Czesław Michniewicz: Lubimy narzekać, a myślę, że wszyscy powinniśmy pokochać tę reprezentację. I razem cieszyć się lub... zapłakać
Selekcjoner Czesław Michniewicz bardzo plastycznie nie tylko o przygotowaniach do pierwszego meczu na mundialu z Meksykiem. Także o postrzeganiu reprezentacji Polski, oczekiwaniach w jej odbiorze, a przede wszystkim o planach i zamierzeniach na mistrzostwa w Katarze.
Wielu kibiców reprezentacji Polski na długo zapamięta pańskie łzy wzruszenia po zwycięskim barażu ze Szwecją i awansie na mundial. Co zmieniło się od tamtego marcowego dnia?
Drużyna się zmieniła, ja się zmieniłem, przybyło doświadczenia i siwych włosów, ale przede wszystkim przybyło wiedzy na temat pracy z pierwszą reprezentacją. Poznałem lepiej zawodników, rozegraliśmy sporo meczów i wiem, kto jest kto. Również w szerokim zapleczu. Przy ostatecznym wyborze zawsze będą dylematy, ale ogłaszając skład na mundial kierowałem się tylko interesem drużyny, bez żadnej sympatii i antypatii.
Pan zmienił się także o tyle, że odchudził się o kilkanaście kilogramów. To efekt stresu?
Nie, świadomie chciałem to zmienić, bo waga szła w złą stronę. Poświęciłem trochę czasu, podszedłem do odchudzania racjonalnie. Warunki były dobre - ciepło, lato - można było się ruszać. Na rowerze, albo pograć w tenisa. Z tego względu zazdroszczę tym, którzy mieszkają w Barcelonie lub Atenach, gdzie słońce grzeje dłużej. Bo łatwiej ludziom zadbać o wygląd przez cały rok. Mnie w pierwszej kolejności chodziło jednak o to, żeby mieć dużo energii, którą przed mistrzostwami trzeba skumulować. A na pewno zbytnia waga w tym nie pomaga.
Mam rozumieć, że drużyna jest dojrzalsza niż była po meczu ze Szwecją?
Jest w innym punkcie, ale też w innym składzie osobowym. Nie ma Kuby Modera, Jacka Góralskiego, Adam Buksa też był w topowej formie... Każdy z nich miał swoje walory, w marcu nikt natomiast nie myślał o Michale Skórasiu, Kubie Kamińskim czy Nicoli Zalewskim... W piłce wszystko szybko się zmienia, dlatego trzeba cały czas kontrolować, co się dzieje. Stąd też tyle obserwacji, tyle energii poświęciliśmy na śledzenie formy zawodników. I dzięki temu mamy całkowite rozeznanie. Ktoś może mówić, że w Katarze brakuje tego czy innego zawodnika, ale generalnie chyba większość kibiców zgadza się, że na ten moment wybraliśmy optymalnie.
Ile meczów obejrzał pan od marca?
Wraz z całym sztabem obejrzeliśmy ponad 400. Międzynarodowe, towarzyskie, ligowe, pucharowe, reprezentacyjne w różnych kategoriach wiekowych, klubowe - niemal na wszystkich kontynentach, z wyłączeniem Afryki. Dużo czasu i energii to kosztowało, ale to nasza praca, dlatego nie chcę robić z tego zagadnienia. Bo to tak, jakby chwalić listonosza, że odwiedził wiele domów, tymczasem właśnie za to mu płacą.
Czego dowiedział się pan od byłych selekcjonerów?
Szczegółów nie zdradzę, ale generalnie spotkałem się z ogromną życzliwością i chęcią pomocy na różnych płaszczyznach. Dowiedziałem się, na co zwracali uwagę przed wylotem na mundial, jak budowali stosunki interpersonalne z zawodnikami. Każde spotkanie to był kontakt z olbrzymią dozą wiedzy i też z życzliwością i chęcią pomocy. Także dlatego wyniosłem z tych rozmów naprawdę dużo optymizmu. W naszym środowisku jest dużo zawiści, często po cichu jest powtarzane: skuś baba na dziada. A w tym przypadku było wręcz przeciwnie. Byłym selekcjonerom - Antoniemu Piechniczkowi, Jackowi Gmochowi czy Pawłowi Janasowi - zależało, żeby mi pomóc. Byli otwarci, z nawet najtrudniejszych zagadnień nie robili żadnych tajemnic. To dla mnie są wielkie autorytety, choć oczywiście swego czasu bardzo przemielone przez media. Takie jest dziś życie, panuje moda, żeby kogoś obrazić, opluć... Tymczasem to ludzie, którzy byli na topie w najlepszych latach polskiej piłki, współtworzyli najlepszy rozdział naszej futbolowej historii. Od trenera Piechniczka dostałem biografię, ale jeszcze bez dedykacji, bo były selekcjoner powiedział, że podpisze mi dopiero po mistrzostwach, ponieważ liczy na fantastyczny wynik.
Zakładam, że porady profesora Jana Chmury, czołowego polskiego fizjologa, także były konkretne.
Profesor przeprowadził gruntowne badania na temat zachowań organizmu w innym klimacie, i dotyczące adaptacji do odmiennych warunków. Na pewno w trakcie turnieju będzie się o tym aspekcie wiele mówiło, bo fachowcy wskazują, że pod tym względem mistrzostwa będą... loterią. Dopiero na własnej skórze każdy odczuje zmiany temperatury i wilgotności, i każdy organizm zareaguje inaczej. Czasu na pełną aklimatyzację jest za mało, bo wedle podręczników powinno być 7 dni, tymczasem my już po 5 zagramy mecz mistrzowski. Na starcie przewagę będą miały te zespoły, których piłkarze na co dzień grają i funkcjonują w podobnym klimacie. Nie szukamy jednak problemów, a tym bardziej wytłumaczeń czy alibi, tylko staramy się je rozwiązywać. Stąd też obecność profesora Chmury na zgrupowaniu. Zaczerpnąłem od niego dużo wiedzy i wskazówek na temat obciążeń treningowych, ale też środków stosowanych do schładzania organizmów, do reagowania na inne od naszych bodźce klimatyczne, żeby regeneracja następowała maksymalnie szybko. Wykonaliśmy dobrą robotę, ale jej wyniku nikt nie jest w stanie przewidzieć; to wielka niewiadoma. A dodatkowa trudność jest taka, że pierwszy mecz zagramy na stadionie bez klimatyzacji, czyli w warunkach trudnych, bo będzie bardzo ciepło, następnie wystąpimy na klimatyzowanym, na którym w niektórych sektorach boiska może być wręcz zimno, by wrócić na ten pierwszy... Na klimatyzowanych stadionach trzeba zabezpieczyć zawodników nie tylko przed niską temperaturą, bo będzie łatwo się tam przeziębić, gdyż wyzwaniem będą również drobnoustroje, których podobno jest mnóstwo w klimatyzatorach...
Kazimierz Górski rozmawiał z Włodzimierzem Lubańskim o taktyce, a nawet personaliach na poszczególne mecze. Czesław Michniewicz rozmawia o tym z Robertem Lewandowskim. To jest świadectwo na podobieństwo Lubańskiego do Lewandowskiego, czy bardziej na czerpanie przez pana wzorców z naszego Trenera Wszech Czasów?
Nie wiem, jak to było za trenera Górskiego, bo byłem wtedy mały, a ja staram się rozmawiać z każdym zawodnikiem, nie tylko z Robertem. Także z Kamilem Glikiem, Grzegorzem Krychowiakiem czy Wojtkiem Szczęsnym. Oczywiście, z Robertem najdłużej i najczęściej; zarówno w Barcelonie, a nawet dzień przed powołaniami. Na najważniejsze tematy, o których jako kapitan ma nie tylko prawo, ale i obowiązek wiedzieć. Dlatego, że w pierwszej kolejności krytyka zawsze spadnie na trenera, ale w drugiej - właśnie na niego. Jeśli coś się nie udaje, to krytycy szybko i chętnie zaczynają strzelać do Roberta. I on jest do tego przyzwyczajony...
Meksyk będzie miał przed panem jakieś tajemnice?
Myślę, że tak i tak samo my będziemy mieli tajemnice przed tym zespołem. W ostatnim meczu towarzyskim przed mundialem nie zagraliśmy przecież w takim składzie, jakim zagramy na inaugurację mundialu. Podobnie zrobił Meksyk, nie wystąpił w optymalnym ustawieniu. Nasi pierwsi mundialowi rywale praktycznie do końca walczyli o napastnika Raula Jimeneza i nie będą mogli być pewni, czy będzie gotowy na sto procent. Długo nie grał, gdyby zdrowotnie nie wszystko było OK, to 24 godziny przed pierwszym meczem mogą jeszcze go wymienić, ale liczą, że im pomoże... Cóż, Meksykanie mają swoje problemy na ostatniej prostej, ale my patrzymy na całość. Przeanalizowaliśmy ich wszystkie mecze z ostatnich dwóch lat. Wiemy, jak lubią grać, ale wiemy też, jakie ograniczenia niesie katarski klimat. Choćby to, że w tym upale i wilgoci nie da się cały czas grać pressingiem wysoko...
Skoro sporo mówiliśmy a Antonim Piechniczku, dopytam jeszcze, czy obecna reprezentacja bardziej przypomina tę jego drużynę z Hiszpanii czy też Meksyku? Jeśli chodzi o proporcje starszych zawodników do młodych i doświadczonych na dużych turniejach do dopiero wchodzących?
Moim pierwszym turniejem, świadomie obejrzanym, był ten w Hiszpanii w 1982 roku i - nie szukam oczywiście analogii na siłę - podobne rzeczy teraz się dzieją wokół naszej reprezentacji. To znaczy też nie jest spokojnie. Chociażby w ostatnim tygodniu przed mundialem musieliśmy zmienić plany. Myśleliśmy, że zagramy na Stadionie Narodowym, tymczasem trzeba było wystąpić na Legii, gdzie trawa była już przygotowana do zimowania... Wiele kwestii układa się wbrew nam, ale tłumaczyłem zawodnikom, że to nawet... dobrze! Bo dzięki temu wszyscy musimy być bardziej skoncentrowani. Jeśli wszystko układa się idealnie, to siedzisz wygodnie w fotelu i myślisz, że wszystko jest proste. Tymczasem my musimy o wiele spraw walczyć, więc nikt się nie zdrzemnie. Oby tylko omijały nas kontuzje...
A jak jest z pańską formą, bo odniosłem wrażenie, że troszeczkę mniej u pana luzu? To przez natłok pracy i podwyższony stres? Były bezsenne noce?
Nie, spałem dobrze. Rzeczywiście, było dużo pracy, ale wiem też, że każde moje słowo dużo teraz waży. Lubię sobie zażartować, zna mnie pan, zwykle pozwalam sobie na swobodne operowanie słowem, często żartuję. Dzisiaj sytuacja jest jednak szczególna, dlatego muszę zachowywać się stosownie. Prezydent zbyt często nie żartuje, więc ja także muszę zakładać, że nie wszyscy z 38 milionów rodaków mają podobne do mnie poczucie humoru. Odbiór może być różny, dlatego w ostatnim czasie - w ogóle - starałem się ograniczać medialne aktywności. Oczywiście, po powołaniach był taki szalony dzień z wywiadami, ale potem się już wyciszyłem. Nie chcę rozmawiać także dlatego, że z tego nie ma dla mnie korzyści, powstają natomiast problemy. Wypowiedzi bywają wyjmowane z kontekstu albo niewłaściwie interpretowane. Oczywiście, naród musi wiedzieć, co się dzieje w reprezentacji, dlatego informujemy kibiców o sytuacji na różne inne sposoby.
Pierwsze spotkanie będzie kluczowe dla losów rywalizacji w mundialowej grupie C?
Myślę, że tak, pierwszy mecz jest zawsze bardzo ważny. Na to uczulał mnie też trener Piechniczek, idealnie byłoby oczywiście wygrać. Choć akurat w Hiszpanii jego zespół nie zwyciężył, dwa początkowe spotkania zremisował, w tym z Włochami, późniejszymi mistrzami świata. I dopiero w trzecim efektownie pokonał Peru. Mistrzostwa świata to taki turniej, w którym musimy zrobić wszystko, żeby wykorzystać swój czas, a nasi piłkarze muszą pamiętać, że wspaniałe chwile rodzą się ze wspaniałych okazji. Postępowaliśmy tak, żeby nikt do nas nie miał pretensji, że czegoś nie zrobiliśmy. Jako sztab musieliśmy się poświęcić, nie patrzeć na zegarek, tylko od rana do nocy zasuwać, żeby mieć kompletną wiedzę. Dużo rozmawiałem z wieloma ludźmi z całego świata, którzy dla mnie pracują. To znaczy zbierają informacje - czysto piłkarskie, ale i takie spoza boiska, obyczajowe. Po to, żebyśmy poznali też psychikę naszych rywali. Bo nigdy nie wiadomo, kiedy taka wiedza się przyda. I wszyscy zgodzili się, że to właściwe podejście. A wiedzy dzięki nim mamy mnóstwo!
Jak poda ją pan piłkarzom?
W skondensowanej formie. Wszystko jest już przygotowane na iPadach tak, żeby ich nie przestraszyć, ale też żeby podkreślić ich wartość. Mam świadomość, że ta wiedza musi być zaserwowana jak... na talerzu. W hotelu jest szwedzki stół, mamy super jedzenie, Tomek Leśniak wspaniale gotuje, ale nikt nie weźmie wszystkiego z każdej potrawy. I nie w wiadrze. Całej wiedzy, którą mamy, nie można wrzucić piłkarzom nawet na talerz, bo tego nie przełkną. Muszą mieć ją podaną w formie deseru, i to tak, jak robią to w restauracjach z gwiazdką Michelin. W których je się długo, ale bardzo małe porcje. To dla nas wyznacznik.
Zapytam o jedną tylko kwestię taktyczną, która mnie nurtuje. Naprawdę rozważa pan wystawienie Krychowiaka na stoperze? Bo i takie głosy się pojawiły...
Ktoś dorobił niepotrzebną teorię do faktów. A te są oczywiste - jeśli będą wykorzystane wszystkie zmiany i trzeba będzie kogoś z boiska przesunąć do obrony, bo będą kontuzje, czyli środkowego pomocnika wycofać na stopera, to Krycha oczywiście może tam – awaryjnie - zagrać. Na pewno jednak nie jest rozpatrywany jako środkowy obrońca przy ustalaniu wyjściowego składu. Są przecież Kuba Kiwior, Kamil Glik, Jan Bednarek, Artur Jędrzejczyk i Mateusz Wieteska. Grzesiek może być do linii obrony wstawiony okazjonalnie, z uwagi na warunki, w jakich znajdzie się zespół. Na przykład w... dogrywce.
Polscy kibice marzą o 4. meczu, marzą o wyjściu z grupy. Pan też poleciał do Kataru z takim nastawieniem?
Przekazałem zawodnikom, żeby świadczyły o nas - bo można oczywiście powiedzieć, że przebiegniesz maraton w 2,5 godziny, ale gdy wpadasz na linię, okazuje się, że zajęło ci godzin sześć - nie słowa, a czyny. Do Kataru przyleciały 32 najlepsze zespoły na świecie i połowa z nich po fazie grupowej wróci do domu. Przypomniałem, że ostatnio na mundialu były niespodzianki, że w Rosji mistrz świata nie wyszedł z grupy. Zresztą, Francja też nie wyszła jako mistrz świata, gdy mundial rozgrywany był w Korei i Japonii. Zdarzają się jednak również przyjemne niespodzianki i chciałbym, abyśmy my byli właśnie taką pozytywną niespodzianką. Oczywiście, skala trudności jest duża, bo mistrzostwa są wyjątkowe i żaden z trenerów nie wie, co go czeka. Wszystko jest wielką niewiadomą. Jeśli jeszcze w niedzielę grasz w lidze, a za tydzień i 2 dni już mecz mistrzostw świata, to sam przeskok - ten mentalny - jest potężny. Bo wcześniej było ze 3 tygodnie przygotowań, był jeszcze jakiś urlop krótki i dopiero wylot na mundial. Przed Katarem tego nie ma, długo wcale nie czuliśmy mundialu i jego atmosfery.
To dobrze, że zagramy już trzeciego dnia mistrzostw?
Dobrze i niedobrze. Dobrze, bo nie spalasz się, czekając na swój mecz. A źle z tego względu, że potrzebujesz minimum tydzień, aby wstępnie zaadaptować się do takiej temperatury i wilgotności. My nie mamy tego tygodnia, musimy zatem iść z marszu; będziemy w meczu z Meksykiem trochę jak niedopieczone ciastko. Ale - przeciwnicy mają podobnie. Dlatego ważne będą wszystkie badania okołomeczowe. Wiele reprezentacji zabrało liczne sztaby medyczne, bo same umiejętności, samo przygotowanie nie wystarcza, żeby osiągnąć super wynik. Trzeba wziąć poprawkę na wiele czynników. Nie wszystko da się przewidzieć, ale jest też wiele takich rzeczy, które można kontrolować i błyskawicznie reagować. Profesor Chmura podał nam sporo metod, łącznie z mierzeniem temperatury wewnętrznej ciała, i określił szczegółowo, jakiej wartości nie możemy przekraczać. Podpowiedział też, jak się szybciej adaptować - dzięki specjalnym kąpielom w ciepłej wodzie i ćwiczeniom w saunie. Od początku zgrupowania w Polsce staraliśmy się więc robić krok do przodu.
Czego zatem panu życzyć, panie selekcjonerze?
Optymizmu! Z reguły, a w zasadzie z natury, jestem optymistycznie do wszystkiego nastawiony. Wiem, że jako sztab zrobiliśmy wszystko, co było można. Zawodnicy także. I chcielibyśmy porwać naród! Tym bardziej, że wiemy, w jakich okolicznościach wylatywaliśmy. Słyszeliśmy: - Po co jedziecie? Szkoda paliwa, szkoda prądu... Krytyka - niezależna od tego, co się dzieje w reprezentacji - była i jest. Zawsze właśnie tak było, ale może kiedyś nie będzie? Lubimy narzekać, a myślę, że powinniśmy pokochać tę reprezentację. Chcemy, żeby to była reprezentacja wszystkich Polaków, żeby wszyscy razem dzięki niej się cieszyli. Albo razem zapłakali. A nie żebyśmy szukali łatwych ofiar do ataków, czyli poszczególnych zawodników. Bo najbardziej o zawodników się martwię. Czasami po jednym nieudanym zagraniu fala krytyki przelewa się przez cały kraj, a nie każdy potrafi sobie z tym poradzić. Bo jest wielu młodych piłkarzy, którzy dopiero zaczynają, mają na koncie po 5-7 meczów. Są też ci doświadczeni, gdyż chciałem, aby drużyna była różnorodna. Aby byli wiodący gracze i młodzież miała autorytety. Czyli zaplecze w postaci zawodników, którzy już grali na wielkich turniejach i wiedzą, co ich tam czeka. To doświadczenie jest bezcenne...
Rozmawiał
Adam Godlewski