Czy wiecie, co buduje się z uśmiechu?
Musi być uśmiech, bo spotkaliśmy się 4 czerwca, za chwilę leci Pan do Gdańska na jubileuszowe obchody trzydziestolecia i to z prezentem - będzie Pan pokazywał w Teatrze Szekspirowskim słynny już w Polsce rapsod „Wałęsa w Kolonos”. Tam już „wszyscy” są. Tzn. przepraszam, nie wszyscy, bo władzy nie ma, ale ich na ogół nie ma wtedy, gdy naród obchodzi ważne jubileusze! Więc nie ma się co martwić! Jak Pan wspomina tamten dzień, 4 czerwca sprzed 30 lat?
Bardzo miło i bardzo wyraziście go widzę w wyobraźni! Pamiętam, jak stałem w kolejce do Ambasady Polskiej w Rzymie, żeby zagłosować. Ponieważ to ambasada i zagranica, to musiałem głosować „na Warszawę”, chociaż jestem krakowianinem. Ale dzięki temu głosowałem na Jacka Kuronia, a to była dla mnie i jest do dziś dodatkowa satysfakcja.
Pamiętam atmosferę radości. Niewymuszonej, prawdziwej, szczerej. Ja na ogół unikam środowisk polonijnych, gdy jestem za granicą. Bo oni mają takie spolaryzowane poglądy, nie zawsze zrozumiałe, że nie chciałbym nigdy wchodzić w spór i dyskusję.
Ale tamtego dnia zupełnie o tym zapomniałem, gdy wszyscy byli wobec siebie radośni, bliscy, serdeczni.
Ta atmosfera była chyba najważniejsza, choć przecież 30 lat temu jeszcze nie wiedzieliśmy, że „można” inaczej! Nie było jeszcze w ogóle tej programowej, oficjalnie rozpętanej nienawiści, gdy Polak na Polaka potrafi tylko warczeć. Już nawet nie potrafimy przyznać, że ta nienawiść bardzo nam prywatnie przeszkadza, więc w dniach radości jubileuszowej powinniśmy z niej zrezygnować. Przecież w narodowej radości nie powinny obowiązywać takie negatywne nakazy partyjne?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień