Czy wysypisko jest groźne dla środowiska?
Nasz Czytelnik sygnalizuje nieprawidłowości na miejskim wysypisku odpadów. Twierdzi wręcz, że może dojść do zatrucia wody. - To zarzuty wyssane z palca - odpowiada dyrektor ZGKiM Wojciech Janka
Wojciech Kowalski-Mierkie¬wicz złożył właśnie zawiadomienie do Prokuratury Okręgowej o możliwości popełnienia przestępstwa. Mieszkaniec miasta uważa, że może dojść do tragedii. Chodzi o w pobliżu ujęcia wody pitnej (hydroforni) wybudowane zostały zbiorniki z trującymi ściekami, wypływającymi z wysypiska śmieci w Zielonej Górze Raculi. Sprawę tę porusza od dwóch lat, ale jak zauważa, nie została ona dostatecznie rozwiązana, stąd kolejny krok, który podjął...
- Nieszczelne zbiorniki z tymi odpadami są poza obrębem wysypiska - tłumaczy zielonogórzanin. - Dzika instalacja, odprowadzająca ścieki z wysypiska może doprowadzić (o ile już nie doprowadziła) do katastrofy ekologicznej. Trujące odpady, rozprzestrzeniają się na całą okolicę, stanowiąc zagrożenie dla życia i zdrowia mieszkańców.
Jego zdaniem sprawa jest bulwersująca, zwłaszcza że odpowiedzialnym za zanieczyszczenie jest Zakład Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej, który mimo realizacji projektu „Modernizacja i rozbudowa systemu gospodarki odpadami dla miasta Zielona Góra” za ponad 32 mln zł, zamiast poprawić jakość wód powierzchniowych, świadomie je zanieczyścił. To świadczy o nieprawidłowym wykorzystaniu publicznych pieniędzy.
Strumyk na działce truje otoczenie
Wojciech Kowalski - Mierkiewicz znany jest w mieście z proekologicznych działań. Sytuację na miejskim wysypisku monitoruje od dwóch lat. Na nim - jak tłumaczy - między kwaterami do składowania najbardziej niebezpiecznych dla środowiska odpadów zmieszanych, znajduje się ciek wodny. Wybija on z wnętrza ziemi.
- Ten ciek został umyślnie wykorzystany do wyprowadzenia poza wysypisko, w pobliże hydroforni i lasu, trujących odpadów w stanie ciekłym - podkreśla. - Początkowo ciecz ta wypływała, wraz ze strumykiem, na byłe ogródki działkowe. Miały one tworzyć strefę buforową między miastem a wysypiskiem. Strumyk ten tworzył otwarte, trujące rozlewisko, sięgające hydroforni i czynnych ogrodów.
Jak zauważa zielono¬górzanin, po jego pierwszej publikacji i interwencji Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska - ZGKiM najpierw zasypał odpadami ciek wodny, licząc że śmieci go wchłoną i problem zniknie. Ale nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu. Woda dalej wybija, przepływa pod odpadami i wypływa na byłe ogródki w formie toksycznej mazi.
Potem ZGKiM wybudował ukryty pod ziemią kanał. Zastosowano rury drenarskie a nie kanalizacyjne. Kanał ma wyprowadzić toksyczne ścieki do prowizorycznego szamba, znajdującego się w strefie buforowej. Ale to się nie udaje. Strumień ścieków nadal płynie i zanieczyszcza okolice ogrodów i ujęcia wody. Prowizoryczne szambo szybko się napełnia, a ścieki systematycznie zatruwa okolicę.
- Wyciek jest tak intensywny, że ZGKiM wybudował jeszcze jedną dziurę w ziemi, do której wpływa maź. I to nie pomogło - mówi Kowalski-Mierkiewicz. - Tylko kwestią czasu jest dostanie się toksycznego wycieku do wód gruntowych.
Zielonogórzanin zastanawia się po co więc było wydawać 32 mln zł (m.in. na budowę drugiej kwatery), skoro jakość wód powierzchniowych się pogorszyła?
- Wspomniany ciek powinien zostać profesjonalnie zabezpieczony i odprowadzony do systemu wodociągowego - uważa mieszkaniec.
Wycieki z wysypiska nie dostają się na zewnątrz
Wojciech Janka, dyrektor ZGKiM zarzuty naszego Czytelnika określa jako ,,wyssane z palca i nieprawdziwe, a ponadto niepotrzebnie straszące mieszkańców”. Podkreśla, że woda widoczna poza terenem wysypiska jest niczym innym jak deszczówką, a nie wyciekami z wysypiska, która wobec podłoża złożonego z gliny, zwyczajnie nie wsiąkła.
Tłumaczy, że wycieki z wysypiska są systemem zbudowanych przed dwoma lata drenów przesyłane do dwóch zbiorników, które są wprawdzie położone za płotem, ale w 30- metrowym otoczeniu wysypiska. Zbiorniki są codziennie opróżniane. Gdyby jednak doszło do tego, że tych wycieków byłoby za dużo, to są one przepompowywane na czwartą kwaterę i trafiają do potężnego zbiornika o pojemności 600 m3. Ten wobec swej wielkości, nigy nie będzie przepełniony.
Dodatkowym zabezpieczeniem przed wydostaniem się wycieków na zewnątrz jest to, że wysypisko znajduje się na terenie byłego wyrobiska gliny, co oznacza, że jego podłoże jest nieprzepuszczalne dla wody i zanieczyszczeń, które ewentualnie mogłyby wydostać się z terenu wysypiska.
Dyrektor dodaje, że obszar byłych działek (od wysypiska do ulicy Nowej) jest przewidziany pod rozbudowę infrastruktury gospodarki odpadami. Jednak na razie jest on niejako rezerwowy i będzie najpewnie wykorzystany, ale nie wcześniej jak za 15-20 lat.
Dyrektor Janka przyznaje, że na terenie byłych działek znajduje się ujęcie wody dla działkowiczów, ale jest ono oddalone od wysypiska o około 200 metrów.
Ponadto wokół wysypiska jest rozmieszczonych 17 tzw. piezometrów, czyli czujników umieszczonych w stalowych rurach, które pobierają wodę do badań z głębokości od 5 do 30 metrów.
- W ostatnich 25 latach nie stwierdzono, by badana woda była skażona czy też zagrażała środowisku. A badanie przeprowadzają niezależne instytucje, co jest dodatkową gwarancją - tłumaczy dyrektor Janka. - Ponadto - dodaje dyrektor -woda zarówno w strumieniu wypływającym z byłych działek jak też z innych miejsc na terenie działek jest badana przez służby Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska i jak dotychczas nie było przypadku, by woda ta była zanieczyszczona. - Dlatego nie powinniśmy straszyć ludzi - dodaje dyrektor.