Prokurator mówi, że podstępem zwabił go do lasu pod pozorem fotografowania kretowisk. Zabójstwo skrupulatnie zorganizował i wykonał. Proces toczy się po raz drugi przed katowickim Sądem Okręgowym.
Żaden z oskarżonych nie przyznał się do zabójstwa. Nie ma narzędzia zbrodni, wątpliwy jest motyw. Proces, w dużej mierze poszlakowy, oparty o sprzeczne zeznania oskarżonych. - Nie mam bladego pojęcia, jak zginął Leszek Frydrychowski - mówił przed sądem Jerzy G. - Byłbym ostatnią osobą, która mu źle życzyła. Znałem go od maleńkości.
Co wiemy na pewno, a gdzie pozostały wątpliwości?
Lichwiarska pożyczka - 2004 rok
Jerzy G. twierdzi, że pożyczył od Lecha Frydrychowskiego 25 tys. zł na remont domu i pieniądze w całości oddał za pokwitowaniem w sierpniu 2004 roku. - Nie byłem hazardzistą, nie gram w karty - zapewniał, ale takie właśnie informacje pojawiły się nieoficjalnie. Ludzie z jego otoczenia mówią, że jeździł do szulerni pod Tarnowskimi Górami, urywał się tam nawet z pracy, by się odegrać. Dlatego wciąż potrzebował pieniędzy. Tego wątku nie badała ani prokuratura, ani sąd.
Wątpliwość pierwsza: podejrzenia, że był hazardzistą nie są udokumentowane, a zobowiązania finansowe są motywem tego zabójstwa. Nie wiadomo, czy ta szulernia w ogóle istniała.
Najedź kursorem na linię czasu i przeglądaj
- Sfałszował umowę pożyczki, bo była in blanco. Zamiast 25 tys., wpisał 246.800 zł z odsetkami w wysokości 5 proc. w skali miesiąca. A tak byłem przekonany o jego uczciwości - żali się wciąż Jerzy G. Dług urósł do ponad 800 tys. zł i Frydrychowski zażądał spłaty długu. Sprawa skończyła się w sądzie, ale wyrok był pomyślny dla Frydrychowskiego. - Sąd wystawił "bestialski nakaz zapłaty" - dodaje były prezydent.
Wątpliwość druga: czy umowa pożyczki rzeczywiście była legalna, jak uznał sąd cywilny w Gliwicach i dług w ogóle istniał? A jeśli tak, to skąd Frydrychowski miał prawie ćwierć miliona złotych, by je pożyczyć byłemu prezydentowi Zabrza, skoro utrzymywał się z renty mamy mieszkającej za granicą? Czy mógł aż tyle zarobić na wakacyjnych saksach przy zbieraniu szparagów i truskawek, jak sam przekonywał?
Na początku 2008 roku komornik zajął auto Jerzego G., wynagrodzenie i przystąpił do egzekucji z nieruchomości - domku jednorodzinnego w Zabrzu.
Zwłoki w lesie - sierpień 2008 rok
Ciało Lecha Frydrychowskiego zostało odnaleziono w lesie w Wymysłowie w powiecie będzińskim, dzień po zabójstwie. Natrafił na nie grzybiarz, a właściwie doprowadził go do niego pies, bo było starannie przykryte liśćmi i gałązkami drzew. Ktoś musiał się natrudzić, żeby je ukryć. Ofiara była skrępowana taśmą klejącą, na szyi miała rany kłute, na głowie sińce, podcięte gardło tak głęboko i szeroko, że było przez nie widać pozostałe organy wewnętrzne.
- Ślady na miejscu zdarzenia wskazywały, że sprawców było wielu. Kim byli? - zastanawiał się Bogdan Lach, który sporządzał portret sprawcy w oparciu o analizę ostatnich dni życia ofiary, jego powiązań towarzyskich i biznesowych.
Wątpliwość trzecia: jaką rolę pełnili w grupie poszczególni sprawcy?
Analiza połączeń telefonicznych i logowania się komórek w stacjach BTS w rejonie Wymysłowa doprowadziła śledczych najpierw do właściciela warsztatu samochodowego z Bytomia, a potem także do byłego prezydenta Zabrza, Jerzego G. Przełomowe okazały się właśnie wyjaśnienia 34-letniego mechanika, który twierdzi, że zgłosił się do niego samorządowiec z Zabrza i prosił, by mu pomóc rozwiązać problem finansowy. - To znaczy o co chodzi? - dociekał mechanik, gdy spotkali się na parkingu Mc Donald's w Bytomiu. - Najlepiej by było, gdyby ta osoba po prostu zniknęła, straciła się lub by jej się coś stało - usłyszał w odpowiedzi. Jerzy G. zaprzecza. Owszem, spotkał się z mechanikiem trzy razy, ale rozmawiali wyłącznie o kupnie samochodu. Wątpliwość czwarta: za co Jerzy G. chciał kupić nowe auto, skoro nie miał na spłatę długu? Kto mówi prawdę?
Mechanik przyznał się do pomocnictwa w pojmaniu ofiary i wskazał innych, którym zaproponował w tym udział. 19 listopada 2009 roku także Jerzy G. został aresztowany pod zarzutem zabójstwa. Śledczy przyszli po niego do domu. Za wiele im nie powiedział, odmawiał składania wyjaśnień.
Proces - kwiecień 2011
- Analiza ostatnich dni życia Lecha Frydrychowskiego, jego powiązań towarzyskich, a także połączeń telefonicznych wykazała, że za zabójstwem stoi Jerzy G. Motywem był dług, którego spłata wraz z odsetkami groziła byłemu prezydentowi Zabrza całkowitym bankructwem - mówił prokurator uzasadniając akt oskarżenia.
Wyjaśnienia obciążające byłego prezydenta Zabrza składają zgodnie pozostali oskarżeni. Otrzymali od niego zlecenie, by wierzyciela pojmać i skrępować. Mariusz F., 35-letni ojciec czwórki dzieci, tak to opisał: - Ten koleś, co nie żyje, podobno straszył tego pana, co był jakimś prezydentem. Prosił, żeby tego pana, co nie żyje, skrępować i rzucić do stodoły. To był głupi pomysł.
Zaatakowali go w trójkę w lesie w Wymysłowie, dokąd Lecha Frydrychowskiego zwabił Jerzy G. - Gdy podeszli do nas, wskoczyliśmy na tego młodszego mężczyznę i go powiązaliśmy. To znaczy Rafał go potrącił, a ja podciąłem mu nogi. Potem ten prezydent powiedział, żeby dać mu telefon tego związanego i z tym związanym, leżącym na brzuchu, został w lesie. My odeszliśmy szybkim krokiem. Myślę, że zabił ten "prezydencik".
Wątpliwość piąta: czy sprawcy, którzy już wcześniej łamali prawo, mogą pomawiać byłego samorządowca?
Jerzy G. twierdzi bowiem, że oskarżonych zobaczył po raz pierwszy w sądzie. W dniu zabójstwa był na Opolszczyźnie, robił zdjęcia po huraganie. Aparatu fotograficznego nie ma, bo rodzina sprzedała na Allegro. Potem został wezwany do mieszkania córki, bo jej chłopak skaleczył się tnąc mięso dla kota. Pan prezydent musiał posprzątać mieszkanie, a nawet drzwi wejściowe do bloku z tej krwi. Wątpliwość szósta: alibi jest prawdopodobne, ale czy prawdziwe? Ani śledczy, sąd nie wykazali, że oskarżonego nie było w tych miejscach.
Jerzego G. obciąża telefon, który w dniu zabójstwa logował się w stacji BTS zlokalizowanej w pobliżu miejsca odnalezienia zwłok. Przeprowadził w tym czasie trzy rozmowy telefoniczne z mechanikiem samochodowym, który organizował porwanie ofiary. Przed południem łączył się z Lechem. Według świadka w tym czasie miał mu oddać znaczną część długu.
- Czy ja trzymałem telefon w ręku? Mógł mi go ktoś ukraść i pojechać z nim na miejsce zabójstwa, a potem podrzucić. Mógł skopiować kartę SIM. Ukraść go nie było trudno, bo zostawiał w samochodzie - tłumaczył oskarżony Jerzy G. - Może telefon błędnie się logował w stacji BTS?
Śledczy sprawdzali auto Jerzego G. Nie było uszkodzeń świadczących o włamaniu. - Trudno było zauważyć, skoro zamek był tak uszkodzony, że musiałem go wymienić - ripostował były prezydent.
Wątpliwość siódma: dlaczego telefon Jerzego G. logował się w pobliżu miejsca zabójstwa? Współoskarżeni wyjaśniają zgodnie, że żywego i skrępowanego Frydrychowskiego pozostawili w lesie z Jerzym G., ale on twierdzi, że go tam w ogóle nie było. Owszem, bywał z Frydrychowskim w lesie, bo zamierzał zrobić z niego doktora (w zamian za wstrzymanie egzekucji). Przyglądali się kretowiskom i je fotografowali. Wątpliwość ósma: co zdarzyło się w Wymysłowie? Kto bił pałką, a kto podciął gardło? Urazy głowy były tak silne, że mogły same z siebie, niezależnie od ran szyi, spowodować śmierć.
Wątpliwość dziewiąta: skoro oskarżeni nie chcieli zabić, dlaczego mieli na sobie rękawiczki, a nie zakryli twarzy? Przecież ofiara by ich rozpoznała, gdyby przeżyła.
- Jerzy G. zapewniał, że nie będzie takiej opcji, by Frydrychowski poszedł na policję, możemy być spokojni - wyjaśniał jeden ze współoskarżonych. - O śmierci ofiary dowiedziałem się w więzieniu, gdy odsiadywał karę za niezapłaconą grzywnę. Mówił mi o tym ten mechanik w czasie widzenia. Był wystraszony, jak ja. Pytałem, czy Jerzy G. go zabił, a on odpowiedział, że "z tego tak wynika".
Drugi proces - sierpień 2014 rok
Sąd uznał, że było to zabójstwo zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach i w czerwcu 2013 roku skazał czterech sprawców na 25 lat więzienia. Sąd Apelacyjny uchylił ten wyrok i wrócił sprawę do ponownego rozpoznania z powodu błędów proceduralnych. - To był proces poszlakowy, a w takiej sytuacji należało wykluczyć wszystkie inne możliwe i prawdopodobne wersje zdarzenia, które wynikają ze zgromadzonego materiału dowodowego - wyjaśniał sędzia Wiesław Kosowski.
Wątpliwość dziesiąta: jaki to był rodzaj przestępstwa: zabójstwo czy pobicie ze skutkiem śmiertelnym? a
Kim był Jerzy G.? W latach 80. pełnił funkcję sekretarza Komitetu Miejskiego PZPR w Zabrzu, aż do rozwiązania tej partii w 1990 roku. Prezydentem Zabrza był w latach 2002-2006 z ramienia SLD. Pieniądze pożyczał dość często, ale w zeznaniach podatkowych o tym nie wspominał.
Doktor informatyki i automatyki, pracownik akademicki Politechniki Śląskiej oraz Szkoły Wyższej im. Bogdana Jańskiego w Opolu. Mąż, ojciec. Z matką zamordowanego Lecha Frydrychowskiego prowadził w Zabrzu księgarnię.