Czy ryby wezmą na nas odwet za „Szczęki II”?
Pandemia się cofa, ale zapewne niewiele osób zdecyduje się w tym roku na jakiś daleki wyjazd. Jednak ci, którzy pojadą do ciepłych krajów, obok wielu innych niebezpieczeństw mogą się spotkać z zagrożeniem ze strony ryb elektrycznych. Uczciwie mówiąc - zagrożeniem raczej hipotetycznym, bo szansa spotkania takiej ryby na urlopie jest mniejsza od szansy wygrania w Totolotka. Ale ponieważ temat jest ciekawy, postanowiłem Państwu o nim opowiedzieć.
Zacznę od wyjaśnienia tytułu. Ci z Państwa, którzy pamiętają jeszcze film „Szczęki II” z 1979 roku, z łatwością przypomną sobie kulminacyjną scenę, gdy dzielny szeryf Martin Brody zabija prądem ogromnego rekina ludojada. To była oczywiście fantazja scenarzysty, ale nie da się ukryć, że scena robiła wrażenie.
W filmie człowiek zabił prądem rybę, tymczasem w rzeczywistości ryba może zabić prądem człowieka. W przypadku ryb żyjących w Polsce nam to nie grozi, ale turysta, który zdecyduje się na dalsze wędrówki, może spotkać rybę wytwarzającą prąd elektryczny o wysokim napięciu. Sam ten prąd człowieka zabić nie może, ale porażony uderzeniem 300 V pływak może się zachłysnąć albo nawet stracić przytomność - i utonie. Na szczęście ryby elektryczne występują rzadko i daleko. Niemniej poznajmy kilka z nich.
Najbardziej znane są elektryczne drętwy - płaskie ryby prowadzące przydenny tryb życia jak nasze flądry, ale znacznie większe - do 180 cm długości. Drętwa wytwarza napięcie elektryczne za pomocą płytek elektrycznych, które są zmienionymi komórkami mięśniowymi. Są one ułożone po obu stronach ciała ryby, pomiędzy głową a płetwami piersiowymi. Po każdej stronie jest około tysiąca takich płytek, które mogą wytworzyć impuls elektryczny o napięciu 200 V.
Duże drętwy żyją w okolicach równika w Oceanach Atlantyckim, Indyjskim i Spokojnym, więc szansa spotkania takiej ryby z turystą z Polski jest niewielka. Niestety, mniejsza odmiana tej ryby, tak zwana drętwa pawik, występuje w Morzu Śródziemnym i na atlantyckich wybrzeżach Hiszpanii oraz Angoli. W podobnym obszarze spotkać można też drętwę brunatną (dużą) oraz drętwę pstrą (małą). Wszystkie są w stanie uderzać napięciem od 200 do 300 V.
W rzekach można spotkać węgorza elektrycznego. Miewa on do 2,5 m długości, a 80 proc. masy jego ciała stanowią generatory energii elektrycznej, w związku z czym może wytwarzać uderzenia elektryczne o napięciu nawet 750 V. Na szczęście żyje dość daleko, w rzekach Ameryki Południowej: Amazonki, Orinoko i Essequibo (największa rzeka Gujany).
Z kolei w rzekach tropikalnej Afryki grasuje sum elektryczny, mogący mieć ponad metr długości i masę do 25 kg. Jego narządy elektryczne powstały nie z przekształconych komórek mięśniowych (jak u wcześniej omawianych ryb), ale z tkanki łącznej. Uderza napięciem 350 V.
To właśnie przy łowieniu w Senegalu suma elektrycznego francuski botanik Michel Adanson otrzymał w 1751 roku uderzenie elektryczne. Ponieważ wcześniej w Europie był on porażony elektrycznością z tak zwanej butelki lejdejskiej - oznajmił światu, że istnieją ryby elektryczne. Zainteresował się tym badacz elektryczności zwierzęcej Luigi Galvani, który zapoczątkował badania śródziemnomorskiej drętwy.
W 1800 roku Aleksander von Humboldt podczas wyprawy naukowej do Wenezueli został porażony przez elektrycznego węgorza. Badaniom tej ryby poświęcił całe swoje życie Karl Sachs, który otrzymał na ten cel w 1875 roku stypendium niemieckiej akademii nauk. Odkryty przez niego generator energii elektrycznej w ciele węgorza powszechnie nazywany jest narządem Sachsa.
Dzięki tym badaczom my już dziś dużo wiemy o elektrycznych rybach - ale raczej unikajmy z nimi kontaktu!