Człowiek i jego psychika to wielka tajemnica, a nie rzecz do naprawy [zdjęcia]
Decyzja o psychoterapii to często ostatnia „deska ratunku”, której pozostaje się chwycić, kiedy wszystko inne już zawiodło - mówi dr Marek Osmański, psycholog.
Coraz więcej osób zgłasza się na terapię. Skąd to nagłe przekonanie, że to im pomoże?
Najczęściej po prostu osoby zmagające się z problemami dowiadują się od bliskich sobie autorytetów (znajomych, lekarzy) na jakimś etapie radzenia sobie (lub raczej nieradzenia), że psychoterapia może im pomóc, przy czym wcześniej się nią nie interesowały. Coraz większe znaczenie ma też wpływ mediów, opisujących historie znanych osób, którym pomogła psychoterapia, co sprzyja powstawaniu swoistej „mody”.
Moda skłania ku decyzji?
Decyzja uczestnictwa w psychoterapii to potrzeba chwili, często „ostatnia deska ratunku”, której pozostaje się chwycić, kiedy wszystko inne już zawiodło. Przeważa tu podejście pragmatyczne, zdecydowanie użytkowe, raczej bierne niż aktywne, często połączone z oczekiwaniem szybkich efektów. To poniekąd traktowanie psychoterapii jako kolejnej usługi, na wzór medyczny, gdzie terapeuta ma wykazywać się znacznie większą aktywnością i zaangażowaniem niż sam zainteresowany.
Myślałam, że raczej przychodzą tacy, którzy wiedzą, czego się mogą spodziewać.
Znacznie rzadziej w gabinecie pojawiają się osoby świadome, czym jest psychoterapia, niejednokrotnie korzystające z pomocy po raz kolejny. One lepiej wiedzą, na co się decydują i czego mogą oczekiwać od terapeuty. Ich decyzja wypływa często z długotrwałych przemyśleń; są raczej motywowane wewnętrznie.
Komu terapia może pomóc?
Po pierwsze, osobie, której problem w ogóle „nadaje się” na psychoterapię. Jeżeli na przykład ktoś cierpi na głębokie zaburzenia depresyjne lub psychotyczne, terapeuta powinien zadać sobie pytanie, czy zgłaszany objaw w pierwszym rzędzie nie powinien być skonsultowany przez psychiatrę. Podobnie z innymi przypadłościami, które, choć mogą skutkować kłopotami psychicznymi, mają swoje źródło w ciele i powinny być najpierw przedmiotem diagnozy medycznej.
A co jest najważniejsze?
Absolutnie kluczowym warunkiem powodzenia terapii jest właściwa motywacja klienta - zdarza się oczywiście, że osoby początkowo nieufne lub niechętne wobec proponowanej pracy z czasem dostrzegają jej sens, jednak ktoś, kto od samego początku neguje wysiłki terapeuty lub tylko od niego oczekuje wysiłku i zaangażowania szybko rezygnuje, nie widząc znaczącej poprawy. I wreszcie - pożądana jest ciekawość samego siebie, otwartość na to, co inne, nowe, również w sobie, bowiem istotą terapii jest zmiana.
Badania wykazują, że jednym z największych problemów współczesnych jest lęk. Kiedyś lęk był czymś normalnym. Ktoś się bał, to uciekał albo się bronił, albo zakasywał rękawy i mimo lęku szedł dalej. Pewnie Pan słyszy takie teorie w gabinecie?
Tak, oczywiście, choć szczególnie od osób, które zostały przez kogoś zachęcone lub wręcz przymuszone do terapii. Pytanie tylko, czy mówimy o strachu, który jest racjonalny (lub adekwatny), potrzebny i którego każdy z nas może doświadczać, czy o lęku, który nie ustąpi, nawet jeśli ktoś będzie uciekał lub walczył - bo często nie ma przed czym uciekać.
Jak sobie zatem z tym lękiem radzić?
Psychoterapia poznawczo-behawioralna zwraca uwagę na fakt, że każda emocja wypływa ostatecznie z naszych przekonań na temat rzeczywistości. Jeżeli na przykład widzimy przed sobą wielkiego psa bez kagańca i czujemy strach, to dlatego, że jesteśmy po prostu przekonani (choć nie do końca zdajemy sobie z tego sprawę), że stanowi on dla nas zagrożenie. Czyli właściwie oceniamy rzeczywistość. Jeżeli jednak stoi przede mną malutki piesek, a ja czuję dokładnie to samo, co w wypadku tego brytana, to odczuwam już nie strach, lecz lęk. Jego źródłem jednak nie jest sam piesek, ale moje przekonanie o nim, które w tym wypadku jest po prostu fałszywe. Stąd wniosek, iż aby opanować lęk, warto zmieniać przekonania, które leżą u jego początku.
A jeśli lęk powraca, to co wtedy?
Psychoterapeuta poznawczy odpowiedziałby, że nie doszło jeszcze do zmiany głębiej zakorzenionych przekonań. Z kolei psychoterapeuta psychodynamiczny dążyłby do uświadomienia sobie przez klienta ukrytych konfliktów, które mają początek w dzieciństwie. Terapeuta podejścia gestalt zachęcałby klienta do spojrzenia na lęk jako istotną część siebie. Konkretnych odpowiedzi może być wiele, jednak wszystkie kierunki zakładają, że terapia, aby odniosła skutek, powinna trwać przez dłuższy czas.
A może to jest tak, że byłoby dobrze, abyśmy pogodzili się z tym, że nawet mimo terapii będziemy się ze sobą zmagać. Może chcielibyśmy mieć perfekcyjne życie bez dyskomfortu, bólu, uwierania, a tymczasem tak nigdy nie będzie. Dlaczego tak trudno nam zaakceptować smutek, niewygodę?
I tu dochodzimy do bardzo istotnego pytania, właściwie filozoficznego, o konieczność i sens cierpienia w naszym życiu. Doświadczony terapeuta powie, że jest w stanie pomóc tylko w tym zakresie, w jakim to możliwe, a więc i on nie może sprawić - podobnie jak i sam klient - by zniknęło to cierpienie, które jest nieuniknione, związane z naszą ludzką kondycją.
A co może terapeuta?
Współpracować razem z klientem nad usunięciem lub zmniejszeniem bólu niekoniecznego, tak zresztą, jak i lekarz. Jeśli jednak uznamy, że człowiek jest wolny - a takie jest założenie chyba wszystkich terapii - to trzeba uznać, że klient może dążyć do celów, które z jego punktu widzenia będą niemożliwe do osiągnięcia - jak np. całkowite pozbycie się cierpienia - i wówczas terapeuta, który widzi to inaczej, ma prawo do zakończenia terapii.
Którzy pacjenci najczęściej do Pana wracają, z czym mają największy problem?
Osoby, które muszą poświęcić stosunkowo najwięcej wysiłku, by zmniejszyć swój wewnętrzny ból, cierpią na tzw. zaburzenia osobowości. Jeśli decydują się już na podjęcie terapii, często poświęcają jej wiele lat, chodzą do różnych terapeutów, przerywają proces i później do niego powracają. Zazwyczaj nie otrzymały w dzieciństwie wystarczającej akceptacji, były często narażone na traumatyczne przeżycia. Pomaganie im jest największym wyzwaniem dla terapeutów, wymaga ogromnego doświadczenia. Ponadto można powiedzieć, że właściwie większość osób, które przychodzą z takimi problemami, jak np. zaburzenia lękowe lub depresje, nie akceptuje siebie lub wręcz odrzuca - czyli ma bardzo negatywny stosunek do siebie.
I co im Pan mówi?
Kluczem jest zrozumienie, że rzeczywiście od tego, co mam w głowie, niezwykle dużo zależy w moim życiu - bo przekonania wpływają na emocje, a z kolei te na zachowania. Jeśli ktoś już wpadnie na ten trop, dalej będzie „z górki”, bo będzie tylko potrzebował odpowiednich narzędzi do zmiany. Jednak właśnie zobaczenie tego jest najtrudniejsze, bowiem z reguły osoby przychodzące do gabinetu są przekonane, że ich życie toczy się poza nimi i one na nic albo na niewiele rzeczy mają wpływ. Dlatego, jeśli myślę według tego schematu „nic nie jestem warty”, to tak w moich oczach faktycznie jest i zmienianie tego to jak mówienie, że to, co czarne, jest białe.
Spotkał Pan kogoś, komu terapia nie była w stanie pomóc?
Terapeuta cieszy się razem z osobą, która do niego przychodzi jej każdym, nawet najmniejszym, sukcesem. Wiele zależy jednak od motywacji klienta i oczekiwań, które sobie i przy okazji terapeucie stawia - jeśli będą one nierealistyczne, to terapia z jego punktu widzenia będzie „nieudana”, chociaż z punktu widzenia terapeuty to też może być cenne doświadczenie. Bywa też i tak, że choć są wszystkie potrzebne elementy układanki (kompetentny terapeuta, odpowiednia metoda, sformułowany cel, motywacja klienta), to terapia nie kończy się sukcesem.
Dlaczego?
Bo człowiek i jego psychika są po prostu zbyt wielką tajemnicą, by traktować je jak choćby najbardziej skomplikowaną maszynę „do naprawy”.
Co powinien zrozumieć człowiek, który decyduje się na terapię?
Myślę, że właśnie te wszystkie rzeczy, o których już wspominałem. I to, że to on przede wszystkim jest „głównodowodzącym” w procesie terapii, sam terapeuta to „tylko” i „aż” lustro, w którym klient się przegląda. To, co w nim zobaczy i to, co z tym zrobi, będzie zależeć tylko i wyłącznie od niego.
Usłyszałam kiedyś zdanie, że znalezienie dobrego terapeuty jest jak zakochanie. Pomiędzy pacjentem a terapeutą musi zaistnieć jakaś reakcja chemiczna, jakiś charyzmatyczny impuls, który otworzy pacjenta i pozwoli mu iść dalej, z pomocą, choć samodzielnie. Co Pan o tym myśli?
Coś w tym jest - w takim sensie, że każdy ma prawo do wyboru tego terapeuty, który mu najbardziej odpowiada i nie można mieć o to do niego żalu. Bo to on tu jest najważniejszy, a nie terapeuta. Liczy się wszystko, co pomoże w stworzeniu tej szczególnej atmosfery bezpieczeństwa i zaufania, które pozwoli na rozpoczęcie i działanie procesu terapeutycznego.