Cztery minuty na badanie
16 z 20 minut zajmuje lekarzom dokumentacja. - Jesteśmy przywaleni papierologią - mówią. Inspekcja pracy zwraca uwagę, że niektórzy lekarze dyżurują nawet po 79 godzin bez przerwy
Lekarz poświęca przeciętnie 20 minut jednemu pacjentowi. Po cztery minuty zajmuje mu: szukanie historii choroby, wypisywanie recept, potem wypisywanie zwolnień oraz uzupełnianie danych osobowych. Ostatnie 4 minuty pozostają na badanie pacjenta. Tak wynika z raportu „E-zdrowie oczami Polaków”.
Lekarze mówią wprost: - Jesteśmy przywaleni papierologią. Przytłoczeni - to zbyt łagodne określenie - zauważa Marek Stankiewicz, rzecznik Lubelskiej Izby Lekarskiej.
I dodaje, że z tej nadmiernej sprawozdawczości nic nie wynika, szczególnie dla pacjentów. - Tak naprawdę robimy robotę, która jest niepotrzebna, a oprócz tego niewdzięczna, bo pacjenci są z tego powodu zdenerwowani. I wcale się im nie dziwię. Stąd te wszystkie awantury w przychodniach - mówi rzecznik.
Stankiewicz dodaje, że w ciągu ostatnich lat rządzący nie zrobili w Polsce nic, co by ulżyło w tej kwestii lekarzom i jednocześnie pacjentom.
Socjolog medycyny prof. Włodzimierz Piątkowski zaznacza, że lekarze od wielu lat skarżą się na brak czasu dla pacjenta z powodu nadmiaru czynności administracyjnych w służbie zdrowia.
- W innych krajach, na przykład w Anglii czy u Skandynawów dokumentacją zajmują się pielęgniarki albo sekretarki medyczne. Lekarz jest od postawienia diagnozy i leczenia - tłumaczy prof. Piątkowski.
Zajmowanie się uzupełnianiem papierów w gabinecie lekarskim przekłada się też na braki w komunikacji między białym personelem a pacjentem.
- Nie ma czasu wtedy na rozmowę i wyjaśnienie istoty choroby. Sami lekarze przyznają, że potrzebowaliby 30 minut na wizytę dla jednego pacjenta, aby w sposób satysfakcjonujący przeprowadzić wywiad, badanie i postawić diagnozę - mówi socjolog medycyny.
Inaczej jest w gabinetach prywatnych. - Ci sami lekarze o przysłowiowej czternastej idą do prywatnych przychodni i potrafią tak zorganizować sobie pracę, by znaleźć więcej czasu dla pacjenta i z nim na spokojnie porozmawiać. Tylko że w takiej sytuacji wchodzi w grę inna motywacja, czyli wyższe stawki wynagrodzenia - dodaje prof. Włodzimierz Piątkowski.
Kiedy lekarze śpią
Państwowa Inspekcja Pracy przyglądała się ostatnio czasowi pracy lekarzy w szpitalach i oddziałach ratunkowych. Inspektorzy ujawnili przypadki, kiedy niektórzy lekarze pracowali i pełnili dyżury medyczne nieprzerwanie przez 55, a nawet 79 godzin bez wymaganego odpoczynku.
Zaznaczmy, że lekarz na etacie w szpitalu może przepracować maksymalnie 48 godzin tygodniowo.
- Żaden z lekarzy nie pracuje tylko tyle. Niektórym wychodzą nawet 72 godziny. Możliwe jest to dzięki klauzuli opt-out, dzięki której ten sam etatowy lekarz może dyżurować dalej w szpitalu jako osoba zatrudniona na umowę cywilno-prawną lub pracownik firmy zewnętrznej - wyjaśnia Jakub Kosikowski z Porozumienia Rezydentów.
Z czego wynika to zapracowanie lekarzy w Polsce?
- Z niskich pensji. Jeśli lekarz rezydent zarabia miesięcznie od 3,2 do 3,9 złotych brutto, co daje średnio 2,5 tys. na rękę, a pięciodniowy kurs z USG kosztuje 2,5 tys. zł, to nie ma innego wyjścia jak wzięcie dodatkowego dyżuru lub dorabianie w przychodniach - tłumaczy lekarz.
Druga strona medalu to brak specjalistów. - Jest nas za mało na oddziałach, dlatego dyrektorzy z chęcią zgadzają się na zatrudnienie tego samego lekarza na umowie cywilno-prawnej. Pod względem formalnym wszystko jest w porządku, a pacjenci są pod opieką - dodaje Kosikowski.
I zaznacza, że zmieniły się czasy, kiedy lekarz przepracowywał się po to, aby kupić lepszy i szybszy samochód.
- Musimy dorabiać, bo potrzebujemy pieniędzy na opłacenie wesela czy na kupno mieszkania - dodaje Kosikowski.
Co jakiś czas słyszymy w Polsce, że lekarz z przemęczenia zmarł na dyżurze.
- Niestety, takie permanentne zmęczenie może skończyć się „nagłą śmiercią sercową”. W Polsce mamy ok. 9-10 takich udokumentowanych przypadków rocznie. A ile jest niezgłoszonych? - zastanawia się prof. Piątkowski.