żałoba. Bliska jest nam wszystkim pamięć tamtych godzin, brzemiennych w bratobójczą walkę, wypełnionych zgiełkiem strzałów i płaczem rodzin tych, którzy polegli".
Ciche rocznice
W dziesiątą rocznicę wydarzeń "Głos" na pierwszej stronie informował o tym, że wieś Tuszkowy otrzymała Order Sztandaru Pracy II klasy. Czytelnicy dowiedzieli się ponadto, że Płock obchodził 1000-lecie istnienia. Nie zabrakło też informacji, że prezydent Francji Charles de Gaulle odwiedził Leningradzkie Zakłady Metalowe - "jeden z najpotężniejszych ośrodków ZSRR".
28 czerwca 1976 roku wspominano natomiast o całkowitym poparciu dla polityki partii oraz rządu. "Z całego kraju napływają listy i depesze do E. Gierka. To świadectwo zaangażowania ludzi pracy w najżywotniejsze sprawy kraju" - donosił "Głos".
Poznańskie Krzyże
Z tych relacji mogło się wydawać, że Poznański Czerwiec 1956 naprawdę zniknął ze świadomości i pamięci zbiorowej Polaków. Ale było inaczej. Choć nieoficjalnie, to był stale obecny - w kręgach rodzinnych i przyjacielskich. Okazja do zerwania "kurtyny milczenia" po raz pierwszy nadarzyła się dopiero w sierpniu 1980 roku.
28 sierpnia w ramach solidarności ze strajkującymi na Wybrzeżu stoczniowcami, w Poznaniu stanęły tramwaje i autobusy. Działacze Solidarności wspominają, że to właśnie wtedy S. Maćkowiak, organizator strajku w MPK, jako pierwszy zaproponował postawienie w stolicy Wielkopolski pomnika, który upamiętniałby wydarzenia z 1956 roku.
Konkretny postulat pojawił się kilka miesięcy później - w październiku 1980 roku. Jak donosił "Głos Wielkopolski", dr Roman Schefke z Akademii Rolniczej na zebraniu przedstawicieli Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego Wielkopolska NSZZ "Solidarność" powiedział, że "w Poznaniu nie można zapomnieć o tym, co było w czerwcu 1956 roku. Trzeba tamte dni uczcić pomnikiem". Na kolejnym zebraniu komitetu Roman Brandstaetter nie ukrywał, że "pomnik to nie jest gest, chęć uczczenia czegoś. To jest zawsze symbol spraw, o których powinniśmy pamiętać, i z których powinniśmy czerpać głęboką naukę i przestrogę".
Zbliżała się 25. rocznica tragicznych wydarzeń. - Czasu nie było wiele, a pole wolności niezbyt rozległe i pewne. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że należy działać w wielkim przyspieszeniu. Osoby zaangażowane w ten pomysł pamiętają, że nikt wówczas nie był przeciwny jego postawieniu, nikt nie miał wątpliwości, że ideę tę należy niezwłocznie zrealizować - wspominają Eugenia Renia Dabertowa i Marek Lenartowski z Solidarności.
Pod koniec października 1980 roku powołany został Społeczny Komitet Budowy Pomnika Czerwca '56, którego przewodniczącym został Roman Brandstaetter.
- Oczywiste było, że pomnik będzie można wznieść tylko dzięki ofiarności społeczeństwa, dlatego trzeba było obudzić pamięć o Czerwcu, aby zmobilizować ofiarność publiczną
- relacjonuje Marek Lenartowski.
W centrum Poznania - na dworcu PKP i w Okrąglaku - ustawiono dwie wielkie skarbony, utworzono również specjalne konto bankowe, pieniądze zbierano też w zakładach pracy (w wielu z nich pracowano w wolne soboty, aby zasilić konto pomnika), szkołach i na ulicach.
22 listopada ogłoszono konkurs na pomnik Poznańskiego Czerwca 1956. Wpłynęło na niego 67 prac, z których w styczniu 1981 roku trzy nagrodzono, a trzy wyróżniono. W pierwszej połowie lutego wszystkie prace zebrano na pokonkursowej wystawie w Biurze Wystaw Artystycznych na poznańskim Starym Rynku. Praca warszawskich artystów w formie oryginalnej wielkiej płyty nagrobnej, która została przez sąd konkursowy zatwierdzona do realizacji, nie spodobała się mieszkańcom stolicy Wielkopolski. Ci zgodnie opowiedzieli się za wyróżnionym projektem rzeźbiarza Adama Graczyka i architekta Włodzimierza Wojciechowskiego opatrzonego godłem "Jedność".
- Poznaniacy, a zwłaszcza Cegielszczacy pragnęli, aby pomnik górował nad miastem i stanowił nawiązanie do męczeństwa robotników (symbol krzyża), a jednocześnie akcentował rozbudzone przez Solidarność aspiracje i nadzieje wolnościowe Polaków (symbol orła) - opisuje Eugenia Renia Dabertowa.
Autorzy nagrodzonego projektu, widząc, jakie emocje wzbudza budowa pomnika, wycofali swoją pracę i do realizacji zatwierdzono projekt "Jedność", czyli znane nam dzisiaj Poznańskie Krzyże.
28 czerwca 1981 roku, po 25 latach milczenia, na placu Mickiewicza zebrało się około 200 tys. osób. Od pojawienia się idei postawienia pomnika do jego odsłonięcia minęło mniej niż 9 miesięcy. Obecny na uroczystości Lech Wałęsa powiedział:
Nie pozwólmy się podzielić, nie pozwólmy się poróżnić.
W czerwcu 2002 roku w podziemiach Zamku otwarte zostało Muzeum Powstania Poznańskiego - Czerwiec 1956. Można w nim zobaczyć m. in. "ulicę wolności" ze zdjęciami ze zrywu, pokój przesłuchań Urzędu Bezpieczeństwa czy przestrzeloną koszulę 13-letniego Romka Strzałkowskiego (w 1981 roku imieniem Romka nazwana została część ulicy Mylnej na Jeżycach - odsłonięto tam też tablicę, pod którą co roku składane są kwiaty).
Kolejne duże obchody rocznicowe zorganizowano w 2006 roku. "Około 6000 osób przyszło na oficjalne uroczystości z okazji 50. rocznicy Poznańskiego Czerwca. Kombatanci nie kryli wzruszenia. "Kiedy prezydent Lech Kaczyński wręczał im odznaczenia, z wielu oczu popłynęły łzy. Na plac Mickiewicza przyjechali prezydenci Polski, Czech, Słowacji, Niemiec i Węgier" - relacjonował "Głos Wielkopolski". Obchody transmitowała zarówno telewizja publiczna, jak i stacje prywatne.
Przez dwa dni cały Poznań żył rocznicą. W stolicy Wielkopolski odbywały się spotkania, uroczystości patriotyczne, przedstawienia teatralne i koncerty. Na Malcie tłum poznaniaków wysłuchał oratorium "Tu Es Petru" Piotra Rubika i Zbigniewa Książka, które zostało oparte na tekstach zaczerpniętych z Biblii. Natomiast specjalnie na rocznicę Czerwca 1956 kompozytor Jacek Sykulski napisał utwór "Missa 1956".
W czerwcu 2010 r. fragmentowi ulicy Towarowej nadano nazwę Stanisława Matyi, robotnika z Zakładów Cegielskiego, który uznawany jest za nieformalnego przywódcę protestu.