Czwarta fala (raczej) nie zatrzyma wielkiego powrotu do podróży lotniczych. Loty tylko dla zaszczepionych?
W niecały rok po najtragiczniejszej zapaści lotnictwa w dziejach tłumy pasażerów znów oblegają największe polskie lotniska, z warszawskim Chopinem i Kraków Airport na czele. Branża błyskawicznie odrabia straty, bo turyści są spragnieni nie tylko wypoczynku w ciepłych krajach, ale i prawdziwych, a nie wirtualnych spotkań z innymi ludźmi. Nastroje wśród największych przewoźników oraz w zarządach portów lotniczych są ostrożnie optymistyczne, nawet jeśli nadejście kolejnych fal pandemii wydaje się przesądzone.
- Jeśli nie zdarzy się coś totalnie nieprzewidzianego, wzrost zachorowań nie powinien tym razem doprowadzić do zamknięcia granic i zamrożenia nieba. Warunkiem jest jednak intensyfikacja szczepień oraz wprowadzenie przez linie lotnicze skutecznych systemów weryfikacji zaszczepionych. Na pewno pojawią się też kolejne rozwiązania technologiczne i organizacyjne służące zwiększeniu bezpieczeństwa podróży, jest też raczej oczywiste, że samoloty kolejnych generacji będą miały systemy wentylacyjne służące eliminacji wszelkich patogenów
– komentuje ekonomista ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, ekspert ds. branży lotniczej.
- Wszyscy mamy wpływ na to, jak będą wyglądać następne miesiące. Lotniska i przewoźnicy konsekwentnie wdrażają rozwiązania mające na celu zapewnienie bezpieczeństwa sanitarnego, uczestnicą w akcji szczepień, dbając tym samym o komfort pasażerów i pracowników. Rekomendujemy więc zarówno zaszczepienie się, jak i przestrzeganie zasad sanitarnych, dzięki temu w kolejnych miesiącach będziemy odbudowywać potencjał lotniska, a tym samym turystykę i gospodarkę Krakowa i Małopolski – apeluje Radosław Włoszek, prezes Kraków Airport.
W lipcu 2021 przez krakowskie lotnisko przewinęło się wprawdzie o ponad połowę mniej niż w rekordowym dotąd lipcu 2019 roku, ale prawie dwa razy więcej niż w czerwcu 2021 i aż o 86 procent więcej w lipcu 2020 roku. A sierpień zapowiada się jeszcze lepiej. Można wręcz mówić o wakacyjnym boomie. W Krakowie-Balicach jest on największy w Polsce, obok Warszawy (Chopin), Katowic i Gdańska.
- Trwa szczyt sezonu wakacyjnego, dla nas niezwykle istotnego w wielu aspektach. Ruch pasażerski w lipcu miał stałą tendencje wzrostową, o 7, a nawet 10 procent w każdym tygodniu w stosunku do tygodnia poprzedniego. Widać więc, iż mimo nowych zasad podróżowania, ludzie bardzo chętnie korzystają z transportu lotniczego
– mówi Radosław Włoszek.
Szefów polskich lotnisk, nie tylko w Krakowie, bardzo cieszy, że przewoźnicy – zarówno ci budżetowi, jak i „normalni” - błyskawicznie zareagowali na potrzeby klientów złaknionych podróżowania po pandemicznym zamknięciu nieba dla samolotów – i zaczęli wznawiać dotychczasowe połączenia, a zarazem uruchamiać nowe. Na początku sezonu letniego, tuż po zniesieniu części ograniczeń i warunkowym otwarciu granic przez niektóre kraje, ruch lotniczy w największych polskich portach odbudowywany był przede wszystkim przez czartery do bajecznych zakątków w Grecji, Egipcie, Chorwacji, a także na Zanzibar, Dominikanę, Seszele. Od końca czerwca zaczęła się też jednak zagęszczać siatka połączeń regularnych, znów można m.in. polecieć z Warszawy i Krakowa do największych stolic w Europie (i stamtąd w świat), odbudowywane są również połączenia transatlantyckie, do Nowego Jorku, Chicago itp.
- Od połowy maja zaobserwowaliśmy bardzo wyraźny wzrost liczby obsługiwanych pasażerów i operacji lotniczych. Na początku czerwca ucieszył nas boom na wakacyjne wyjazdy. Jego skutkiem była duża przewaga rejsów czarterowych nad operacjami regularnymi. W lipcu zauważyliśmy odbudowę segmentu rejsów regularnych, proporcje się wyrównały, a my obsługiwaliśmy już codziennie nawet dwie trzecie liczby pasażerów z 2019 roku, a więc najlepszego okresu sprzed pandemii. Jeśli przewoźnicy spełnią swoje zapowiedzi, w sierpniu możemy spodziewać się kolejnych rekordów, choć nadal będą to liczby mniejsze niż w 2019 roku. Jesteśmy ostrożnymi optymistami – mówi Andrzej Klewiado, rzecznik Przedsiębiorstwa Porty Lotnicze (PPL) i Lotniska Chopina w Warszawie, największego portu lotniczego w Polsce.
Branża na krawędzi. Kolejny lockdown zabiłby wielu, więc go nie będzie
Dr Artur Bartoszewicz podkreśla, że warszawski Chopin – największe lotnisko w Polsce - i Kraków Airport – największe lotnisko regionalne, a także Katowice i Gdańsk mają relatywnie największe szanse na szybką odbudowę ruchu lotniczego, nie tylko z uwagi na swą popularność czy położenie, ale i najlepsze zaplecze finansowe i organizacyjne. - Rezerwy i możliwości elastycznego reagowania były tam na tyle duże, że pozwoliły nie tylko przetrwać kryzys, ale i w jego trakcie inwestować – komentuje ekspert.
Jego zdaniem, można ostrożnie prognozować, że rok 2022 będzie dla branży lotniczej rokiem stabilizacji i stopniowej odbudowy ruchu - z uwagi na to, że dzięki szczepieniom uda się ostatecznie zapanować nad pandemią, a zarazem wprowadzone zostaną skuteczne rozwiązania organizacyjno-prawne, z powszechnym systemem certyfikatów szczepień na czele.
- Jeśli nie wydarzy się coś wybitnie nieprzewidzianego, możemy być nawet mile zaskoczeni tempem tej odbudowy. Trzeba jednak pamiętać, że biznes lotniczy nie działa w oderwaniu od innych. Ścisłe wzajemne powiązania dotyczą zwłaszcza hotelarstwa, gastronomii i całej branży związanej z atrakcjami turystycznymi czy miejscami aktywnego wypoczynku. Wszystko to nawzajem się napędza, ale może też spowalniać odbudowę
– zastrzega dr Artur Bartoszewicz.
Lotnictwo jest bodaj najbardziej umiędzynarodowioną częścią gospodarki, więc sytuacja w różnych zakątkach globu, a zwłaszcza na Starym Kontynencie i w USA oraz w popularnych krajach turystycznych w Azji i Afryce, silnie wpływa na stan sektora gdzie indziej. Lipcowe prognozy Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA) mówią o wciąż silnym wpływie niepewności związanej z pandemią na popyt na podróże powietrzne w Europie.
Eksperci IATA zwracają uwagę, że niektóre państwa utrzymują restrykcje ograniczające możliwość swobodnego przemieszczania się, a politycy w większości krajów nie wykluczają przywracania lub rozszerzania ograniczeń w reakcji na pogorszenie sytuacji epidemicznej. Czyli najpewniej już jesienią.
Według prognozy IATA, do końca 2021 roku z usług europejskich linii lotniczych skorzysta 2,4 mld pasażerów. To o 600 mln więcej niż w 2020, ale znacznie mniej niż w 2019, kiedy obsłużono 4,5 mld podróżnych. Głównym powodem jest zapaść połączeń międzynarodowych – na trasach krajowych w większości państw popyt odradza się zdecydowanie szybciej. IATA zwraca też uwagę na niski wskaźnik wypełnienia samolotów: w rekordowym 2019 roku sięgał 83 proc., a obecne prognozy zakładają 67 proc. W katastrofalnym 2020 r. wskaźnik ten sięgał 65,1 proc. W oczywisty sposób rzutuje to na finanse przewoźników – wedle szacunków IATA stracą oni w tym roku aż 22 mld dolarów. Jedyne, co może poprawić sytuację, to dobre wieści z frontu boju z pandemią.
Dr Artur Bartoszewicz przypomina, że mieliśmy od wiosny w Polsce spadek zachorowań i zgonów, ale teraz ów trend się zatrzymał. – Mówimy o tym, że jeszcze gorzej jest na Zachodzie i czwarta fala przyjdzie do nas stamtąd. Tymczasem tak naprawdę to my sami ją wytwarzamy przez bardzo szeroko zakorzenioną w społeczeństwie bezmyślność. Ludzie nie chcą się szczepić, nie chcą uczestniczyć w systemie ochrony populacyjnej, a przez to powstaje zagrożenie powtórnego zamykania czy ograniczenia aktywności branży restauracyjno-hotelarskiej, a przede wszystkim transportowej. Dla lotnictwa to jest sprawa życia i śmierci – podkreśla naukowiec.
Wyjaśnia, że gdyby rządy zareagowały na wzrost liczby zachorowań jak wcześniej, wprowadzając zakazy i de facto zamrażając niebo nad większością globu, to wiele firm po prostu musiałoby ogłosić upadłość. – Na kolejny lockdown w branży lotniczej nie stać dosłownie nikogo, nawet największych linii lotniczych, które – za przyzwoleniem Komisji Europejskiej - otrzymały olbrzymie wsparcie w ramach pomocy publicznej od swoich rządów. Nie sądzę więc, by do takiego kolejnego zamrożenia branży doszło. Jest zresztą drugi powód, równie ważny: powszechne szczepienia sprawiły, że nawet przy znacznym wzroście zachorowań, jaki obserwowaliśmy w poprzednich tygodniach m.in. w Wielkiej Brytanii, śmiertelność utrzymuje się na relatywnie niskim poziomie, zdecydowanie niższym niż przy poprzednich falach, kiedy szczepionek jeszcze nie było, albo szczepienia nie osiągnęły odpowiedniej skali – mówi dr Bartoszewicz.
W jego opinii, najbardziej prawdopodobny jest taki scenariusz, że jesienią zachorowalność w Europie, w tym w Polsce, znowu wzrośnie, być może nawet znacząco, ale nie spowoduje to lawinowego wzrostu przypadków śmiertelnych, który zagrażałby stabilności systemu opieki medycznej. – Można mieć nadzieję, że dzięki szczepieniom oraz doinwestowaniu szpitali i reszty placówek zdrowotnych, opanowaliśmy tę pandemię na tyle, że ona nam już nie zablokuje i nie wywróci służby zdrowia, a właśnie takie zagrożenie było głównym powodem wprowadzenia poprzednich lockdownów. Jeśli nie będzie jakichś nowych, nadzwyczajnie groźnych modyfikacji tego koronawirusa, to sytuacja w opiece medycznej winna się ustabilizować. Tym bardziej, że nasze kraje są coraz lepiej zorganizowane pod kątem tego zagrożenia – zwraca uwagę ekspert.
Podstawowy wniosek z tego jest taki, że rządy raczej nie zdecydują się na znane z poprzednich fal pandemii „atomowe” zakazy i ograniczenia, z zamykaniem granic paraliżującym totalnie funkcjonowanie linii i portów lotniczych. Należy się jednak spodziewać upowszechnienia ograniczeń dla osób niezaszczepionych na Covid-19, i to zarówno wprowadzanych przez rządy (jak ostatnio we Francji), jak i opartych na rozwiązaniach stworzonych przez same linie lotnicze (jak certyfikat IATA).
U progu czwartej fali: loty tylko dla zaszczepionych? Nie ma innego wyjścia!
Wymaganie od podróżnych zaszczepienia się nie jest niczym nowym. Obowiązek taki istniał już znacznie wcześniej w przypadku lotów w różnych kierunkach, do Azji czy Afryki, i konkretnych typów chorób.
- Nikt tu się nie buntował w imię rzekomej „wolności”. Czy był antyszczepionkowcem, czy płaskoziemcą, musiał się zaszczepić. Powiedzmy sobie jasno, że nie ma przymusu podróżowania, ani tym bardziej latania samolotami. Natomiast tych, którzy chcą podróżować, obowiązuje prosta zasada: nie zaszczepisz się, nie polecisz – mówi z naciskiem ekonomista z SGH, prywatnie miłośnik podróży. Jego zdaniem, linie rozszerzą ten obowiązek i warunkiem wejścia na pokład może się stać zaszczepienie na Covid-19. Z prostego powodu: bo nie ma innego, równie skutecznego i racjonalnego rozwiązania.
- Nawet jeżeli jeszcze teraz nie widać takich radykalnych kroków ze strony linii lotniczych, to konkretne rozwiązania są tam żywo dyskutowane – i przygotowywane. Długofalowo i strategicznie wybór wydaje się bowiem oczywisty: albo będziemy systemowo wymagali od pasażerów pakietu obowiązkowych szczepień, albo grozi nam powtórne, katastrofalne w skutkach, zatrzymanie branży. A ruch pasażerski z powodu obecnej pandemii spadł o 60 procent, czyli cofnęliśmy się do roku 2003. To oznacza przeogromne straty wszystkich linii i portów lotniczych. Branża nie może ryzykować kolejnych
– podkreśla dr Artur Bartoszewicz.
Zaznacza, że biznes, w tym biznes lotniczy, nie ufa politykom, którzy – podejmując decyzje o obowiązkowych szczepieniach lub ograniczeniach dla niezaszczepionych (czy też raczej ich nie podejmując) – kierują się zupełnie innymi, niebiznesowymi kalkulacjami. Bywa przecież, że nie chcą się narazić krzykliwym grupom antyszczepionkowców. Dlatego w branży lotniczej powszechna jest świadomość, że w celu zabezpieczenia się przed kolejnymi lockdownami musi ona zastosować własne, niezależnie od państw, mechanizmy eliminacji zagrożeń.
- Politykom zależy na akceptacji poszczególnych grup społecznych. Natomiast biznes lotniczy potrzebuje prostego mechanizmu: „szczepisz się i lecisz albo nie szczepisz się i nie lecisz, bo jak ty stworzysz nam zagrożenie, to my będziemy mieli stratę kolosalną” – tłumaczy ekspert.
Zwraca też uwagę na stały postęp technologii. Najprawdopodobniej następne modele samolotów będą już uwzględniały nowe narzędzia oczyszczania powietrza, poprawiające skuteczność w walce z wszelkimi patogenami. Już teraz podnoszone są wymagania sanitarne na lotniskach i w samolotach, być może dojdzie do przebudowy całego sposobu zarządzania pasażerem. Kolejne linie lotnicze udostępniają też pasażerom narzędzia (przede wszystkim aplikacje na smartfony) umożliwiające szybką weryfikację aktualnych obostrzeń w krajach docelowych czy przesiadkowych; najlepsze z nich same analizują, dokąd wybiera się podróżny i podpowiadają mu: „uwaga, nie masz tego, zabierz jeszcze to i to”. Chodzi o to, by podróż była maksymalnie przyjemna i komfortowa, bez niepotrzebnego martwienia się o rzeczy, o które przed erą covidu nikt nie musiał się martwić.
- Biznes cały czas myśli o efektywnych i bezpiecznych modelach działania i jestem pewien, że sobie poradzi – kwituje dr Bartoszewicz.
Czy biznes wróci do klasy biznes
Eksperci są zgodni, że w miejscach jak Warszawa, ale też Kraków, bardzo dużo, zwłaszcza poza sezonem stricte wakacyjnym, zależy od tego, na ile uda się odbudować turystykę biznesową, związaną ze spotkaniami w interesach, ale też seminariami, warsztatami, konferencjami, targami. To jest – czy też przed pandemią był – znaczący segment gospodarki, napędzający ruch w branży lotniczej. Co ważne, ów ruch odbywał się w ogromnej mierze w klasie premium (vipowskiej), na której wszyscy, w tym linie i porty lotnicze, ale też hotele czy restauracje, zarabiają najwięcej. Czy turystyka biznesowa wróci do poziomów sprzed pandemii?
- Pesymiści twierdzą, że nie ma szans, bo ludzie biznesu zauważyli, że wiele spotkań, na które wcześniej trzeba było polecieć, poświęcając dzień czy dwa i ponosząc koszty, można teraz z podobnym efektem odbyć w godzinę, dwie – online, za darmo. To przekonanie pozostanie z nami po pandemii, co sprawi, że biznesowych podróży będzie znacząco mniej. Optymiści zwracają uwagę na ludzką twarz biznesu, czyli to, że my jednak lubimy się spotykać przy kawie czy lampce wina – więc będziemy to robić, załatwiając online jedynie mniej ważne kwestie, niewymagające zacieśniania relacji. Nie ukrywam, że jest mi bliżej do optymistów – mówi dr Artur Bartoszewicz.
Ci ostatni wskazują też, że w pandemii online komunikowali się ze sobą w interesach przede wszystkim ludzie, którzy znali się z normalnych spotkań sprzed zarazy. A tymczasem biznes lubi rosnąć, rozszerzać działalność, a to oznacza poznawanie nowych osób i budowanie relacji z nimi, zdobywanie wzajemnego zaufania. Trudno to robić przy pomocy internetowych komunikatorów i bez całej otoczki towarzyszącej zwykle spotkaniom biznesowym. To także, obok naturalnej w kręgach biznesowych chęci poznawania świata, odwiedzania atrakcyjnych miejsc, działa na rzecz branży lotniczej.
Na lotnisku Chopina i w Kraków Airport nie ukrywają, że bardzo liczą na powrót podróży biznesowych, choć spodziewają się, że mogą one szybko nie osiągnąć takiej skali, jak w 2019 roku.