Czy Jacek Saryusz-Wolski stał się kontrkandydatem Donalda Tuska?
Jacek Saryusz-Wolski to jeden z najlepszych polskich znawców realiów Unii Europejskiej. Jednak od dłuższego czasu w Platformie Obywatelskiej był coraz bardziej osamotniony.
Dziennikarze znają taki termin: no comment - tylko tyle udało się wydobyć dziennikarzom w czwartek od Jacka Saryusz-Wolskiego. Europoseł Platformy Obywatelskiej od poniedziałku jest najgorętszym nazwiskiem w polskiej polityce. Przez lata przyzwyczaił wszystkich do tego, że chętnie zgadza się na komentarze dla mediów - ale w tym tygodniu był całkowicie nieuchwytny. Publicznie pojawił się w czwartek, by wziąć udział w głosowaniach w europarlamencie. Dziennikarzom obecnym w Brukseli udało się go złapać, gdy wsiadł do windy - ale oprócz tych sześciu, zacytowanych przed chwilą słów, nic więcej od niego nie usłyszeli.
Czego dotyczyły pytania? Rewelacji dziennikarza „Financial Times”, który na Twitterze napisał, że Beata Szydło wysuwa jego kandydaturę na przewodniczącego Rady Europejskiej - w miejsce Donalda Tuska. Saryusz-Wolski odniósł się do nich dopiero w czwartek wieczorem. Spekulacje o jego kandydaturze porównał do info-wojny, wygenerowanej na podstawie „korespondencji z Moskwy opartej na dwóch anonimowych źródłach dyplomatycznych”.
Dwóch Polaków jest zastępcami przewodniczego Europejskiej Partii Ludowej (EPP): Donald Tusk i Jacek Saryusz-Wolski
O tym, że PiS mało życzliwym okiem zerka na to, w jaki sposób były premier sprawuje swą funkcję w Brukseli, słychać od kilku miesięcy. I niemal w tym samym czasie zaczęły się dyskusje o jego ewentualnym następcy. O Saryusz-Wolskim już w listopadzie ubiegłego roku wspominał Jarosław Gowin, wśród potencjalnych kandydatów wymieniał go (w wywiadzie dla „Polski”) Jan Parys szef gabinetu politycznego ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego.
Co innego spekulacje, a co innego twarda polityka - dlatego też doniesienia „FT” o tym, że polska premier rzeczywiście przekonuje do eurodeputowanego wywołały takie poruszenie. Jeszcze ciekawsze w tym jest to, że przedstawiciele rządu, ani PiS nie zaprzeczyli im (choć też ich nie potwierdzili). - Niczego nie dementuję, ale też niczego nie potwierdzam. Informacja ukazała się w „Financial Times”, dzienniku wypisującym brednie na temat Polski. Trzeba to brać pod uwagę - powiedział w wywiadzie dla „Polski” Ryszard Legutko, szef klubu PiS w Parlamencie Europejskim. W podobny sposób („Nie komentuję plotek”) wypowiadał się Jarosław Kaczyński.
Sprawa kandydatury Jacka Saryusz-Wolskiego ma sporo smaczków. On sam właściwie od początku polskiej obecności w Unii Europejskiej (czyli od 2004 r.) jest jednym z najlepszych znawców tematyki europejskiej w Polsce. Już w 1991 r. z ramienia rządu zaczął rozmowy z Brukselą o wejściu Polski do europejskich struktur. Był pierwszym w historii ministrem ds. europejskich, twórcą nieistniejącego już Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej (UKIE), angażował się w uruchomienie w Warszawie Centrum Europejskiego Natolin.
W europarlamencie jest już trzecią kadencję, został wybrany do niego już w 2004 r. I od początku jest w nim filarem Platformy - choć wydawało się, że po roku go opuści. Był jedynym kandydatem na ministra spraw zagranicznych w rządzie PO w 2005 r. Ale Platforma wtedy wybory ostatecznie przegrała (choć była sondażowym faworytem), rządu nie stworzyła i Saryusz-Wolski został w PE, piastując tam różne ważne stanowiska, był m.in. szefem komisji spraw zagranicznych, szefem delegacji PO-PSL, wiceprzewodniczącym parlamentu. Równocześnie pełnił stanowisko wiceprzewodniczącego całej Platformy.
Przez trzy kadencję w PE Saryusz-Wolski wypracował sobie pozycję człowieka-instytucji, który zna każdą liczącą się osobę w Europie, a każda z nich zna jego. Zdobywał przewagi inteligencją, wiedzą, przykuwał uwagę charyzmą. Świetnie poruszał się w gąszczu europejskich instytucji i regulacji. Jednocześnie był coraz bardziej odsuwany w cień w samej Platformie. Tracił kolejne funkcje, wyżej w rankingu partyjnym zaczęli się znajdować jego polityczni wychowankowie (Rafał Trzaskowski). Faktem jest, że europoseł charakteru nie ma łatwego, przez co większość kolegów partyjnych wolało go omijać niż budować z nim polityczne alianse. Dużo się słyszało o tym, jak ciężko się z nim współpracuje, jak trudny ma charakter, że jest „niesterowalny”, jakby nie wiedział, że kompromis jest fundamentem współpracy w ramach partii. Niedoszły szef MSZ w rządzie PO stawał się coraz bardziej osamotniony.
Czy rzeczywiście Saryusz-Wolski jest już po słowie z władzami PiS? Na ile prawdziwa jest pogłoska, że wkrótce wystąpi z Platformy i przyłączy się do Polski Razem Jarosława Gowina? Wprawdzie komentarze władz PO do doniesień „FT” są mocno dyplomatyczne (Grzegorz Schetyna mówił o tym, że nie może się do niego dodzwonić), ale mimo wszystko trudno się spodziewać, by długo były w stanie tolerować obecny stan rzeczy. Tym bardziej, że Saryusz-Wolski ani myśli odcinać się od spekulacji na swój temat. Choć pierwsze doniesienia o tym, że Beata Szydło będzie wysuwać jego kandydaturę, pojawiły się w listopadzie ubiegłego roku, właściwie ani razu się od nich nie odciął. I konsekwentnie tej linii się trzyma.
Oddzielna sprawa, że Platformie trudno się Saryusz-Wolskiego po prostu pozbyć. Miał on dobre relacje z Grzegorzem Schetyną, gdy ten był szefem MSZ, pomagał mu, gdy został szefem PO, m.in. doprowadził do spotkania Schetyny z Angelą Merkel w ubiegłym roku. Poza tym Saryusz-Wolski cały czas sprawuje jedną, ale bardzo prestiżową funkcję. Jest wiceprzewodniczącym Europejskiej Partii Ludowej (EPP), w której skład wchodzą PO i PSL. Na kolejną kadencję na tym stanowisku został wybrany w 2015 r. Ciekawostką jest fakt, że wiceprzewodniczącym EPP jest także Donald Tusk.
Jacek Saryusz-Wolski szans na zostanie przewodniczącym Rady Europejskiej nie ma - najważniejsze stanowiska w UE tradycyjnie są zarezerwowane dla byłych premierów lub prezydentów. Zresztą trudno się spodziewać, by Beata Szydło tego nie wiedziała i na poważnie angażowała się w walkę o niego - jej uwagi o tej kandydaturze to po prostu próba pozytywnej reakcji na brak zamiaru popierania Tuska niż zaciekła walka o przeforsowanie kandydatury europosła Platformy.
Natomiast w tle rozgrywki o stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej trwa batalia dużo bardziej skomplikowana i ważna - rozgrywka o to, jaki ma mieć kształt UE w przyszłości. Komisja Europejska właśnie przedstawiła pięć scenariuszy, zgodnie z którymi Unia ma się zmieniać. Powszechnie uważa się, że najpoważniej brany pod uwagę jest ten, zakładający wprowadzenie Europy wielu prędkości. Decyzje mają zapaść do końca marca, w grudniu mają zostać oficjalnie zatwierdzone. W dyskusjach o tym, jaki kształt ma mieć Europa przyszłości, powinna być najważniejszym elementem w rozmowach o tym, kto będzie kolejnym szefem Rady Europejskiej. Najpoważniejszy (ciągle) kandydat na to stanowisko, czyli Donald Tusk, na ten temat ciągle milczy.