„Dada, Iłła, Kika”. Listy z tajemniczej komody, pachnące fiołkami i tuberozą
Skąd się wzięły w siemianowickiej komodzie listy znanej poetki Kazimiery Iłłakowiczówny? Do kogo je pisała i kto je przechował?
„Nadchodzi już nieuchronnie czas wełnianych czap naciąganych na uszy. Czerwonych, zasmarkanych nosów. Bębniącego deszczu i chlapiących kałuż. Ale, w rekompensacie, czas długich, domowych wieczorów z książką na kolanach. Z nadgryzionym jabłkiem tuż obok na talerzyku, spod którego wystaje koronka serwetki wydzierganej przez którąś z kobiet minionego pokolenia. Z zieloną herbatą w starej porcelanowej filiżance zdobionej niebiesko w chabry”.
Ten nastrojowy opis, zachęcający do lektury, to prawie początek niezwykłej książki Ewy Daszewskiej „Dada. Iłła, Kika. Listy z komody”. Prawie, bo wcześniej - jak w dobrym dramacie - pojawia się spis bohaterów, których poznajemy na kolejnych kartach.
Niezwykłej, bo zawierającej obrazy z zamierzchłej przeszłości pisane piórem, ale też konwencjonalne, bo książka jest bogato ilustrowana zdjęciami, wycinkami i kserokopiami oryginalnych listów. Autorką wielu z nich jest nie kto inny, lecz słynna poetka i pisarka Kazimiera Iłłakowiczówna, która słała je do bliskich i rodziny, uczestniczących w wielkiej historii lub żyjących w jej cieniu. Ta książka, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Śląsk, właśnie ją upamiętnia.
Sekretarka Piłsudskiego i jej bliscy
Tytułowa Iłła - jak łatwo się domyślić, to właśnie Iłłakowiczówna, jedna z najważniejszych twórczyń dwudziestolecia międzywojennego; wówczas uchodziła za drugą, obok Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, poetkę Rzeczpospolitej (obie są zaliczane do wielkiego polskiego „kwartetu żeńskiego” razem z Wisławą Szymborską i Ewą Lipską), w latach 1926-1935 sekretarka Józefa Piłsudskiego, tłumaczka literatury europejskiej z kilku języków (m.in. Goethego i Tołstoja).
Dada, to Tadeusz Naczko-Iłłakowicz, krewny Iłłakowiczówny i potomek rodu Kościuszków, tego samego, który wydał Tadeusza Kościuszkę. Tytułowy Dada, syn Janusza Naczko-Iłłakowicza i jego żony Stefanii, do której pisała opublikowane listy Kazimiera Iłłakowiczówna, nosił to imię właśnie na cześć wielkiego przodka. Ewa Daszewska tak m.in. wspomina go w książce:
„Tadeusz Naczko-Iłłakowicz ma swoje miejsce w historii jako dowódca plutonu Kompanii Harcerskiej w powstaniu warszawskim”.
Kika, córka Janusza i Stefanii (w książce Stefa), to Krystyna Iłłakowicz-Daszewska, siostra Tadeusza (Dady), aktorka m.in. Teatru Śląskiego i Teatru Nowego w Zabrzu. To właśnie w jej komodzie przechowały się te wszystkie bezcenne pamiątki, które postanowiła uporządkować Ewa Daszewska.
Krystyna, czyli Kika, mieszkała w Krakowie i Katowicach, a pod koniec życia w Siemianowicach Śląskich.
- To byli piękni ludzie i szkoda, żeby te wszystkie bezcenne dowody ich obecności bezpowrotnie zginęły. Dotykanie tych pozostawionych śladów to zanurzanie się w historię, taką, której uczymy się w szkole - mówi Ewa Daszewska.
I przypomina na kartach książki, że w 1970 roku jako uczennica dostała w nagrodę trzytomową powieść „Anna Karenina” Lwa Tołstoja w tłumaczeniu Iłłakowiczówny.
- Nie sądziłam, że kiedyś los zetknie mnie z Iłłakowiczami i że będę porządkowała ich rodzinne pamiątki - mówi.
Przeszłość ułożona w pudłach
Przeglądanie i selekcja pamiątek trwały około trzech miesięcy. Ich poznawanie - dzień po dniu - jest właśnie treścią książki. Nie wiadomo, co się z nimi teraz stanie.
To bez wątpienia zasługa Kiki, że przetrwało tyle ważnych przedmiotów. Nie wiedzieliśmy choćby o tym, że jest wśród nich opaska z powstania warszawskiego. Na razie cała ta „przeszłość” jest poukładana w pudełkach
- dodaje Ewa Daszewska.
Okazuje się, że listów Iłłakowiczówny do Stefy jest bardzo dużo, a do publikacji trafiły niektóre, np. taki: „Warszawa, 25 II 48. Moi drodzy! Jestem proszona do Katowic i Sosnowca na wieczór autorski. Czy mogłabym przy tej okazji znowu zajechać do Was i stamtąd odbyć te wieczory. Byłoby to między 5 a 10 marca. Ściskam Was, Kazia”.
Czas degraduje, ale i wywyższa
Poza artystycznym i dokumentalnym, ta książka ma jeszcze jeden istotny walor, który bez wątpienia okaże się magnesem dla czytelników. Otóż, pokazuje, jak uporządkować i potraktować pamiątki oraz to wszystko, co zostaje po bliskich, gdy odchodzą w zaświaty.
„Zostałam spadkobierczynią strażniczki czasu przeszłego. Była nią do sierpnia 2013 roku Krystyna Iłłakowicz-Daszewska, córka Stefy, adresatki listów”
- pisze autorka.
- Ale co jest ważne, co zostawić, a co wyrzucić? Jak oddzielić przedmioty istotne od śmieci? Gdzie one się kończą, a zaczynają cenne pozostałości, które „czas wywindował na zaszczytne miejsce należne ciekawostkom przeszłości” - zastanawia się Ewa Daszewska.
Wiele jest w tej książce ważnych, ponadczasowych prawd opisanych pięknym językiem. Niektóre należałoby zanotować gdzieś na kartce i nosić jak talizmany. Choćby taką: „Boli odejście kolejnej bliskiej osoby. Płaczemy nad sobą. Ubywa tych, którzy pamiętali nas w warkoczykach... Jesień nastraja tak melancholijnie”...