Czy łatwo być kobietą za kratami? Najbardziej brakuje im perfum i wanny
Mają swoje sposoby, aby zadbać o urodę, nawet w tak trudnych warunkach. Czy łatwo być kobietą za kratami?
Ładne oczy. Najlepiej podkreślone kredką i z wytuszowanymi rzęsami. To według osadzonych w Areszcie Śledczym w Białymstoku pań, główny atrybut kobiecości. Małgorzata, Barbara i Urszula - moje bohaterki - spoglądają na mnie właśnie takimi oczami. - Nawet jak tylko siedziałam w celi, potrafiłam zrobić sobie pełen makijaż - mówi 37-letnia Barbara, w zamknięciu od ponad 2,5 roku. - Lepiej się czułam. Teraz pracuję. Ale uważam, że nie wypada się afiszować. Na co dzień jest więc delikatny makijaż. Tak dla podwyższenia samooceny.
Trzeba jakoś wyglądać
- Nawet w tym miejscu trzeba dbać o siebie, poczuć się kobietą. Ktoś nas przecież odwiedza: dyrektor, oddziałowa. Trzeba jakoś wyglądać - opowiada 25-letnia Małgorzata, od 7 miesięcy za kratami. Przyznaje, że make up robi od święta, na specjalne okazje, jak widzenia i spotkania z narzeczonym.
Zdanie: maluję się dla siebie, a nie dla mężczyzn, tu nie brzmi jak kokieteria.
- Innych osadzonych to z kilometra przez okno widzimy -żartuje Barbara. Romansów zresztą nie szuka. Ma męża. Jak poprzednie życie, w depozycie musiała zostawić osobiste rzeczy. Zostało kilka par ubrań.
Prócz podstawowych środków czystości i higienicznych jakie zapewnia służba więzienna, w kantynie można jednak dostać prawie wszystko: od toniku, maszynki do golenia, szamponów, żeli pod prysznic, pudrów, pomadek, aż po cienie do powiek, tusze, farby i jedwab do włosów. Asortyment jak w malej drogerii. Czegoś nie ma? Można zamówić, także w aptece. Są oczywiście pewne ograniczenia. Nie ma tu miejsca na kosmetyki z amoniakiem czy na bazie alkoholu. Niedopuszczalne są więc lakiery do paznokci i zmywacze. A dezodoranty są w sztyfcie. Powód ten sam: żeby skazane się nie narkotyzowały.
Ze względów bezpieczeństwa, w celach nie ma szkła. Osadzone przeglądają się więc w celi w plastikowych lustrach, które jak przyznają moje rozmówczynie, są jak krzywe zwierciadła. Zniekształcają trochę obraz. Ale i rzeczywistość, która je otacza jest inna, daleka od prawdziwego życia.
- Mnie najbardziej brakuje wanny i perfum - uśmiecha się rozmarzona 36-letnia Urszula. Jej koleżanka dodaje, że przydałaby się też suszarka, prostownica, pęseta.
Ale i tak, jak pozostałe dwie kobiety, ma dobrze wydepilowane brwi.
-Używamy obcinaczy do paznokci i maszynek do golenia -zdradza Ula. W więzieniu jest od 2013 r. Był więc czas na wypracowanie patentów.
Kobietom w więzieniu przysługuje prysznic dwa razy w tygodniu. Mogą wnioskować o dodatkową łaźnię. Prócz tego w kącikach sanitarnych mają miski. Mogą się więc myć jak często chcą. W miskach robią też pranie.
Tęsknota jest najtrudniejsza
Barbara jest już na półmetku odbywania kary. Wkrótce może się ubiegać o przedterminowe warunkowe zwolnienie. Już chodzi na przepustki . - Na pierwszej przepustce od razu poszłam do fryzjera, podciąć włosy - przyznaje. Na całkowitą zmianę wizerunku musiałaby mieć zgodę dyrekcji służby więziennej.
Kiedyś wszystkie wyjdą na wolność. Małgosia za rok, Urszula niedługo ma rozprawę. Żeby nie popaść w depresję, starają się nie myśleć o tym, co jest na zewnątrz. I wcale nie brak luksusów doskwiera najbardziej. Bo nie tylko są kobietami, ale matkami, żonami.
- Zżera mnie tęsknota za dziećmi. To chyba największa kara. Są telefony dwa razy w tygodniu. Listy i widzenia. A to nie wystarcza - wyznaje Urszula. - Człowiek nie może się tu jednak przyzwyczajać do smutku, do żalu i do tęsknoty. Musi skupić się namyśli, że ten okres kiedyś minie. Znaleźć sobie zajęcie, żeby rozproszyć złe myśli.
Pomaga rutyna.
- Budzę się po 6, toaleta, makijaż, piję kawę, apel. O 7.15 wychodzę do pracy. Przychodzę po godzinie, czytam, zaraz obiad. Po obiedzie drzemka. O 17 wychodzę drugi raz do pracy, wracam, zjem i już zaraz koniec dnia. Dnia świstaka, z którego każdy jest podobny do poprzedniego -opowiada Urszula.
Małgorzata do pracy na terenie jednostki wychodzi trzy razy dziennie. Wydaje obiady innym osadzonym. A trzeba przecież kiedyś i pranie zrobić, celę sprzątnąć.
- Wręcz brakuje mi wolnego czasu - przyznaje 25-latka. Ale kiedy ten jest, rozwiązuje krzyżówki, ogląda telewizję, piszę listy, ćwiczy. - Bieganie w miejscu, brzuszki, pajacyki. Odkąd tu trafiłam 7 miesięcy temu, schudłam 10 kilogramów.
Aktywność fizyczna to sposób nie tylko na zabicie nudy, ale dbania o formę. I na więziennym wikcie zdarza się niektórym przytyć. -Zamykają się w sobie, zajadają smutki -stwierdza Urszula. Dla niej sport zawsze był ważny. Wcześniej chodziła na siłownię, uprawiała fitness. Nie zrezygnowała z tego.
Na oddziale kobiety mają do dyspozycji rowerki stacjonarne i orbitek. Mogą też skorzystać z różnych zajęć, jak plastyczne, teatralne. Mają kursy florystyczne, komputerowe. Jest kółko kulinarne, na którym pitraszą ulubione potrawy: schabowy, spaghetti, frytki, ryż z kurczakiem, naleśniki z serem i kremem czekoladowym. W celi, z kupionych produktów, też czasem przyrządzają smakołyki np. roladę waflową czy sernik na zimno.
- To chyba najlepszy sernik jaki jadłam - przyznaje Urszula.
-W celi się zżywamy. To nasza tymczasowa rodzina - podsumowuje Barbara. - I tak, jak w domu, mamy lepsze i gorsze chwile.