Czy to największa hańba dla uznanej dyscypliny?
Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI) przeprowadziła dywanowy nalot na motorki w rowerach: sprawdzono 90 rowerów. A to nie koniec.
Do niedawna to było jak opowieść o legendarnym meksykańskim potworze chupacabra albo o tybetańskim yeti. Wielu uważa, że istnieją, ale nikt ich nigdy nie widział. Podobnie jak silników w profesjonalnych rowerach, które mają sprawiać, że kolarze odjeżdżają swoim rywalom „jak na motorze”.
Jak to się zaczęło, wszyscy pamiętają. W 2010 r. Fabian Cancellara w świetnym stylu wygrał brukowane klasyki: m.in. Tour des Flandres, a przede wszystkim Paryż-Roubaix. Oprócz tego w tym samym roku został po raz czwarty mistrzem świata w jeździe indywidualnej na czas i wygrał liczne czasówki. To był jego sezon. Ale przecież to niemożliwe, by tak odjeżdżać rywalom - mówili wyznawcy teorii o motorku w rowerze.
Potem na chwilę sprawa dopingu technologicznego ucichła, może dlatego, że wszyscy skupili się na ostatecznym rozstrzygnięciu afery Lance’a Armstronga i EPO. Ale w 2014 r. pod lupę dociekliwych internautów trafił Ryder Hesjedal, który podczas Vuelta Espana pechowo upadł na asfalt, a koło jego roweru kręciło się nadal. Sprzęt teamu został dokładnie prześwietlony, ale niczego nie znaleziono.
Pomawiany o używanie silniczka był też Alberto Contador na ostatnim Giro d’Italia, a to w związku ze zmianą roweru na jednym z etapów. - To jakiś żart. Albo science fiction - mówił Hiszpan na pytania o motor. Mimo to po etapie 18. zjawiła się liczna ekipa z UCI (Międzynarodowa Unia Kolarska) i przy czynnym udziale dobrze znanego miłośnikom kolarstwa mechanika Tinkoff-Saxo Faustino Muñoza, rozebrała rower na części pierwsze. Film z tej akcji też można znaleźć w internecie - oczywiście niczego nie znaleziono.
W tym sezonie z kolei dostało się ubiegłorocznemu zwycięzcy Tour de Pologne, Ionowi Izagirre, który dwa tygodnie temu w Walencji upadł podczas jazdy indywidualnej na czas, a koło w jego rowerze kręciło się nadal jak szalone. Oczywiście również nie znaleziono żadnego silniczka.
Było więc jak z yeti. Tyle tylko, że teraz, za sprawą motorku w rowerze zapasowym 19-letniej Femke Van den Driessche na przełajowych mistrzostwach świata, zobaczyliśmy wszyscy - łącznie z UCI - wielki ślad stopy yeti na śniegu.
Pomawiany o używanie silniczka był też Alberto Contador na ostatnim Giro
UCI jeszcze gorliwiej ruszyła do walki z motodopingiem. W ubiegły piątek, 12 lutego, jej przedstawiciele stawili się na francuskim wyścigu La Méditerranéenne i przeczesali 90 rowerów (w wyścigu brało udział 123 zawodników). Niczego nie znaleziono. UCI zapowiada kolejne akcje na najbliższych wyścigach. Kierownik techniczny unii kolarskiej, Mark Barfield twierdzi, że dzięki nowoczesnej technologii i badaniom prowadzonym przez inżynierów możliwe jest nawet wykrywanie silników bez konieczności rozbierania rowerów - kontrolerzy mają specjalne wykrywacze pola elektromagnetycznego i mogą sprawdzić dużą ilość sprzętu w krótkim czasie.
- W ciągu ostatnich miesięcy wykonałem olbrzymią pracę. Rozmawiałem z wieloma inżynierami, przetestowałem dziesiątki rowerów - mówi Barfield i zapowiada, że żaden doping technologiczny nie umknie uwadze kontrolerów, nawet ostatni - na razie tylko dziennikarski - krzyk mody - koła elektromagnetyczne.
Technologia ta ma być oparta na japońskich pociągach Maglev (skrót Maglev pochodzi od angielskiego magnetic levitation, czyli lewitacji magnetycznej), a ukryte w karbonowych kołach elektromagnesy sprawiają, że wszystko pracuje bezgłośnie, akumulator jest zmniejszony do minimum, a silnik praktycznie nie do wykrycia. Cena takiego roweru ma sięgać 200 tys. euro, czyli kilkanaście razy więcej niż zwykły profesjonalny rower używany w World Tourze. Zaporowa cena sprawia, że ta technologia może być dostępna dla nielicznych. Tych, którzy najczęściej wygrywają i najwięcej zarabiają. Słowem - dla prawdziwych gwiazd kolarstwa.
István Varjas, węgierski specjalista od e-bików, czyli rowerów z silniczkami, w rozmowie z węgierskim „Bikemag” twierdzi jednak, że opowieści Barfielda o wykrywaniu kół elektromagnetycznych można włożyć między bajki, a UCI nie potrafi niczego znaleźć. Femke Van den Driessche według niego wpadła, bo jej silnik był starego typu i zwyczajnie hałasował.
Autor: Arleta Sokalska