Czy Uber pokona taxi? Sprawdziłam
Uber od ponad miesiąca jeździ po Katowicach. Jeśli spodziewaliście się czarnych limuzyn, będziecie srogo rozczarowani, ale cieszą za to ceny za kursy. Co nie zmienia faktu, że Uber ma i plusy i minusy. Sprawdziłam sama
Wsiadłam, pojechałam, wysiadłam zadowolona - to w dużym skrócie o mojej przygodzie z Ube-rem, który od nieco ponad miesiąca działa w Katowicach. Zastanawiacie się, czy warto? Spróbować nie zaszkodzi. Mnie się opłaciło, pierwsza jazda, trasa centrum - Park Śląski, nie kosztowała ani złotówki, taki gratis dla klientów, którzy z Ubera korzystają po raz pierwszy. Teoretycznie do wykorzystania miałam 25 zł, według wyceny Ubera mogłabym dojechać z redakcji przy ul. Pocztowej 16 do Media Centrum, czyli siedziby Dziennika Zachodniego w Sosnowcu i zaoszczędziłabym w zależności od korków jeszcze od 8 do 2 zł.
Czym jest Uber? To coś pomiędzy taksówką a „autostopem”. Firma, z amerykańskim rodowodem, jest platformą pośredniczącą między prywatnymi kierowcami i ludźmi, którzy kierowcy akurat potrzebują. Jedni i drudzy komunikują się za pomocą aplikacji na smartfony.
Jazda za pośrednictwem Ubera bardzo przypomina podróż zwykłą taksówką, tyle że w Uberze samochód zamawiamy poprzez aplikację, a za przejazd płacimy nie gotówką, a smartfonem. Platforma działa już z powodzeniem m.in. w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Łodzi i Katowicach.
Zatem po kolei: Uber ma plusy i minusy. Zamawiając przejazd nie mogę zamówić go na przykład za godzinę, albo za dwie. Zamawiam, a kierowca, jeśli jest wolny... jedzie. Aplikację na smartfona, bo tylko w ten sposób można korzystać z Ubera, ściągnęłam w cztery minuty. Korzystam intuicyjnie, włączam, widzę mapę z zaznaczonym miejscem, w którym się znajduję. W okolicy - też na mapie - widzę małe poruszające się samochodziki po centrum Katowic, to kierowcy Ubera w okolicy (we wtorek po południu widzę ich tu pięciu, w środę o 6.30 - dwóch), gdy zmniejszam skalę mapy, widzę, że są też w Giszowcu, Sosnowcu i Chorzowie. Strzałka wskazuje na miejsce, gdzie jestem, czyli Pocztową 16. We wtorek w okolicach godz. 15. kierowca Ubera mógł tu po mnie przyjechać w 4 minuty, tego samego dnia rano było to aż 14 minut.
Klikając w odpowiednią ikonę zamawiam odbiór z Pocztowej i wybieram punkt docelowy. Czasu na poprawienie makijażu, czy zmianę stylizacji brak, bo kierowca będzie, o czym zostaję natychmiast poinformowana, za cztery minuty. Przy okazji na swoim telefonie widzę - to wielki plus - zdjęcie kierowcy, markę samochodu, jakim podjedzie i numer rejestracyjny wozu, mogę też wyświetlić jego numer telefonu. Minutę później dostaje powiadomienie, że kierowca jest w drodze. Dwie kolejne minuty i następny komunikat: kierowca dojechał. Czym?
Jestem rozczarowana, bo Uber miał wozić Polaków wypasionymi furami, do wyboru miały być modele ekonomiczne, albo mniej lub bardziej ekskluzywne, a w każdym razie nie nazbyt stare. W rzeczywistości jednak zapowiedzi sprzed premiery firmy w pierwszym polskim mieście - Warszawie - niewiele mają wspólnego z rzeczywistością, bo wiek aut przesunięto i kierowcą Ubera można zostać (z orzeczeniem o niekaralności i pewnym doświadczeniem za kółkiem) z autem nie starszym niż 15 lat. Wcześniej dolną granicą było 10 lat. I tak wsiadam do renault thali. Cóż, to nie limuzyna, ale zadbana.
Kierowca z profilu podobny do Sylwestra Stallone’a, na oko przed 50-tką, miły, uprzejmy, chętny do rozmowy. W Uberze gburów podobno nie tolerują, a zachowanie kierowców kontrolują sami klienci. Po każdej jeździe, jeszcze zanim wyjdą z auta, mogą ocenić prowadzącego. Oceny mają znaczenie, bo ci, którzy otrzymują niewielką liczbę gwiazdek, albo są na nich skargi, są ze współpracy zwalniani. Mojemu przyznałam pięć, czyli ocenę maksymalną, bo zasłużył. Jak większość kierowców Ubera nie jest zawodowym kierowcom, ten akurat jest programistą, który po godzinach wozi ludzi, bo lubi.
- Odmłodniałem przy tej pracy, tylu młodych ludzi wożę, już znam wszystkie kluby w Katowicach - śmiał się w trakcie rozmowy. Najwięcej kursów Uber ma oczywiście na Mariackiej, oczywiście w weekendy najwięcej. Na początku po Katowicach i aglomeracji jeździło wielu kierowców z Krakowa, gdzie Uber wystartował wcześniej, teraz większość rejestracji zaczyna się już od SK. Kierowca pracę sobie chwali. - Jeżdżę kiedy chcę, wystarczy, że wyloguję się z aplikacji i jestem niedostępny - opowiada. Nie musi też brać kursów, jeśli nie chce. Zarabia tyle ile wyjeździ minus 25 proc., tyle zabiera Uber.
Liczba kierowców w Katowicach to tajemnica. W dniu startu przedstawiciele firmy mówili, że jest ich kilkunastu. Po ponad miesiącu, gdy zaglądam w aplikację widzę ich w okolicy centrum maksymalnie pięciu, ale właściwie za każdym razem któryś z nich jest dostępny i bez problemu - sprawdzam - mogą odebrać mnie z Sosnowca, Czeladzi, albo Chorzowa. Ceny? Za kurs do Parku Śląskiego nie płacę ani złotówki, bo mam kod rabatowy, jeśli polecę Ubera znajomym - i ci skorzystają z usługi - mam dostać kolejny. Gdybym płaciła, to do Parku dojechałabym za 12,61 zł. To dobra cena, ale podobne mają tanie korporacje jeźdżące po Katowicach. W Uberze cena za kilometr to 1,3 zł, ale trzeba jeszcze doliczyć 25 gr za minutę jazdy i 4 zł opłaty za „trzaśnięcie drzwiami”. Dla porównania Echo Taxi w Katowicach liczy sobie 1,8 zł za kilometr, ale nie ma tu opłaty minutowej, a opłata na start to 4,5 zł. Inna korporacja - Lider Taxi - jeden km wycenia na 1,6 zł, zaś opłatę początkową na 6 zł. Zatem, jeśli chcemy przemieścić się w granicach Katowic nie ma specjalnej różnicy w cenie w Uberze i w taksówkach. Pojawia się, gdy planujemy podróż poza miasto, albo nocą. Uber jeździ bez stref w jednej taryfie, zatem stawka za km nie rośnie, tak jak w taksówkach, poza granicami miasta, albo nocą.
Taksówkarze, co zrozumiałe kierowców Ubera nie lubią, bo ci nie muszą inwestować w kasy, taksometry, ani ubiegać się o licencję. W Warszawie dla przykładu zdarzały się ataki na ich samochody, które oblewano farbą. - W Katowicach nie ma żadnego problemu - słyszę od kierowcy Ubera. Ale też jak na razie Uber, choć jest w Katowicach, to wciąż na niedużą skalę.