Czy cenzura jest stosowana od stuleci? Felieton prof. Ryszarda Tadeusiewicza
Jednym z elementów PRL, które szczęśliwie udało się przezwyciężyć, była cenzura. Dla osób, które same nie zaznały niedoli związanych z tym biurokratycznym potworkiem, wyjaśniam, na czym ona polegała: Każdy tekst, który miał być opublikowany w książce lub gazecie, był sprawdzany przez specjalnych urzędników, uprawnionych do tego, żeby „nieprawomyślne” fragmenty wykreślać, a w skrajnych przypadkach zakazać publikacji. W stanie wojennym (1981 - 1983) kontrolowano też prywatną korespondencję i rozmowy telefoniczne.
Bardzo to wszystkim dolegało, więc na fali zmian demokratyzujących polską scenę polityczną w 1989 roku - cenzura została zniesiona. Nie wyobrażam sobie, by mogła być przywrócona w jakimkolwiek europejskim kraju, zwłaszcza że w Internecie byłoby to bardzo trudne.
Będąc spokojni o przyszłość - możemy z ciekawością sięgnąć w przeszłość i przypomnieć o interwencjach cenzury w historii.
Pierwszym szeroko znanym przypadkiem zastosowania cenzury było spalenie pism Ariusza po soborze nicejskim w 325 roku. Potem palono jeszcze księgi Nestoriusza i pisma manichejskie, ale około 500 roku te praktyki ustały.
Ponownie problem został podniesiony, gdy w XV wieku za sprawą Gutenberga do rozpowszechniania słowa pisanego zaczęto używać druku. Dopóki książki były przepisywane ręcznie, głównie przez mnichów - cenzura nie była potrzebna, bo na straży ich prawomyślności stały surowe reguły zakonne. Zresztą odsunięcie od użytkowania pojedynczej jakoś przeinaczonej księgi nie było wielkim problemem. Ale druk pozwalał w krótkim czasie wydać bardzo wiele egzemplarzy książki i szeroko ją rozpowszechnić, więc wprowadzono różne formy kontroli, czy zawartość tych drukowanych materiałów nie niesie ładunku niepożądanych treści.
Wprowadzały te formy kontroli władze kościelne, nadając określonym dziełom oznaczenia „nihil obstat” albo „imprimatur” dla książek, które miały być wykorzystywane w kontekście religijnym, a także wprowadzano indeksy ksiąg zakazanych, których sprzedawanie czy posiadanie mogło być podstawą wymierzenia kary.
Ale to były sprawy kościelne. Natomiast chcę opowiedzieć o pierwszym (zapewne) w Polsce przypadku zadziałania cenzury politycznej. 1.12.1519 wydrukowana została książka zatytułowana „Chronica Polonorum”, czyli Dzieje Polski. Autorem był Maciej Miechowita, rektor UJ. Książka ta bardzo wzburzyła króla Zygmunta, bo autor zawarł w niej posądzenie, że synowie Jagiełły (Władysław Warneńczyk i Kazimierz Jagiellończyk) w istocie nie byli dziećmi bardzo starego króla (Jagiełło ożenił się z ich matką, Sonką, córką księcia Holszańskiego, mając 74 lata) tylko różnych (wymienionych z nazwiska!), rzekomych kochanków królowej. Tego typu pomówień wobec jego babki król Zygmunt tolerować nie mógł, zwłaszcza że w tamtych czasach, gdy pochodzenie z królewskiego rodu było główną podstawą władzy - takie stwierdzenia miały siłę politycznego dynamitu. Wcześniej aluzje do tej sprawy robił w swojej kronice Długosz, ale jego księga nie ukazała się drukiem. Teraz jednak dzieło było drukowane, więc szeroko dostępne.
Książkę skonfiskowano i na polecenie króla Zygmunta zmieniono jej treść. Usunięto wszystkie niepochlebne opinie i dodano sporo treści pozytywnych dla monarchy i dla dynastii. Dodatków było więcej, niż usuniętego tekstu, w wyniku czego drugie wydanie, które ukazało się w 1521 roku, liczyło 379 stron - o 7 więcej, niż pierwotny tekst!
Tak to kiedyś bywało.
Dzisiejsze media są wolne od formalnej cenzury, ale polaryzacja sceny politycznej w Polsce powoduje, że w jednych mediach obowiązkowo trzeba chwalić X i ganić Y, zaś w innych odwrotnie. Nie ma cenzorów, ale jest autocenzura autorów. I to też jest smutne!