Czy bobry mogą uchronić nas przed nadchodzącą suszą? O budowniczych tam w Bieszczadach opowiada "tańczący z bobrami", czyli Antoni Derwich
Zwierz to wyjątkowy... Nie uznaje przypadkowości, tamy buduje do oczekiwanego poziomu spiętrzenia wody, tunele - tam, gdzie to potrzebne, a nie gdziekolwiek mu się chce. Godzinami można siedzieć przy takim stanowisku i medytować, jak on to wymyślił - opowiada o bobrach Antoni Derwich, były nadleśniczy w Bieszczadzkim Parku Narodowym, przewodnik beskidzki i ratownik GOPR. Pomagał bobrom zadomowić się w Bieszczadach, znajomi nazywają go „tańczącym z bobrami“.
O wyjątkowym stworzeniu mówi wyjątkowy człowiek: Antoni Derwich, były nadleśniczy w Bieszczadzkim Parku Narodowym, przewodnik beskidzki, ratownik GOPR.
Jest inżynierem - budowniczym czy destruktorem? Darem natury czy przekleństwem rolników?
Problem polega na tym, że dzięki ścisłej ochronie i braku wrogów naturalnych ich liczba się tak się zwiększyła, że gdzieniegdzie stały się kłopotem dla człowieka. Dla niewielkich gospodarstw rolnych są jednak dobrodziejstwem. Szczególnie w ostatnich suchych latach, kiedy każdy metr sześcienny wody jest bezcenny. Bóbr buduje żeremia, zatrzymuje wodę na ciekach, stawia mikrozbiorniki retencyjne. Ale w swoim zapale konstrukcyjnym czyni także szkody. Uczestniczyłem w szacowaniu takich szkód, widziałem, jak drąży w wałach powodziowych kanały i nory, osłabia ich konstrukcję, a efekty nietrudno przewidzieć w razie wysokich stanów wody w rzece. Podobnie jak skutki jego drążenia w nasypach kolejowych. Często zdarza mu się zatykać przepusty na przydrożnych rowach. Po prostu dobudowuje do przepustu własną instalację i potem woda występuje na drogę. W Bieszczadach jednak bardzo nie szkodzi. Rolnictwo tutaj raczej szczątkowe, za to pomaga przywrócić Bieszczady naturze. Po wojnie wiele terenów po opuszczonych wioskach zagospodarowały pola uprawne Igloopolu, człowiek wpadł w amok bezsensownych, kosztownych melioracji, wycinano lasy. Skutkiem tego była degradacja biologiczna, a ziemia zaczęła zamieniać się w step.
Czy bobry są w stanie odwrócić skutki takiej destrukcji?
I to bardzo szybko, tylko na pewno nie na skalę setek hektarów. Bo to zwierzę działa lokalnie, punktowo i musi mieć warunki, w końcu osiedla się wzdłuż cieków wodnych. Można się skarżyć, że bóbr postawił tamę na potoku, przez co sprawił, że zalane zostało dwadzieścia arów. Ale to tylko takie większe oczko wodne! Sprawa wygląda inaczej, kiedy wzdłuż potoku urządzi kilka takich oczek, choć to wciąż nie kataklizm. Są też takie miejsca, jak w okolicy wysiedlonych przed dekadami Sokolików, gdzie takich oczek jest koło sześćdziesięciu. W sumie: bobry nawodniły tu zupełnie spory obszar. Podczas okresów długotrwałych suszy tu też poziom wody opada, ale jednak znaczna część się zachowuje, przez co bobry mogą przetrwać.
Jednak nie są w stanie uchronić kraju przed apokalipsą stepowienia pod wpływem suszy.
Bobry nie działają na skalę krajową, ale trzeba dostrzec długofalowe i bardzo pozytywne skutki ich poczynań. Według takiej sekwencji: na niewielkim strumyku buduje tamę, ścinając wierzby, które bardzo szybko odrastają. Tama pozwala gromadzić wodę na długo, więc pojawiają się ryby i denna fauna, chętniej niż dotychczas osiedlają się ssaki, okoliczna flora bujnie odżywa, co gromadzi owady, a za owadami pojawia się więcej ptaków, bo też coś muszą jeść. W okolicy przywracany jest łańcuch troficzny, który człowiek wcześniej zrujnował. A twórcami takiej reaktywacji są bobry. Czasem skutki takiej reaktywacji są dla człowieka niepożądane, bo w nawodnionych terenach pojawiają się wydry, przekleństwo właścicieli stawów hodowlanych. A poza tym, kiedy bobry nie mają naturalnego żeru, najczęściej w latach suchych zapuszczają się czasem na pola uprawne, żeby podgryzać rolnikom warzywa.
- CZYTAJ TEŻ: To najgorsza susza, jaką mamy od lat - przyznaje hydrolog z IMiGW Grzegorz Walijewski [WIDEO]
Niewiele brakowało, byśmy bobra mogli oglądać tylko na obrazku. Jak wymarłego tura.
Bóbr ceni spokój, im bardziej ekspansywny w przestrzeni był człowiek, tym mniej miejsca zostawało dla bobra. Z drugiej strony od wieków był chroniony. Polować na bobry wolno było tylko królowi, który miał prawo udzielania zezwolenia magnatom i książętom. „Nieuprawnionemu” za kłusownictwo groziło ciężkie pobicie albo wręcz ucięcie ręki. Inna sprawa, że w Polsce bobry nigdy nie były uznawane za zwierzęta łowne. Starano się oszczędzać uznawane za cenne bobry czarne, w minionych wiekach nawet je hodowano, ale na rudzielce polowano bez zahamowań. Dziś trudno nam sobie to wyobrazić, ale bobrze mięso było jadalne, choć większej mody na „bobrzynę” nie było. Ceniono za to skóry. Efekt był taki, że w XVIII i XIX wieku bobrów zostały u nas śladowe ilości. Trochę nad Niemnem, trochę nad Prypecią, ale w Wiśle ostatniego bobra widziano bodaj w 1860 roku. Dlatego już przed wojną był ściśle chroniony, ale potem mieliśmy inne problemy, bo kraj był w ruinie.
W dalszej części przeczytasz:
- Jak to się stało, że znów pojawił się, choćby w Bieszczadach?
- Zwierz to wyjątkowy, bez studiów buduje skomplikowane instalacje, myśliwych zniechęca swoją ostrożnością, a mimo woli jest też postrachem plantatorów.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień