Czworaczki z Rybnika. Poznajecie? Mają już 6 lat. Oto Zuzia, Michał, Bartek i Grześ Szułowie
Czas szybko leci. Czworaczki z Rybnika mają już po sześć lat i sporo do powiedzenia. Zuzia, Bartuś, Michaś i Grześ to mocna drużyna do tańca i piłki nożnej. Poznajcie rodzinę państwa Szułów z Rybnika.
Mówią: małe dzieci - mały kłopot, większe - większy. Już się boimy, jak to będzie - śmieją się Aleksandra i Wojciech Szułowie, rodzice rybnickich czworaczków, które od dawna nie leżą grzecznie w łóżeczkach i bynajmniej nie mają takich samych śpioszków. Zuzia, Bartuś, Michaś i Grześ mają już sześć lat i swoje zdanie. A jakże! - Ja lubię grać w warcaby - mówi Bartek. - Ja wolę na tablecie! - przekrzykuje go Grzegorz. - Ja pokażę panu, jak robię szpagat - nie daje się zagłuszyć chłopcom Zuzia. A Michaś już robi na dywanie efektowną gwiazdę.
Pamiętają państwo?
Czworaczki z Rybnika, pierwsze od kilkudziesięciu lat w tym mieście, przyszły na świat jesienią 2011 w szpitalu w Bytomiu. Trzej chłopcy i dziewczynka urodzili się w 8. miesiącu ciąży przez cesarskie cięcie.
Wtedy ich rodzice mówili: Jesteśmy bardzo szczęśliwi, a szczęście możemy teraz mnożyć razy cztery. Ponad sześć lat później sprawdziłem więc, co słychać u tej poczwórnie szczęśliwej rodziny. - Kiedy dzieci były młodsze, nie było problemu, że każdy chce coś innego robić, ma swoje zdanie. Po prostu mówiłam: „dzieciaki, idziemy”, „dzieciaki, jemy” i dzieciaki jadły. Wszystko było na komendę. A dziś słyszę: „Tego mi się nie chce”, „a ja bym coś innego”. Wszyscy mówią, że z wiekiem rosną problemy, ale też rosną radości. Na razie cieszymy się ich wiekiem sześcioletnim - mówi szczęśliwa mama. Każde z czworga młodych Szułów jest mistrzem w swojej dziedzinie. - Grześ z Michałkiem uwielbiają majsterkować - pewnie dlatego że ich tata naprawia wózki widłowe. W ogóle chłopcy lubią matematykę, nie mają problemu z liczeniem. Bartuś chłonie też język obcy, wyjątkowo dużo przyswaja z zajęć. Zuzia to mała gimnastyczka, nasza tancerka, choć jest leniuszkiem. Dzieci ładnie zaczynają czytać - wymienia dumna mama, a Zuzia, jak to Zuzia, dorzuca od razu swoje trzy grosze i prostuje: - Wcale nie potrafię jeszcze czytać! - woła, wykonując w zamian na podłodze piękny szpagat.
Rodzice wesołych maluchów przyznają, że chcieliby więcej czasu poświęcić każdemu dziecku z osobna, ale po prostu się nie da.
- Chcielibyśmy móc podzielić czas dla każdego. Ale gdy siadamy indywidualnie z jednym, to drugie od razu zazdrości. I tak było od małego. Jeden od razu dostrzegał naszą uwagę u drugiego i od razu się przyklejał, tulił do mamy lub taty - mówią Ola i Wojciech Szułowie.
- I tak jest do dziś, a najbardziej widać to przy chorobach. Gdy jedno jest chore i musi być bardziej doglądane, bo ma gorączkę i idzie ze mną spać, to następne zazdroszczą bardzo, bo jak to? Z mamą śpi? A my musimy osobno? - mówi mama.
Drużyna do tańca i na boisku piłkarskim
Szułowie to drużyna. Mocna drużyna. Zarówno w przedszkolu (czworaczki chodzą do jednego oddziału), gdy trzeba stanąć w obronie siostry czy brata, jak i na parkiecie oraz na boisku. Razem jeżdżą na zajęcia taneczne i piłkarskie. I nie ma, że coś jest bardziej „dziewczęce”, a coś bardziej „chłopięce”.
- Zuzia tańczyła pierwsza, pociągnęła za sobą chłopców. Zawozimy dzieci na zajęcia do Młodzieżowego Domu Kultury na Broniewskiego - mówi mama. - Na Nowinach - dorzuca córka i od razu pokazuje, czego się tam nauczyła. - Niech pan zobaczy „fokę” - mówi, fikając na dywanie.
W dalszej części:
- Jak to się stało, że chłopcy przekonali się do tańczenia
- Czy dzieci znają Lewandowskiego
- Co robi Zuzia z bratem, gdy obudzi się wcześniej niż rodzice
- Czy wszystkie dzieci mają takie same upodobania kulinarne
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień