W piątek, 10.11.2016 r. pierwsze posiedzenie zespołu ds. gdańskiego programu in vitro. Czy samorządy powinny dofinansowywać te zabiegi z własnych budżetów?
TAK: Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska
Dofinansowanie in vitro jest sprawą, w której samorządy muszą wyręczyć rząd
Rozpoczynamy pracę nad gdańskim programem leczenia niepłodności metodą in vitro. Chcemy do końca tego roku stworzyć kompleksowy program wsparcia dla gdańszczan zmagających się z problemem niepłodności, który jest w naszym mieście narastający. Na początku przyszłego roku program poddany zostanie pod głosowanie Rady Miasta.
Obecny rząd zaprzestał finansowania programu, mimo iż skorzystało z niego w całej Polsce ponad 20 tys. par. Nie możemy więc pozostawić gdańszczan, którzy walczą o dziecko samych z tym problemem i tak jak i kilka innych samorządów w Polsce chcielibyśmy go dofinansować.
W jakiej wysokości i dla ilu par? O tym zdecyduje zespół. W Polsce dofinansowanie sięga od ok. 2 do 5 tys. zł na parę. Nie pokrywa to oczywiście całego kosztu medycznej procedury, ale jest dla przyszłych rodziców wsparciem. Jako prezydent, który odpowiada za kasę miejską, jestem co do zasady przeciwnikiem, by rząd centralny zrzucał na samorząd terytorialny coraz to nowe zadania. Ale są takie wyzwania, które wymagają otwarcia i bez wątpienia kwestia niemożności posiadania własnych dzieci, czyli szukania ratunku w in vitro, jest sprawą, w której trzeba wyręczyć rząd.
Rząd odstąpił od dofinansowania in vitro z powodów ideologicznych, dla nas niezrozumiałych. Dofinansowanie metody in vitro, której całkowity koszt wynosi kilkanaście tysięcy złotych, odblokuje tych, którzy właśnie ze względu na cenę, nie mogą z niej skorzystać.
Często młode pary, które długo nie mogą zajść w ciążę, boją się podejść do in vitro właśnie z powodu bariery finansowej. Jeżeli dowiedzą się, że miasto dołoży im kilka tysięcy złotych, łatwiej będzie im podjąć decyzję.
NIE: Marcin Horała, pomorski poseł PiS
To niepotrzebne wikłanie samorządów w spory ideologiczne. Od tego jest Sejm
Jestem zdecydowanym przeciwnikiem finansowania przez samorządy programów in vitro.
Po pierwsze, jest to niepotrzebne wikłanie samorządów w spory ideologiczne. Od tego jest Sejm, krajowa debata publiczna, a nie poziom władz lokalnych.
Radni czy prezydenci miast inaczej umawiali się z wyborcami - mieli być dobrymi gospodarzami dbającymi o drogi, chodniki, parki czy przedszkola, a nie prowadzącymi spory ideologiczne.
Po drugie, finansowanie in vitro nie jest zadaniem własnym samorządu. Samorządy stale zasłaniają się brakiem pieniędzy na realizację swoich podstawowych zadań, na zaspokajanie podstawowych potrzeb mieszkańców - często słusznie. Tym bardziej nie powinny finansować kontrowersyjnych i kosztownych programów, które nie leżą w zakresie ich kompetencji.
Po trzecie wreszcie, specyfika procedury in vitro powoduje, że jest to spory wydatek, rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych, mający jednego beneficjenta.
Za te same środki można by np. sfinansować taki czy inny program profilaktyki zdrowotnej dla kilkudziesięciu osób. Generalnie lepiej wydawać środki publiczne na działania, z których skorzystać mogą szerokie rzesze obywateli, a nie nieliczni szczęśliwcy. Jeżeli władze pomorskich miast, chcących finansować in vitro, nie mają wiedzy, jakie są palące potrzeby ich mieszkańców, na które można by przeznaczyć wydatki - służę poradą. Na dyżurach poselskich mam co miesiąc kilkadziesiąt interwencji w tego rodzaju sprawach.