Czy będziemy jeść sztuczne mięso?
Człowiek jest biologicznie przystosowany do korzystania z diety zawierającej (między innymi) mięso. Wystarczy przeanalizować nasze uzębienie i porównać je z tym, jakie zęby mają drapieżniki (na przykład pies) oraz roślinożercy (na przykład krowa), żeby nie mieć wątpliwości. Jednak wielu ludzi wyrzeka się jedzenia mięsa, biorąc pod uwagę różne czynniki, głównie moralną niezgodę na zabijanie zwierząt w celu pozyskania pożywienia. Korzystający z diety wegetariańskiej (lub wegańskiej) potrafili zbudować na bazie produktów roślinnych pełnowartościowe jadłospisy.
Ostatnio jednak pojawił się nowy produkt, który potencjalnie mógłby być zjadany zarówno przez zwolenników, jak i przez przeciwników mięsa. Jest to sztuczne mięso, produkowane fabrycznie (a więc nie obciążone śmiercią żadnych zwierząt). Wydawać by się mogło, że nauka i technika doprowadziły do rozwiązania idealnego. Niestety, tak nie jest.
Po pierwsze, sztuczne mięso zawiera wyłącznie komórki mięśniowe (wyhodowane z komórek macierzystych lub mięśniowych) i hodowane osobno komórki tłuszczowe. Tymczasem prawdziwe mięso zawiera jeszcze komórki tkanki łącznej (bezwartościowe odżywczo, ale nadające mięsu odpowiednią konsystencję i jędrność), naczynia krwionośne i fragmenty tkanki nerwowej. Powoduje to, że sztuczne mięso różni się jednak smakiem od naturalnego. Trzeba je farbować, bo czerwona lub różowa barwa naturalnego mięsa pochodzi od krwi, a to sztuczne jest bezbarwne.
Produkcja mięsa sztucznego związana jest z niebotycznymi kosztami. Zaprezentowane w 2013 roku pierwsze hamburgery ze sztucznego mięsa wprawdzie dobrze smakowały i były dietetycznie pełnowartościowe, ale kosztowały - bagatela! - kilka tysięcy USD każdy!
Gdyby to był jedyny problem, to można by było sądzić, że postęp techniki doprowadzi do wynalezienia tańszych technologii i sztuczne mięso będzie miało cenę porównywalną ze zwykłym. Na przeszkodzie stają jednak poważne problemy zdrowotne i ekologiczne. Hodowle komórkowe, za pomocą których uzyskuje się sztuczne mięso, są atakowane przez bakterie, więc trzeba je chronić za pomocą antybiotyków. Wprawdzie przy hodowli drobiu i zwierząt przeznaczonych na mięso także stosuje się antybiotyki, ale tu stosuje się rygorystycznie przestrzegane okresy karencji - zwierzętom przeznaczonym do uboju nie podaje się antybiotyków przez tak długi okres, że ich organizmy w naturalny sposób ulegają oczyszczeniu. Niestety, hodowle komórek są bardziej narażone i karencja w stosowaniu antybiotyków kończy się często katastrofą.
Druga sprawa, to zużycie wody. Już hodowla zwierząt na mięso powoduje duże zużycie wody. Na ogół nie myślimy o tym, ale na wyprodukowanie 1 kg wołowiny potrzeba 15 tys. litrów wody. Niestety, produkcja sztucznego mięsa wymaga od 50 do 100 razy więcej wody! A wody zaczyna brakować...
Trzeci problem, to wytwarzanie dwutlenku węgla - CO2. Martwimy się tym, że ten szkodliwy gaz, wywołujący znany „efekt cieplarniany”, pojawia się w atmosferze za sprawą elektrowni cieplnych oraz masowej motoryzacji. Mało kto jednak wie, że tradycyjna produkcja mięsa (poprzez hodowlę zwierząt) jest także źródłem ogromnej ilości dwutlenku węgla oraz metanu, jeszcze groźniejszego gazu cieplarnianego. Szacuje się, że wyprodukowanie 1 kg wołowiny wytwarza podobną ilość CO2, jak jazda samochodem na dystansie 27 km. Ale przy produkcji sztucznego mięsa emisja CO2 w przeliczeniu na 1 kg produktu jest kilkakrotnie większa!
Tak więc na pytanie, czy umiemy wyprodukować sztuczne mięso, odpowiedź jest pozytywna. Natomiast nad odpowiedzią na pytanie, czy powinniśmy to robić - trzeba się zastanowić!