Czym skorupka za młodu... czyli mama-botanik zbiera plony

Czytaj dalej
Fot. Arkadiusz Wojtasiewicz
Dorota Witt

Czym skorupka za młodu... czyli mama-botanik zbiera plony

Dorota Witt

- Poprzeczka została ustawiona bardzo wysoko, chciałybyśmy być dla swoich dzieci takimi mamami, jaką ona jest dla nas - mówią Agata i Pola Szymczak, córki dr Krystyny Stepczyńskiej-Szymczak, która przez ponad 30 lat pracowała w Katedrze Botaniki i Ekologii na UTP w Bydgoszczy. Dziś prowadzi Akademię Natura i kolejne pokolenia zaraża swoją pasją, prowadząc warsztaty na temat dzikich roślin jadalnych.

- Taki był plan na wychowanie córek: zasiać ziarnko fascynacji światem roślin i czekać spokojnie na plony?
- Ani to plan, ani cel. Zawsze chciałam być mamą - co do tego nigdy nie miałam wątpliwości. Ale ważna była dla mnie też praca zawodowa, bo była sposobem na realizację mojej pasji - opowiada dr Krystyna Stepczyńska-Szymczak. - Przez ponad 30 lat zajmowałam się botaniką na dzisiejszym Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym w Bydgoszczy. Praca ze studentami wymagała wypraw w plener. Często zabierałam na nie córki - nie dlatego, że nie miałam innego wyjścia (choć bywało, że nie miałam...), raczej dlatego, że uwielbiałam spędzać z nimi czas, a one na tych wyprawach świetnie się czuły. Zwłaszcza, że już wtedy, jako kilkuletnie dzieci, znały nazwy tych dziko żyjących roślin, których nie mogli zapamiętać moi studenci. Tak, po prostu im podpowiadały, a ci to niecnie wykorzystywali...

Mama ustawiła nam poprzeczkę bardzo wysoko. Marzę, by być taką mamą, jaką ona jest dla nas.

Córki w plenerze

- To była gratka: imponowało nam to, że maszerujemy ramię w ramię ze studentami i możemy popisywać się tym, co wiemy, a na dodatek taka wyprawa zwykle kończyła się piknikiem, były kanapki, herbatka w termosie. Przygoda - opowiada Pola.
- Pewnego razu zabrałam dziewczyny na uczelnię. „Do końca zajęć został kwadrans, nie będzie problemu, zwłaszcza, że studenci są pochłonięci pisaniem kolokwium" - myślałam. Agata zaczęła się jednak przechadzać się między rzędami ławek. Usłyszała akurat, jak jeden ze studentów prosi koleżankę o podpowiedź. - Nie wiesz? - pyta moja córka na cały głos. To „koziabloda". I miała rację - kozibród łąkowy. Student chciał wykorzystać obecność „ekspertki", pytał więc o kolejne nazwy roślin. „Cóż, wszystkiego nie mogę ci powiedzieć" - odparła dumnie młoda dama i odeszła.
- Mama nigdy nie katowała nas lekturą atlasów roślin, nie namawiała, nie sprawdzała, co wiemy z zakresu botaniki. Wiedzę przekazywała nam mimochodem. Nawet nie wiedziałyśmy, kiedy. I może dlatego tak bardzo rozbudzała naszą ciekawość swoimi opowieściami o roślinach. Kiedy tylko mogła, zabierała nas na spacery, przy okazji opowiadała o napotkanych roślinach. Dziś niemal automatycznie robię to samo, kiedy spaceruję po parku ze swoim synem, Kubą i widzę, ile sprawia mu to radości - opowiada Pola Szymczak.

Pasję mają w genach

- Życiową ścieżkę dziewczyny musiały wybrać same, ja mogłam tylko kibicować - zastrzega Krystyna Stepczyńska-Szymczak.
Dziś także Agata jest już mamą - Bruna i Igi. - I nadrabia zaległości, by „dogonić" 3-letnią córkę, która wiele nazw roślin ma w małym placu. Kiedy Agata była mała, nie wykazywała większego zainteresowania roślinami. O ile podczas spacerów Pola chwytała nawet te bardziej skomplikowane informacje w lot, Agata raczej podchodziła do tematu z dystansem. I dobrze, nie naciskałam.
A czasem było z tego sporo śmiechu. Kiedy mała Agata pojechała z tatą na działkę, dostali od mamy jedno zadanie: przywieźć pietruszkę do obiadu. Przywieźli, tyle że miny im zrzedły, kiedy obiad podano i okazało się, że pietruszka jest wyjątkowo gorzka. Więcej nawet - to wcale nie pietruszka, a młode listki chryzantemy...

Nasza relacja jest mocna. Możemy liczyć na mamę zawsze, zawsze ona może liczyć na nas. Bardzo chciałabym stworzyć podobną więź z moim synem: opartą na zaufaniu, przyjaźni, otwartości.

- Dziś Agata pyta mnie, czy i ja - jak jej córka - tak szybko zaczęłam interesować się światem roślin. Tak, tak szybko, już na pierwszych wakacjach na wsi - opowiada Krystyna Stepczyńska-Szymczak.
Pani Agata zawodowo związana jest ze sportem, pływa, nurkuje (czyli dokładnie tak samo jak jej mama w młodości...). Pani Pola zawodowo zajmuje się, m.in., edukacją ekologiczną (czyli dokładnie tak samo, jak jej mama na emeryturze), choć przed laty też wiązała przyszłość ze sportem. Kontuzja kolana sprawiła, że wybrała studia z zakresu kształtowania środowiska. Miała projektować ogrody, ale dziś spełnia się jako edukatorka, nierzadko w duecie z mamą.

Z mamą po sąsiedzku

- Lubie pracować razem z Polą. Kiedy, np., prowadzimy warsztaty dla nastolatków, jej energia jest niezbędna, by ujarzmić grupę, sprowadzić uwagę uczestników na właściwe tory - mówi Krystyna Stepczyńska-Szymczak.
Dziś mama i dorosłe córki z rodzinami mieszkają na tym samym osiedlu, niemal zaglądają sobie w okna. Choć nie taki był plan. Zdecydował przypadek.
- Nasza relacja jest mocna. Możemy liczyć na mamę zawsze, zawsze ona może liczyć na nas. Bardzo chciałabym stworzyć podobną więź z moim synem: opartą na zaufaniu, przyjaźni, otwartości - mówi Pola. - Każdemu życzę takiej mamy - mówi Pola Szymczak.
- Mama ustawiła nam poprzeczkę bardzo wysoko. Marzę, by być taką mamą, jaką ona jest dla nas - mówi Agata.

Dorota Witt

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.