- Policja nie przyjeżdża do drobnych kradzieży. Uczniowie sami muszą biegać na komisariat! - przedstawiciele szkół odpowiadali na pytania członków komisji oświaty i rynku pracy.
Połączone posiedzenie komisji edukacji i Unii Europejskiej oraz rynku pracy i ochrony praw obywatelskich ubiegło pod znakiem bezpieczeństwa w placówkach oświatowych podległych starostwu powiatowemu. Zaproszeni goście reprezentujący poszczególne szkoły odpowiadali na pytania radnych. Skupiono się przede wszystkim na zabezpieczeniach przed kradzieżami oraz dostępem do szkoły osób obcych.
- Temat wywołany został ubiegłoroczną kradzieżą, kiedy to jeden z nauczycieli stracił auto. Kluczyki zabrano z pomieszczeń szkolnych - przyznał szef komisji oświaty, Tadeusz Płóciennik.
Jak podkreślali zebrani, wszystkie szkoły są wyposażone w monitoring sfinansowany ze środków ministerialnych. Jego minusem bywa niewystarczający zasięg i przestarzały już osprzęt. Niedociągnięcia nadrabiane są siłami woźnych, palaczy i konserwatorów, którzy dozorują teren szkół. Na obcych reagują też dzieci.
Teren szkół jest monitorowany. Gorzej jest z kontrolą wejść osób obcych
System ten niestety zawodzi
Wiele placówek nie może sobie pozwolić na całkowite ogrodzenie swojego terenu. Tak jest choćby w przypadku Ośrodka dla Dzieci z Wadami Słuchu i Mowy, sąsiadującego z budynkiem mieszkalnym. Posesje szkół kuszą też amatorów placów zabaw, czy choćby ławek - jak w ZSOiE w Lubsku, który mieści się w pobliżu popularnego baru.
- Problemem nie jest jednak brak zabezpieczeń przed kradzieżą mienia szkoły - mówił Jarosław Kropski, dyrektor LO im. Bolesława Prusa. - Kłopot polega na zabezpieczeniu dobytku ucznia. U nas wciąż funkcjonują tradycyjne szatnie, które musimy udostępniać w czasie przerw. Choć apelujemy, by nie zostawiać w kurtkach cennych przedmiotów, uczniowie czasem o tym zapominają.
Jak przyznają przedstawiciele szkół, drobne kradzieże, które zdarzają się wśród uczniów, nie są traktowane zbyt poważnie przez policję. Funkcjonariusze niechętnie przyjeżdżają do skradzionego portfela czy komórki. Poszkodowany najczęściej zapraszany jest na komisariat. Gdy jest nieletni towarzyszyć musi mu rodzic.
- Szansa na odzyskanie przedmiotu jest wtedy znikoma - stwierdziła przedstawicielka Zespołu Szkół Budowlanych w Żarach.
Rozwiązaniem w tej sytuacji byłby zakup szafek, w której uczniowie mogliby trzymać swoje rzeczy. Przeszkodą są jednak fundusze. Wyposażenie jednej tylko szkoły wynieść może nawet 100 tys. zł. Opcja alternatywna to dalsza rozbudowa monitoringu.
- To nie daje jednak pełnej gwarancji. Mieliśmy u siebie kradzież kabli. Wystarczył kaptur, by kamery stały się bezradne. Rabusiów nie dało się zidentyfikować - przyznała Elżbieta Maćko, dyrektor Specjalnego Ośrodka Szkolno Wychowawczego w Lubsku.