„Czuliśmy, że mamy ochronę”. Lubelskie ślady Jana Pawła II
Sto lat temu w niewielkich Wadowicach urodził się Karol Wojtyła. Duchowny, uczony, filozof, poeta, papież i święty Kościoła katolickiego był związany z Lublinem. Jego działalność odcisnęła piętno na życiu wielu z nas.
Związki późniejszego Ojca Świętego z Lublinem rozpoczynają się w październiku 1954 r. Wówczas ks. Karol Wojtyła rozpoczął pracę w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Prowadził wykłady, ćwiczenia i seminarium z etyki. Był szefem Zakładu i Katedry Etyki na Wydziale Filozofii. Zgromadził wokół siebie grono oddanych uczniów i przyjaciół, którzy w czasie wakacyjnych wypraw nazywali go Wujkiem.
We wrześniu 1958 r. przyjął sakrę biskupią. Od tego czasu nie odbierał pensji na uczelni. Pieniądze przeznaczał na stypendia dla studentów oraz ich dojazdy do Krakowa. Funkcjonowało to aż do pamiętnego konklawe.
- Pensję z listopada 1978 r. przekazałem studentom mówiąc, że mam dla nich dwie wiadomości dobrą i złą: złą, że to już ostatnie stypendium i dobrą, że to stypendium papieskie" – czytamy we wspomnieniach ks. prof. Andrzeja Szostka, byłego rektora KUL, ucznia i przyjaciel Karola Wojtyły, który w jego imieniu rozdzielał pieniądze na stypendia.
Wybór Polaka na papieża wywarł olbrzymi wpływ na życie ówczesnych opozycjonistów. Swoimi wspomnieniami dzielili się w ostatni poniedziałek podczas spotkania „Św. Jan Paweł II inspiracją Lubelskiego Lipca’80” w Lubelskim Urzędzie Wojewódzkim.
- Wybór kard. Karola Wojtyły na papieża był znakiem, że mamy ochronę, że komuniści nie będą strzelać. Czuło się, że ktoś za nami stoi - przyznaje Ryszard Blajerski, członek komitetu strajkowego, późniejszy wiceprzewodniczący zakładowej „Solidarności”.
- W tym czasie serca Polaków z tej obłudy i kłamstwa powędrowały do Watykanu. Tam była prawda, tam była miłość Polaków. W tym momencie poczuliśmy się bardziej bezpieczni. Dzisiaj mało kto sobie zdaje sprawę, że powstanie przeciwko temu aparatowi władzy wymagało dużej odwagi. Po wyborze kard. Karola Wojtyły na papieża wszystko się zmieniło - mówi były opozycjonista, który w czasie stanu wojennego współkierował strajkiem w Lubelskich Zakładach Napraw Samochodów w Lublinie.
Obecność Polaka w Watykanie dawała siłę robotnikom mierzącym się z komunistyczną władzą. Ich kapelanem był ks. Zbigniew Kuzia, twórca nowej parafii Matki Bożej Królowej Polski na lubelskich Tatarach i organizator posługi duszpasterskiej dla uczestników strajku w Fabryce Samochodów Ciężarowych.
- Dzięki modlitwie Jana Pawła II duch udzielił się pracownikom. Ten duch widać było podczas mszy świętych, kiedy ludzie spowiadali się tysiącami. Nawet osoby, które od lat nie były w konfesjonale – wspomina ks. Zbigniew Kuzia.
W tym czasie w FSC pracowało na trzy zmiany blisko 10 tys. osób. Między 14 a 16 grudnia 1981 r. w strajku wzięło udział ok. 4 tysiące osób. Po pacyfikacji fabryki wielu z nich było internowanych, a ich rodziny pozostały bez środków do życia. Wówczas doszła do głosu międzyludzka solidarność. W latach 1982-1989 ks. Kuzia udostępniał pomieszczenia parafii na ośrodek pomocy rodzinom internowanych i uwięzionych.
- Wyzwoliło się w ludziach dobro, wielka szlachetność. Co kto miał, dawał drugiemu - podkreśla ks. Kuzia.
W latach 1981-1984 ks. Tadeusz Pajurek był kapelanem w zakładzie karnym w Hrubieszowie. Po wprowadzeniu stanu wojennego przywieziono tam około 170 więźniów politycznych. Duszpasterz informował osadzonych o doniesieniach z Watykanu.
- Wszyscy ci, którzy przyjechali tworzyli wspólnotę. Niezależnie, czy byli wierzący, czy niewierzący, chcieli być razem. Nie tylko na mszach świętych. Pragnęli, żeby ich głos dotarł do Watykanu - mówi ks. Tadeusz Pajurek. Duszpasterz przewoził nielegalne listy do Lublina. Korespondencja płynęła od i do osadzonych. Część listów adresowana była do Ojca Świętego.
- Wierzyli, że dzięki jego modlitwie zmieni się Polska i świat, a ich cierpienia w więzieniu nie są bezwartościowe. Słowa Jana Pawła II napełniały ich siłą – wspomina ks. Tadeusz Pajurek, obecnie prezes Centrum Jana Pawła II i proboszcz parafii Świętej Rodziny na Czubach. Kościół stoi niemal w tym samym miejscu, w którym stał ołtarz podczas wizyty Ojca Świętego.
Jan Paweł II odwiedził Lublin podczas trzeciej pielgrzymki do ojczyzny w 1987 roku. Wizytę 9 czerwca rozpoczął od przylotu na Majdanek, gdzie oddał hołd pomordowanym w byłym niemieckim obozie. Następnie kawalkada samochodów przejechała do archikatedry, gdzie papież pomodlił się przed obrazem Matki Boskiej. Później spotkał się z profesorami i studentami KUL, a na zakończenie udał się na Czuby, gdzie odprawił mszę świętą. Nabożeństwu, tak jak i przejazdowi ulicami miasta, towarzyszyły tłumy wiernych.
Marian Król, znany Służbie Bezpieczeństwa z udziału w strajku w WSK PZL-Świdnik, pamięta swój strach przed internowaniem. - Wcześniej zostałem zatrzymany. Bałem się, że mnie nie wypuszczą - przyznaje opozycjonista. Obawy były też spowodowane tym, że jako jedyny wiedział, gdzie są ukryte transparenty szykowane na wizytę papieża. O północy opozycjonista został zwolniony z aresztu.
W mszy świętej na Czubach wzięło udział około pół miliona ludzi. Wśród nich członkowie opozycyjnej „Solidarności”. Zachowały się zdjęcia, na których widać transparenty z charakterystycznym logiem organizacji.
- W pewnym momencie zauważyliśmy, że panowie w skórzanych kurtkach, gdzieś wokół nas są. Sądzę, że od zatrzymania uratowała nas ulewa, która nagle przeszła przez Lublin - relacjonuje Król.
„Pod koniec mszy zaczęło padać” - czytamy w Kurierze z 10 czerwca 1987 r. „I tak w strugach deszczu papież żegnał Lublin, gdy po zakończeniu uroczystości odjechał na Majdanek, skąd wraz z towarzyszącymi osobami odleciał śmigłowcem do Tarnowa”. Tak zakończyła się ostatnia wizyta Jana Pawła II w Lublinie.