Czy pionierom podoba się miasto? - Jest jak bombonierka!
- Jadąc do centrum, nie mogę uwierzyć, że miasto jest takie ładne - mówi 95-letni Kazimierz Stanicki, pionier naszego regionu. Dziś, nie tylko on, ma swoje święto...
- W porównaniu do tego, jak to miasto wyglądało w 1945 r., teraz cieszy ono oczy niczym bombonierka – mówi nam Stefan Wiśniewski (rocznik 1938). Dziś mieszka on w Baczynie, ale wtedy, 72 lat temu, zamieszkał z rodzicami przy ul. Mieszka I 18, w kamienicy naprzeciwko kościoła.
- Teraz jest w niej zakład pogrzebowy, ale przed laty to był nasz dom. Zamieszkaliśmy w nim, bo ojciec utworzył tu pierwszy zakład fryzjerski – „Uroda”. Warunki nie były wspaniałe, ale chcieliśmy mieszkać blisko zakładu – opowiada nam pan Stefan.
To jeden z pierwszych gorzowian. Spotkaliśmy się z nim w sobotę podczas obchodów Dnia Pioniera. Kalendarzowo, przypada on dziś, ale to właśnie w weekend pionierzy spotkali się w urzędzie miasta we własnym gronie, by m.in. powspominać dawne czasy.
A historia pionierów sięga 27 marca 1945 r. Wtedy to do Gorzowa, który 57 dni wcześniej był jeszcze niemieckim Landsbergiem przyjechała ponad 40-osobowa grupa Polaków z Wągrowca, by w mieście u zbiegu Warty i Kłodawki tworzyć polską administrację. Ile dokładnie osób wówczas przyjechało? Wersje są dwie: 42 - jeśli liczyć tych, których nazwiska na karcie przybyłych wpisano maszyną do pisania. 43 - jeśli doliczyć nazwisko dopisane na niej odręcznie.
Pionierem Gorzowa jest ten, kto przybył do miasta do końca 1946 r., podjął w mieście pracę i został w nim na stałe. - Formalnie, jestem więc dzieckiem pioniera, ale mieszkam tu od początku. Jako drugie dziecko zostałem zapisany do pierwszej polskiej szkoły podstawowej w Gorzowie. Mieściła się ona przy ul. Strzeleckiej. Nad Kłodawką – mówi S. Wiśniewski. Z podziwem patrzy, jak ono się rozwija.
- Pamiętam, jak w ’45 woziliśmy wózkiem węgiel do spalonego hotelu koło katedry. Później wydarzeniem było dla nas uruchomienie tramwaju. Teraz miasto rozwija się już znacznie szybciej. Nawet nie myślałem kiedyś, że będzie wyglądało tak jak teraz. Bardzo podoba mi się osiedle Europejskie. A gdy przyjeżdża do mnie rodzina, to jedziemy na bulwar nad Wartę, bo nim to aż chce się człowiek pochwalić przed innymi. Miasto idzie w dobrym kierunku. Dobrze, że powstała filharmonia. Sam też do niej chodzę – mówi nam S. Wiśniewski. Jedyne, co by w Gorzowie zmienił, to nie pozwalał już na uruchamianie sklepów wielkopowierzchniowych. – Widać, jak ograniczył on mniejsze sklepiki – mówi 79-latek, dodając, że przygnębia go to, że w mieście upadł przemysł.
- A ja to wprost nie mogę uwierzyć, jak ten Gorzów wypiękniał. To niewiarygodne – mówi nam z kolei Kazimierz Stanicki (rocznik 1922, choć w dokumentach wpisano 1923). On z kolei mieszka w pobliżu stacji Gorzów Zieleniec. Gdy wraz z nim i z S. Wiśniewskim spacerujemy w symbolicznym miejscu, bo po ul. Pionierów, powtarza: - Wierzyć się nie chce, że to jest to samo miasto, co po wojnie. Tu wszystko jest piękne – mówi. Gdy tuż po wojnie zamieszkał w naszym regionie – w 1945 r. w Kostrzynie, a dwa lata później w Gorzowie – były same ruiny. – W Kostrzynie to nawet drzew nie było – mówi 95-latek.
Nie wszyscy najstarsi gorzowianie uważają jednak, że miasto jest piękne, a sprawy idą w dobrym kierunku. – Śródmieście jest bardzo brzydkie. Bloki w centrum przecież tylko szpecą miasto. I nawet ich się nie da wyburzyć, bo co się zrobi z ludźmi – słyszymy od pana Romana z ul. Borowskiego (rocznik 1932, dlatego, że nie ma dobrego zdanie o mieście, nie chce nazwiska w gazecie). Bolączek widzi jednak znacznie więcej.
- Za dużo nieruchomości stoi pustych. Mi to aż serce się kraje, że takie piękne budynki jak czerwony spichlerz za Wartą czy czerwona willa LOK-u nad Wartą stoją puste i niszczeją. Miasto oddało je osobom prywatnym, a one sobie z miastem pogrywają i nic w nich nie robią – mówi gorzowianin. Przed podobnym obrotem spraw pan Roman przestrzega w przypadku dawnej centrali rybnej przy ul. Strzeleckiej. – Niewiele tam na razie robią i niewiele pewnie z tego będzie – obawia się 84-latek.
Spotkania pionierów Gorzowa, ich dzieci oraz rodzin mają szansę stać się częstsze niż tylko raz w roku. – Chcemy zbierać Wasze wspomnienia i spotykać się z Wami częściej – mówił w sobotę do pionierów prezydent Jacek Wójcicki.