Czym się różni jedno przegrane powstanie od drugiego
Dawno, dawno temu, na lekcji geografii w szkole średniej, nauczycielka wzięła do odpowiedzi kolegę. Miał wskazać na mapie najgęściej i najsłabiej zaludnione rejony Ameryki Południowej. Wziął wskaźnik, z wielką wprawą wskazał Rio de Janeiro, dorzecze Amazonki, uzasadnił. Nauczycielka patrzyła oniemiała: - Ale to jest mapa Afryki, a nie Ameryki Południowej...
Wtedy oniemiał kolega, ale tylko na chwilę. Cofnął się dwa kroki, porównał wiszące obok siebie mapy kontynentów: - Boże, jakie one podobne!
Przypomniała się ta historia, kiedy słuchałem jak minister obrony i historyk Antoni Macierewicz podczas obchodów rocznicy wybuchu powstania styczniowego podniosłym głosem przypominał, jak wielką wagę do Józef Piłsudski i Roman Dmowski przywiązywali do... powstania warszawskiego.
Trudno przypuszczać, żeby szef MON i historyk nie wiedział o jakim powstaniu mówi - po prostu wpadka. Ale tu nie ma taryfy ulgowej. Tak jak kiedyś wszyscy szydzili z Dariusza Jońskiego, łódzkiego posła SLD, który powstanie warszawskie umiejscowił w 1988 roku, tak teraz oberwało się ministrowi.
Gdyby szef MON nie użył pełnej nazwy powstania, tylko opowiedział o bohaterach, którzy polegli do końca trwając na posterunku, o krwawej daninie, którą złożyli najlepsi synowie narodu i konieczności uczczenia ich pamięci, nikt by się nie połapał. Retoryka martyrologii zawsze jest taka sama, a tak się składa, że spośród kilku wielkich narodowych zrywów, udało się wygrać tylko powstanie - wielkopolskie. W tym właśnie momencie należałoby westchnąć z bólem: - Boże, jakie one podobne...
Po wpadce szefa Antoniego Macierewicza lekcje historii w szkołach już nigdy nie będą takie same. Teraz każdy uczeń, który pomyli Jana Henryka Dąbrowskiego z Jarosławem Dąbrowskim, będzie mógł się bronić, że też się przejęzyczył - jak szef MON.
Jak się już jednak wszyscy uśmieją, powinni sobie zadać pytanie, czy na pewno wiedzą tyle o historii, ile im się wydaje. I czy stosowana dawniej w szkole metoda pamięciowego wkuwania historycznych dat rzeczywiście była taka zła? W końcu jakoś porządkowała w głowie przełomowe wydarzenia z setek i tysięcy lat.